Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Ciemny odcień czerni

13-11-2019 20:55 | Autor: Tadeusz Porębski
Symbolami naszych czasów stają się agresja i przemoc. Nie ma tygodnia, by media nie donosiły o kolejnej strzelaninie w USA, w której zginęli niewinni ludzie. W spokojnej dotychczas pod tym względem Polsce też budzi się groza. Poczciwy na pozór i niegroźny student umawia się z nauczycielką języka włoskiego w jej mieszkaniu, dźga kobietę wielokrotnie nożem i na koniec kawałkuje zwłoki.

Przed kilkoma dniami media doniosły o zatrzymaniu w Kołobrzegu eleganta o ujmującym sposobie bycia, podejrzanego o kilka zabójstw kobiet i ukrycie ich zwłok w miejskim parku. Zwolniony warunkowo z więzienia zabójca żony znajduje na wolności nową partnerkę, po czym z niewiadomych powodów brutalnie morduje ją i jej dziecko. Roi się od nożowników bez powodu atakujących przechodniów. O konkubentach i tatusiach - sadystach wykorzystujących seksualnie nawet niemowlęta, aż wstyd wspomnieć.

Co powoduje, że ktoś bierze do ręki broń i strzela do wszystkiego, co się rusza? Co powoduje, że dodatkiem do stroju wyjściowego staje się nóż? Co powoduje, że na pozór przykładny obywatel okazuje się potworem dokonującym czynów jeżących normalnym ludziom włosy na głowie? Na te pytania nie ma jednej konkretnej odpowiedzi. Ojczyzną seryjnych zabójców są Stany Zjednoczone. Kilkudziesięciu z zatrzymanych i skazanych seryjnych to tak wynaturzeni oprawcy, że słynny Hannibal - kanibal, czyli dr Lecter z książki Thomasa Harrisa "Milczenie owiec", jawi się przy nich jako niebieskookie niemowlę z grzechotką w rączce. Gary Ridgway i John Wayne Gacy dzierżą w USA palmę pierwszeństwa, jak idzie o liczbę ofiar. Ale najbardziej brutalnym zbrodniarzem Ameryki był chyba William Bonin zwany "Zabójcą z autostrady". Przez lata porywał młodych chłopców, gwałcił ich i poddawał niewyobrażalnym torturom. Dokładna liczba ofiar tego potwora w ludzkiej skórze jest nieznana, ale policyjne annały mówią nawet o stu. W poniedziałek 26 lutego 1996 r. Bonin został niczym wściekłe zwierzę "uśpiony" w kalifornijskim więzieniu San Quentin zastrzykiem z trzech substancji.

Seryjni i masowi zabójcy mają kilka cech wspólnych – są całkowicie pozbawieni empatii, nie mają żadnego poszanowania dla życia ludzkiego i nie odczuwają skruchy. Gdzie szukać trudno dostrzegalnej różnicy pomiędzy zabójcami seryjnymi a masowymi? Masowymi w większości kierują obłąkańcze idee i żądza władzy. Seryjni zaś zaspokajają w ten sposób swoje wynaturzone fantazje, a kieruje nimi przede wszystkim gniew oraz chęć całkowitej dominacji nad ofiarą. Przykładem zabójcy masowego, kierującego się obłąkańczą ideą jest norweski terrorysta Anders Breivik, który w 2011 r. na wyspie Utoya z zimną krwią zastrzelił 69 osób, w większości młodych, a następnie patetycznie oddał się w ręce policji. Daleko mu jednak do Wasilija Michajłowicza Błochina, naczelnika twerskiego NKWD, który od 1924 do 1949 roku osobiście wykonał egzekucje na około 50 tysiącach "wrogów ludu".

Major Błochin, awansowany później do stopnia generała, wykonywał wyroki podczas stalinowskich czystek w latach 30. ubiegłego stulecia, brał również czynny udział w rozstrzeliwaniu polskich jeńców wojennych wiosną 1940 r. Ten największy oprawca w dziejach świata ciągle udoskonalał swoje katowskie metody. Ponieważ rewolwery typu nagan zbytnio się grzały w trakcie masowych egzekucji przerzucił się po wielu testach na niemieckiego Walthera, a ostatnią egzekucję wykonał z małokalibrowego pistoletu Margolin. Miał też specjalny ubiór na okoliczność – przed przystąpieniem do "pracy" zdejmował mundur i wkładał brązową skórzaną czapkę pilotkę, długi skórzany brązowy fartuch oraz skórzane brązowe rękawice z mankietami powyżej łokci. Ten koszmarny rytuał budził grozę nawet wśród najbardziej zatwardziałych enkawudzistów. Największy masowy morderca naszych czasów zmarł w 1955 r. w Moskwie śmiercią naturalną jako szanowany emeryt.

Jeśli chodzi o palmę pierwszeństwa wśród seryjnych, to, o dziwo, nie dzierży jej Amerykanin, lecz Rosjanin. Andriejowi Czikatiło, zwanemu "Rzeźnikiem z Rostowa" udowodniono zamordowanie w latach 1982 - 1990 w bestialski sposób 53 osób, choć znaleziono zwłoki tylko 51 ofiar. Swoje ofiary znajdował na dworcach kolejowych, często wybierając młodocianych uciekinierów z domu i bezdomne dzieci. Kobiety kusił obietnicą pieniędzy lub alkoholu. Dzieci ujmował przyjacielskim zachowaniem i słodyczami. Ofiary zabierał do lasu i tam mordował. Czikatiło był impotentem, kiedy usiłował odbyć z ofiarą stosunek seksualny i gdy nie osiągał wzwodu, wpadał w morderczy szał i dźgał swoje ofiary osiągając w ten sposób seksualne spełnienie. Skazany na karę śmierci został zgładzony strzałem w potylicę w podziemiach więzienia w Rostowie. Rosyjskiemu "Rzeźnikowi" prawie dorównał "Rzeźnik" ukraiński, czyli Anatolij Onoprijenko, który w latach 1989 - 1996 zastrzelił ze swojego obrzyna 52 osoby. Onoprijenko mordował z chęci zysku, często całe rodziny. Uniknął kary śmierci po wprowadzeniu na Ukrainie moratorium, zmarł w więzieniu w 2013 r. na atak serca.

Gary Ridgway, nazwany "Mordercą znad Green River", udusił 48 prostytutek. Zatrzymano go po latach, kiedy poddano analizie DNA zachowane jako dowód materiał biologiczny znaleziony w latach 80. na ciele jednej z ofiar. Ridgway poszedł na układ z prokuraturą i wskazał miejsca pochówku ośmiu ofiar, których zwłok śledczy nie potrafili odnaleźć. Dzięki temu uniknął kary śmierci. Odsiaduje dożywocie bez prawa do warunkowego zwolnienia w Walla Walla, federalnym więzieniu o zaostrzonym rygorze. Szanowany chicagowski przedsiębiorca budowlany John Wayne Gacy z pobudek seksualnych zamordował 33 młodych mężczyzn, których zwłoki zakopywał pod podłogą swojego domu. Został skazany na śmierć i stracony. Przed podaniem mu śmiertelnego zastrzyku powiedział strażnikowi, że "może go pocałować w d...". Po stwierdzeniu zgonu z czaszki zabójcy usunięto mózg i przekazano instytutowi naukowemu. Naukowcy mieli zbadać, czy mózg seryjnego oprawcy różni się w jakiś sposób od zwyczajnego. Faktu takiego nie stwierdzono.

Co to może oznaczać? M. in. to, że zło występujące w człowieku nie jest wynikiem zmian zachodzących w mózgu, czy też uszkodzenia tego organu. Każdy z wielkich seryjnych zabójców doskonale rozróżniał dobro od zła, więc nie można nazwać ich niepoczytalnymi. Cóż więc takiego tkwi w niezbadanych zakamarkach ludzkiego mózgu, że pewni ludzie – na pozór normalni – mają drugie, koszmarne oblicze? Powodów może być wiele. Badania wykazały, że na 10 seryjnych aż 9 było w dzieciństwie i młodości maltretowanych fizycznie i psychicznie. Część doznała odrzucenia przez rodziców lub rodzica, większość była molestowana seksualnie, prawie każdy z nich wychowywał się w rodzinie, w której dominowała przemoc. Z upływem lat potęgował się u nich gniew, który musiał kiedyś znaleźć ujście. Ridgway nienawidził prostytutek, ponieważ w młodości był świadkiem jak jego ojciec, kierowca ciężarówki nader często korzysta z ich usług, czym -–z punktu widzenia chłopca – wyrządzał krzywdę swojej żonie, a jego matce. Badania pozwalają na postawienie tezy, że złe instynkty rozwijają się we wczesnej młodości, w określonej sytuacji rodzinnej.

Zapracowani i zabiegani rodzice poświęcają dzisiaj zbyt mało czasu swoim dzieciom. Więzi rodzinne ulegają ciągłemu rozluźnieniu, a dzieci pozostawiane są samym sobie. Rodzice młodocianych zabójców, dokonujących masakr w amerykańskich szkołach, przeoczyli sygnały ostrzegawcze. Nie dostrzegali, że u ich dzieci, oglądających od rana do wieczora gry komputerowe, w których trup ściele się gęsto, powoli zaciera się granica pomiędzy realem a światem wirtualnym. Przeoczyli również, iż ich latorośle sięgają po niedozwolone w tym wieku antydepresanty mogące wywoływać akty agresji, takie jak Prozac, Paxil, Luvox/Zoloft, Cymbalta, Celexa, czy SSRIs. Prawie każdy młodociany sprawca szkolnej masakry zażywał te specyfiki w dużych ilościach. Z kolei rodzice przyszłych seryjnych zabójców przeoczyli coś, co naukowcy nazywają Triadą McDonalda. Jest to zespół zachowań obejmujący moczenie się w dzieciństwie, piromanię oraz dręczenie zwierząt. Triada Mc Donalda to wyraźna oznaka rozwijania się u dziecka czy młodzieńca osobowości patologicznej - socjopatii. Stąd tylko krok do popełniania ciężkich przestępstw. W dobie rosnącej agresji i przemocy rola rodziców w wychowaniu swojego potomstwa staje się więc szczególnie ważna.

Socjopaci i psychopaci znają społeczne prawa oraz zakazy i przeważnie zachowują się tak, jakby szczerze wierzyli w te wartości. To dobrze maskowana dekoracja. Bonin, czy zabójca - nekrofil słynny Ted Bundy byli mężczyznami wyjątkowo atrakcyjnymi, każda kobieta bez wahania poszłaby z nimi na spacer do lasu. Byłby to, rzecz jasna, jej ostatni spacer w życiu. Trzeba dużej spostrzegawczości oraz wiedzy, by dostrzec prawdziwe oblicze socjopatów - sadystów. Istnieją jednostki, które są tak mocno zaburzone, że zdaniem wybitnych naukowców ich ewentualna terapia nie rokuje żadnych nadziei. Zło zawsze kojarzyło się z czernią - czarny charakter to zły człowiek, czarne chmury to nieszczęście, czarny kolor oznacza żałobę, itd. Tacy ludzie jak Breivik, Błochin, Czikatiło, Ridgway, Bonin, czy Gacy to najciemniejszy odcień czerni jaki tylko można sobie wyobrazić.

Wróć