Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czy Ziobro zatrzyma suszę?

27-02-2019 21:27 | Autor: Tadeusz Porębski
Nie jestem, jak zjednoczona opozycja w Sejmie, zajadłym wrogiem PiS. Patrzę na rzecz szeroko, najszerzej jak tylko potrafię. I co widzę? Oczywiście plusy i minusy rządów ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. Jakie są proporcje? Moim zdaniem 60 procent to plusy, a 40 procent minusy.

Nie można nie oddać cesarzowi tego, co cesarskie, a Bogu tego – co boskie. Dlatego bardzo wysoko cenię zdławienie złodziejskiej reprywatyzacji, która za czasów rządów poprzedników PiS miała się wyjątkowo dobrze. Wiem coś na ten temat (hasło: reprywatyzacja kamienicy przy ul. Narbutta 60). Bardzo wysoko cenię wzięcie na krótką smycz komorników, którzy przez dekady stanowili państwo w państwie, a krzywdy, jakie wyrządzili zwykłym obywatelom, trudno zliczyć. Jeszcze wyżej oceniam rozbicie mafii paliwowej i mafii bankowej, które ukradły miliardy. Plusów jest znacznie więcej, ale nie da się ich wszystkich wymienić z braku miejsca w tym felietonie.

Także minusów nie da się wymienić, bo jest ich, niestety, co niemiara. Polska polityka zagraniczna to katastrofa. Kraj płaci wysoką cenę za obsadzanie odpowiedzialnych stanowisk nieudacznikami wyciąganymi z partyjnego notesu. Nie ma na to lepszego przykładu jak zniszczenie słynnej stadniny koni arabskich w Janowie Podlaskim. Z tej małej, ale znanej jak świat długi i szeroki miejscowości, niesie się dzisiaj krzyk rozpaczy. Od kilku dni towarzyszy mu szyderczy śmiech.

Przez wiele lat SK Janów Podlaski była znakiem rozpoznawczym Polski. Organizowane tam aukcje przyciągały nazwiska z najwyższej półki – gwiazdy Hollywood i popkultury, koronowane głowy, miliarderów. Częstym bywalcem jawił się Charlie Watts, perkusista kultowej kapeli rockowej The Rolling Stones, którego małżonka jest największym hodowcą arabów na wyspach brytyjskich.

Państwo zarabiało miliony, a sława wyhodowanych w Polsce koni arabskich czystej krwi docierała w najbardziej odległe miejsca naszego globu. Wystarczyła zmiana władzy w państwie w 2015 r., by licząca setki lat tradycja obróciła się wniwecz. Oprzyjmy się na faktach, mając nadzieję, że nikt o zdrowych zmysłach nie będzie z nimi polemizował. Oto już w dwa lata po przejęciu władzy przez PiS straty SK Janów Podlaski wyniosły 1,5 mln złotych, a jeszcze w 2015 r. miała ona 3,5 mln zł nadwyżki. Jak widać, wymiana doświadczonych fachowców na dyletantów dała efekt natychmiastowy. Przez ponad pół wieku aukcje w Janowie wyznaczały na świecie rynkowe ceny koni arabskich. Po zakończonej skandalem aukcji w 2016 r., kiedy doszło do negocjowania z podstawionym „klientem”, wiarygodność janowskiej aukcji spadła do minimum. Pani Watts i wielu innych zagranicznych hodowców zabrali swoje konie z Janowa.

To, co utracono w Janowie Podlaskim w czasie rządów „dobrej zmiany”, jest niestety nie do odbudowania. To największy dramat rodzimej hodowli arabów. W warunkach coraz silniejszej konkurencji nie da się odtworzyć pozycji, jaką Janów wypracował sobie przez pięć dekad. Nie da się również szybko odbudować utraconego zaufania zagranicznych hodowców. Nieudacznicy są do tego stopnie nieudolni, że nawet nie potrafili wykorzystać prestiżowo okrągłej 200. rocznicy istnienia SK Janów Podlaski przypadającej w 2017 r. Jako miłośnik koni w ogóle, a wyścigowych w szczególności, jestem załamany. Ostatnio załamanie zastąpiła furia, kiedy przeczytałem oficjalne oświadczenie Ministerstwa Rolnictwa informujące społeczeństwo, że, tu cytat: "Sytuacja w SK Janów Podlaski związana jest z ogólną sytuacją w rolnictwie w 2018 r. i jest głównie efektem niespotykanej od lat suszy".

W Internecie zawrzało, pojawiły się setki kąśliwych, a często wręcz wulgarnych wpisów ("w ch... z nami lecicie?"). "To kpina, nie odpowiedź. Ręce opadają". "Tłumaczenie dla baranów. Jak zwykle zresztą". "Chyba susza intelektualna w PiS". "Upadkowi Teatru Polskiego we Wrocławiu też winna susza?"). Nie ma co, bezczelność decydentów z resortu rolnictwa powoli wchodzi na orbitę okołoziemską. Nieudacznik, jak to nieudacznik, przede wszystkim nie posiada odpowiedniej wiedzy, dlatego ima się każdego środka, by jakoś wytłumaczyć własną nieudolność. Nie wie, że w takiej dziedzinie jak hodowla koni arabskich czystej krwi największą wartością jest doświadczenie, a doświadczenie, jak mawiał Immanuel Kant, to produkt rozumu. "Miejcie odwagę posługiwać się rozumem" – nawoływał samotnik z Królewca. Ale czy którykolwiek z decydentów w Ministerstwie Rolnictwa czytał Kanta i zna jego maksymy? Wątpię, bo gdyby tak było władze resortu nie pozbyłyby się z Janowa doświadczonych fachowców, co doprowadziło stadninę do katastrofy.

Wacław Rzewuski, zwany później Emirem, przewraca się w niebie patrząc jak jego gigantyczna spuścizna marnotrawiona jest przez dyletantów. Nadarza się okazja, by przypomnieć czytelnikom tego wielkiego Polaka, arystokratę z urodzenia, podróżnika i hodowcę koni arabskich z zamiłowania. Niebywale barwny życiorys czyni go bez wątpienia jedną z najbardziej fascynujących i tajemniczych postaci ówczesnej Europy. Jest godny oskarowego scenariusza. Wacław Rzewuski urodził się w 1784 r. Jego ojciec, dziadek oraz pradziadek byli hetmanami polnymi koronnymi. Seweryn Rzewuski, ojciec Wacława, wspólnie z kilkoma innymi rodami magnackimi sprzedał Polskę rosyjskiej carycy Katarzynie II podczas konfederacji targowickiej, co zapoczątkowało rozbiory. Po Targowicy cały kraj okrzyknął Seweryna zdrajcą i odsunął się od niego. Młody Wacław nosił więc na sobie piętno, które z pewnością wywarło duży wpływ na jego dalsze losy.

Wacław Rzewuski wychowywał się w towarzystwie Niemców oraz Francuzów i początkowo nie znał nawet języka polskiego. Skąd wzięło się u niego zamiłowanie do Wschodu? Zaszczepił mu je wuj Jan Potocki, który zwiedził Egipt, Tunis oraz Maroko i w 1797 r. zafascynował chłopca urokami Orientu. W 1811 r. Wacław Rzewuski urządził sobie rezydencję w Kuźminie na Podolu, jednak najbardziej ukochał położony w stepie, na miejscu dawnego koczowiska tatarskiego, Sawrań. Zanim został Emirem stał się kozackim atamanem Rewuchą. Przez całe życie szukał dwóch ideałów: idealnych koni, które w końcu znalazł, oraz idealnej kobiety, której niestety nie znalazł. Rzewuski zorganizował trzy wyprawy na Wschód, podczas których udało mu się zdobyć szereg wspaniałych koni arabskich.

Dzień 19 kwietnia 1819 r. (Uwaga! Zbliża się okrągła rocznica tego epokowego wydarzenia!) był dla niego szczególnie szczęśliwy. Nabył wtedy konia wywodzącego się w prostej linii ze stada Mahometa „Obiat-el-Homlu Nejdi Kohailan". Nie mogąc nic zrobić dla Polski, która wtedy jako państwo nie istniała, Rzewuski rozsławiał ojczyznę w Arabii przysparzając krajowi chwały i blasku. Jako Lach (Polak) „złotobrody” został Emirem Tadż al-Fahr Abd al-Niszan w 13 trybutach. Większą część roku 1819 Emir Rzewuski spędził wśród Beduinów, gdzie zdobywał najpiękniejsze okazy kohailanów.

Rok później wysłał wszystkie konie do Paryża, do swego wspólnika bankiera Sakelario. Sam zaś za pożyczone pieniądze dotarł z kilkoma kozakami do Koźmina. Zastał tam ruinę straszniejszą niż się spodziewał. Wrócił więc na Podole. Okazało się, że konie są w Paryżu, ale nikt ich tam nie chce. Wreszcie w kwietniu 1821 r. stawka 78 kohailanów dotarła do Sawrania. Emir zdecydował się osiąść w Sawraniu na stałe, jego życie powoli zaczęło się normować. Nadal pozostawał dla sąsiadów oryginałem mieszkając w wożonym ze sobą namiocie i podróżując na swoich przepięknych koniach arabskich. Wziął udział w Powstaniu Listopadowym, mając pod komendą 200 ludzi, jednak jego oddział szybko został rozbity przez Rosjan w bitwie pod Daszowcem. Po pogromie nikt nie wiedział co stało się z Emirem. Różnie mówiono o jego dalszych losach. Jedna opowieść powiada, że zginął w bitwie i Rosjanie zabrali jego ciało. Inna, że przeżył pogrom, ranny uciekł z pola bitwy i ponoć zmarł w samotności w 1833 r. gdzieś w stepach Podola.

Wacław Emir Rzewuski uznawany jest w Polsce za twórcę rodzimej hodowli konia arabskiego czystej krwi. Potomstwo sprowadzonych przez niego ze Wschodu arabów polskie stadniny sprzedawały hodowcom na całym świecie za ogromne pieniądze. W 1981 r. ogier El Paso został sprzedany amerykańskiemu hodowcy Armandowi Hammerowi za milion USD. Klacz Penicylinę z Janowa Podlaskiego kupił za 1,5 miliona USD biznesmen David Murdock, zaś w 2009 r. za samo pokrycie własnym ogierem stojącej w Janowie klaczy Pianissima, wielokrotnej triumfatorki światowych pokazów, hodowca z Kalifornii zapłacił aż 175 tys. euro. Emir Rzewuski był podróżnikiem i wizjonerem, nie przewidział jednakowoż, że jego dorobek życia zniweczy kiedyś... susza. To ona, podstępna i bezwzględna złodziejka, winna jest zniszczenia naszych narodowych janowskich sreber.

Domagam się zatem kategorycznie od ministra Zbigniewa Ziobry, by jego gończe psy niezwłocznie dokonały zatrzymania Suszy. Najlepiej o godzinie 6 rano, w obecności telewizyjnych kamer. To jednak nie wszystko. Domagam się również, by prokuratura wystąpiła do właściwego sądu o zastosowanie wobec Suszy (jak również niektórych jej popleczników) tymczasowego aresztowania. Sprawiedliwości musi stać się zadość!

Wróć