Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czyja to wina, że jest ruina?

06-11-2019 20:09 | Autor: Maciej Petruczenko
Czasami człowiekowi po prostu ręce opadają. No bo jak długo można bić się o słuszną sprawę, wypisywać – jak się dawniej mawiało – morze atramentu, zapełniać dysk komputera plikami zawierającymi te same treści, a tak naprawdę walić głową w mur? Mija właśnie równo 50 lat od momentu, gdy z pozycji publicysty zacząłem domagać się zakończenia przebudowy i modernizacji warszawskiego kompleksu sportowego przy ul. Wawelskiej 5, potocznie utożsamianego z tamtejszym głównym obiektem, dosyć lekkomyślnie nazywanym stadionem Skry.

Taki zwrot jest może o tyle właściwy, że Robotniczy Klub Sportowy SKRA wciąż pozostaje w faktycznym stanie posiadacza 22 hektarów znakomicie położonego w centrum miasta terenu. Nie jest jednak jego właścicielem ani nie ma likwidowanego już stopniowo prawa użytkowania wieczystego, które wygasło już bodaj w 2014 roku.

Klub ma zawiązaną w 1921 roku proletariacką tradycję, a założono go w grudniu 1921 roku pod nazwą: Sportowy Klub Robotniczo-Akademicki (SKRA). Dwa lata później troszczące się o rozwój kultury fizycznej władze miasta dały klubowi okołocmentarny teren przy ul. Okopowej i już w 1926 zbudowano tam skromny stadion. Wojna przerwała działalność skrzaków, a zamiast strzałów na piłkarską bramkę można było usłyszeć odgłosy strzałów karabinowych, bowiem obiekt wchodził w obręb getta i służył po części przeprowadzaniu egzekucji na ludności żydowskiej. Był to tragiczny okres zarówno w historii Skry, jak i całej Warszawy, gdy jednak klub zaczął odżywać i radykalnie się przekształcać po drugiej wojnie światowej, zyskując nie tylko ogólnokrajową, ale również międzynarodową renomę, jego aktywiści nie mogli się spodziewać, że po blisko 100 latach działalności tego stowarzyszenia, doczekają się strzałów w plecy z paru stron. Tak czy siak bowiem, ów kompleks obiektów przy Wawelskiej może w najmniejszym stopniu tętni życiem sportowym, choć nie można powiedzieć, by ono zamarło.

Przez obiekty klubowe przewija się obecnie około 250 zawodniczek i zawodników, z czego 170 to lekkoatleci, a resztę stanowią rugbiści. Tyle że wszyscy oni należą do nowo powstałego Ochockiego Klubu Sportowego SKRA, a nie do RKS SKRA, który jest zadłużony na jakąś niewyobrażalną liczbę milionów złotych, zaś wyrokiem Sądu Najwyższego prezesowi RKS Krzysztofowi Kaliszewskiemu (akurat najmniej winnemu zadłużenia Skry) nakazano oddanie kluczy władzom stołecznym, które odzyskały prawo do zarządzania olbrzymim kompleksem, którego miasto jest wszak właścicielem i chce zainwestować na początek 25 mln złotych w modernizację otoczki stadionu, by potem zbudować nowy stadion.

Kaliszewski, najbardziej znany jako trener najlepszej polskiej sportsmenki, dwukrotnej mistrzyni olimpijskiej i czterokrotnej mistrzyni świata w rzucie młotem Anity Włodarczyk, już od długiego czasu zwleka z oddaniem kluczy, w związku z czym miasto wystąpiło o odpowiedni nakaz do sądu. I tak ciągnie się to całe nieszczęście, kompromitując już teraz wszystkie strony konfliktu, tym bardziej, że będąca do niedawna sportową wizytówką klubu i miasta Anita przestała reprezentować barwy SKRY, przechodząc do AZS AWF Katowice, gdzie jej zaoferowano bardzo dobre warunki finansowe.

Wielka gwiazda nominalnie odeszła (bo w praktyce jako mieszkanka Warszawy zawsze może przy Wawelskiej potrenować), lecz problemy klubu pozostały. Co bowiem z tego, że młodzi lekkoatleci trenują z zapałem, a drużyny rugbistów seniorów i juniorów to ścisła krajowa czołówka, skoro jest już decyzja powiatowego inspektora nadzoru budowlanego o zamknięciu obiektów przy Wawelskiej ze względów bezpieczeństwa. Faktem jest, że część trybun stadionu lekkoatletycznego zaczynała się walić już w 1969 roku, gdy położono tam pierwszą w krajach socjalistycznych nawierzchnię syntetyczną bieżni i rozbiegów (tartan). Upłynęło równo pół wieku i nic się na lepsze nie zmieniło, tylko wszystko uległo dewastacji. Teraz już wszystkie trybuny nie nadają się do użytku, tak samo jak hala za nimi, a nowo położony tartan nie daje możliwości rozgrywania zawodów, ponieważ okoliczni menele pokradli krawężniki bieżni. Jak do tej pory, treningi wciąż się tam odbywają, a odpowiedzialny za stan obiektów Krzysztof Kaliszewski uspokaja, że do niego żadne pismo od powiatowego inspektora jeszcze nie dotarło, a jeśli dojdzie – to się od tej decyzji odwoła. No i tak w koło Macieju...

Tymczasem w mieście stołecznym Warszawa coraz trudniej uprawiać lekkoatletykę. Skrę zaraz zamkną, stadion Orła (również odebrany przez miasto klubowi) wymaga generalnego remontu, a na jedynym w pełni funkcjonalnym stadionie AZS AWF na Bielanach wszyscy się przecież nie zmieszczą. Zresztą nie jest to obiekt komunalny, tylko część infrastruktury uczelni, wpakowanej kilkanaście lat temu (podobnie jak inne awuefy) – do resortu nauki.

Na domiar złego w Warszawie – zamiast powiększać bazę dla sportu wyczynowego, jak to się dzieje w innych miastach, tylko się ją uszczupla. Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest wyrzucenie na bruk tysiąca sportowców Gwardii, której zabrano obiekty przy Racławickiej, a wcześniej Halę Mirowską.

Marnie jest w Warszawie, jeśli chodzi o boiska do piłki nożnej, nie ma hali sportowo-widowiskowej godnej stolicy, a już lekkoatletów zapędzono w kozi róg. Nawet budząca parę lat temu inicjatywa władz Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, które chciały zbudować stadion piłkarsko lekkoatletyczny przy Nowoursynowskiej – spaliła na panewce i lekkoatleci AKL Ursynów pętają się gdzie bądź.

W tym numerze – oprócz biadolenia nad Skrą – piszemy też o problemach, jakie narastają wokół toru wyścigów konnych na Służewcu. Ciekawe jestem zatem, czy w końcu wyjdzie szydło z worka i na koniec okaże się, że – tak samo jak Gwardię, również piękny tor służewiecki i hektary Skry zostaną zgodnie z jakąś urzędniczą wolą – zabetonowane...

Wróć