Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Chcesz jechać, to płać!

12-06-2018 21:24 | Autor: Mirosław Miroński
Wakacje zbliżają się wielkimi krokami. Przed nami okres urlopów i masowych wyjazdów. Jak zwykle w tym czasie, zaczynamy przeliczać koszty związane zarówno z wyjazdem własnym samochodem, jak też innymi możliwymi środkami transportu. Koszty dojazdu stanowią nierzadko znaczną część wydatków na wyjazdy urlopowe. Ci z nas, którzy korzystają z własnego wehikułu, zapewne chcieliby, aby ceny benzyny i innych paliw były jak najniższe. Właściwie, wszyscy byśmy tego chcieli, bo przecież koszt paliwa ma wpływ na ceny niemal wszystkich pozostałych artykułów. Niestety, te oczekiwania rzadko wychodzą poza sferę życzeń.

W ostatnim czasie słyszeliśmy wiele o alternatywnych źródłach energii. O samochodach elektrycznych, z napędem hybrydowym, napędzanych ciekłym wodorem etc. Rozwój energii alternatywnych zależy w istocie od cen paliw tradycyjnych. Jest oczywiste, że przy niskich kosztach wydobycia, przetworzenia i dystrybucji szukanie paliw zastępczych schodzi na plan dalszy. Jednak ostatnio obserwujemy wzmożone działania w tym zakresie. Czy zaowocują one zastąpieniem milionów pojazdów poruszających się po drogach całego świata alternatywnymi? O tym zdecyduje prosty rachunek ekonomiczny. Musi to być opłacalne dla producentów alternatywnych źródeł energii, dla wielkich koncernów samochodowych i dla administratorów całej infrastruktury drogowej. Oczywiście, również dla użytkowników pojazdów. Ten swoisty konsensus wydaje się być w zasięgu ręki. Naprawdę jednak, zależy od wielu czynników, także od międzynarodowej sytuacji politycznej, która ma decydujący wpływ na ceny ropy i gazu.

Przeciętny obywatel naszego kraju z entuzjazmem podchodzi do wizji wprowadzenia „zdrowych” technologii. Ma bowiem nadzieję, że okażą się one skuteczne, a jednocześnie nie będą powodowały dalszej degradacji środowiska i atmosfery. Jednak owe czyste technologie kosztują. Za ich stworzenie i wprowadzenie do powszechnego użytku zapłacimy wszyscy. Choć nie będą to koszty znaczące dla domowych budżetów, to i tak znajdzie się wielu przeciwników nakładania na obywateli kolejnych obciążeń finansowych.

Nawet jeśli nie planujemy zamiany samochodu z silnikiem spalinowym na samochód elektryczny, to i tak nie unikniemy uczestnictwa w szeroko rozumianym projekcie rozwoju tzw. ektromobilności. Najprawdopodobniej każdy z nas dołoży swoją „cegiełkę” w tym ambitnym przedsięwzięciu, choćby w postaci dopłaty do paliwa.

Oponenci tego rodzaju planów podnoszą zarzut, jakoby tego rodzaju dopłaty stanowiły kolejny podatek, czy też quasi-podatek. Z kolei zwolennicy elektromobilności i technologii alternatywnych mówią o potrzebie badań w tym obszarze. Prawdą jest, że każda dopłata do rachunku odbije się na zasobności portfeli, zwłaszcza zmotoryzowanych obywateli. Prawdą jest też to, że jest to rodzaj podatku, czy też daniny, którą zapłacą wszyscy, bo jakiekolwiek podwyżki cen paliw przełożą się na pozostałe. Wprawdzie słyszymy, że cały koszt poniosą nasze największe spółki paliwowe, ale jak będzie w istocie – zobaczymy.

Nie do końca jest jasne, jak dopłata (zwana nieco eufemistycznie opłatą emisyjną) ma zostać wzięta w ciężar kosztów spółek paliwowych, będących przecież głównie spółkami skarbu państwa. Nie wszystkich tego rodzaju deklaracje przekonują. Jak będzie naprawdę, czas pokaże.

Jeśli chodzi o mnie, uważam, że rozwój elektromobilności jest dla nas wielką szansą. Ta branża bowiem wymaga stosowania najnowszych technologii, których opanowanie jest przecież w naszym zasięgu. To one decydują o rozwoju największych gospodarczych potęg. Warto więc i trzeba inwestować w innowacyjność, jeśli myślimy o ekonomicznym i cywilizacyjnym sukcesie.

Tymczasem przed nami wakacje, a więc wyjazdy. Obyśmy nie musieli dopłacać do każdego kilometra.

Wróć