Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Dobry zwyczaj – nie pożyczaj

24-08-2015 14:29 | Autor: Tadeusz Porębski
W lipcu Rada Dyrektorów Wykonawczych Grupy Banku Światowego zatwierdziła pożyczkę dla Polski w wysokości 912,7 mln euro (około miliarda dolarów) "na cele polityki rozwoju na rzecz wzrostu i odporności gospodarki”. BŚ uzasadnia tak wielką szczodrość tym, że "od ponad dwóch dekad Polska osiąga imponujący wzrost gospodarczy, a BŚ z całą gotowością kontynuuje swoje zaangażowanie na rzecz rządowego programu reform, zmierzającego do wzmocnienia finansów publicznych i poprawy odporności sektora finansowego, tworzenia nowych miejsc pracy oraz promowania bardziej dynamicznej i innowacyjnej gospodarki”. Według bankowych rekinów, kontynuacja reform jest niezbędna, aby Polska gospodarka utrzymała konkurencyjność. Tyle naoliwionego bankierskiego ple, ple.

Jednocześnie International Finance Corporation (IFC), agenda tak troskliwego o konkurencyjność Polski BŚ, udziela prawie miliard dolarów pożyczki sieciom handlowym Lidl i Kaufland "na rozwój sieci dyskontów w krajach Europy Wschodniej i zapewnianie ich mieszkańcom taniej żywności". Jest to wyjątkowo obłudne uzasadnienie, ponieważ w rzeczywistości pożyczka posłużyła do nieograniczonej ekspansji niemieckich sieci m. in. na polskim rynku. Pierwsze pieniądze na ten cel poszły jeszcze w 2004 r. i zostały spożytkowane m.i n. na ekspansję Lidla i Kauflanda w naszym kraju. Niestety, te gigantyczne pieniądze nie poprawiły sytuacji pracowników niemieckich sieci. W Wielkiej Brytanii, gdzie Lidl ma ponad 600 sklepów, pojawiła się w ubiegłym roku informacja, że polskiemu personelowi w sklepach na terenie Szkocji zabroniono rozmawiania w pracy w ojczystym języku, nawet jeśli klient pochodził z naszego kraju. W Polsce pracownicy, którzy chcą przystąpić do związków, są zastraszani i bywa, że kierownicy stosują wobec nich werbalną presję.

To tylko jeden z przykładów interesowności i obłudy wielkich instytucji finansowych, takich jak np. BŚ czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Podwójne oblicze MFW pierwszy obnażył premier Węgier Viktor Orbán, którego osobiście jestem wielkim admiratorem. W 2008 r. Węgry były pierwszym krajem UE, który z powodu kryzysu dostał wsparcie od MFW, Banku Światowego oraz innych unijnych partnerów. Węgrom przyznano wtedy 20 mld euro pożyczki. Dwa lata później, po dojściu do władzy partii Fidesz, węgierski rząd skrupulatnie przeanalizował plusy i minusy płynące z konszachtów z BŚ i MFW. Orbán postawił wtedy w radiowym wywiadzie kilka tez, które zapowiadały znaczne oziębienie relacji na linii Węgry - wielkie instytucje finansowe. Premier Węgier nie owijał w bawełnę i wprost oskarżył MFW twierdząc, iż jest to „kruk, który drugiemu krukowi oka nie wykole i dąży jedynie do przeniesienia obciążenia fiskalnego z banków na ich węgierskich klientów". Hardy węgierski polityk określił MFW jako „zwykły bank, któremu zależy tylko na tym, aby rząd Węgier zniósł podatek od banków i w zamian opodatkował własnych obywateli".

Już dwa lata później Węgry przed terminem spłaciły resztę kredytu zaciągniętego w MFW, czyli prawie 721 mld euro. Jak zaznaczyło węgierskie ministerstwo gospodarki, z przypadającej na MFW części tego pakietu wykorzystano tylko 7,5 mld euro. Jednocześnie Budapeszt poinformował, że nie będzie nowego porozumienia kredytowego z MFW. Odrzucono bowiem takie propozycje MFW jak wprowadzenie podatku od nieruchomości oraz ograniczenie świadczeń rodzinnych. - To oznaczałoby obarczenie węgierskich rodzin obciążeniami, których nie chcą dźwigać międzynarodowe firmy działające na Węgrzech. Jest to niedopuszczalne - podsumował Viktor Orbán i rok później kazał zlikwidować przedstawicielstwo MFW w Budapeszcie.

Liberalne zachodnie media, z których większość chodzi na pasku bankierów, zawyły z oburzenia. Nasze oczywiście nie pozostawały w tyle. Dla nich sprzeciw wobec tak wielkich i wpływowych instytucji jak MFW, BŚ oraz inne komercyjne giganty finansowe, to wręcz świętokradztwo. Straszono Węgry odpływem kapitału, wieszczono ruinę tamtejszej gospodarki, drastyczny spadek Węgier w notowaniach agencji ratingowych, słowem - głód, smród, nędza i ubóstwo. Tymczasem, jakby na potwierdzenie słuszności przyjętego kursu niezaciągania kolejnych pożyczek, dług publiczny Węgier stopniowo maleje. Udało się także zmniejszyć deficyt budżetowy do poziomu poniżej 3 proc. PKB, podczas gdy wiele krajów strefy euro notorycznie przekracza tę granicę. Kraj, który cztery lata temu miał rzekomo stać na skraju bankructwa, rozkwita, choć naprawdę niewiele brakowało, aby przeszkodził temu... MFW. Orbán jest wyjątkowo konsekwentny w swoich działaniach, przed dwoma miesiącami jego rząd nakazał opuszczenie kraju wszystkim bankom rodziny Rothschildów.

W ubiegłym roku Węgry były drugą, za Irlandią, najszybciej rozwijającą się gospodarką UE. Prognozy KE zakładają, że ten rok będzie niewiele gorszy. Ciśnie się na usta pytanie, czy tak dynamiczny rozwój węgierskiej gospodarki to owoc reform wprowadzanych przez rząd Orbána i znaczne oziębienie relacji z wielkimi zachodnimi instytucjami finansowymi, co, zdaniem komentatorów liberalnych mediów, miało prowadzić wprost do gospodarczej katastrofy? Moim skromnym zdaniem odpowiedź brzmi: tak. W Polsce, w kampanii przed wyborami prezydenckimi, pojawiały się pomysły skopiowania niektórych rozwiązań węgierskich, dotyczących np. opodatkowania banków oraz wielkich sieci handlowych. Jest to ostatni dzwonek, bowiem po 25 latach od zmiany ustroju zjawisko tzw. chuligaństwa podatkowego osiągnęło w Polsce apogeum. Chuligaństwo podatkowe polega na tym, że zagraniczne korporacje płacą możliwie u nas jak najniższy podatek, aby jak najwięcej pieniędzy wytransferować do zagranicznych central. Najpopularniejszym objawem podatkowego chuligaństwa jest uciekanie od zapłacenia podatku dochodowego od osób prawnych (CIT) poprzez sztuczne zawyżanie kosztów, aby wykazać minimalny zysk, a nawet stratę. Jest to praktykowane przez wszystkie banki i sieci handlowe z zagranicznym kapitałem.

Najprostszym sposobem na okiełznanie rozbuchanego chuligaństwa podatkowego jest wprowadzenie podatku obrotowego i jednoczesna likwidacja dochodowego. Viktor Orbán pokazał, że można, bo kraj mimo czarnych scenariuszy jakoś się nie zawalił, a wręcz przeciwnie. Jestem w swojej robocie wyjątkowo dociekliwy, ale daleko mi do pismaków uprawiających tzw. spiskową teorię dziejów. Jednak nagła miliardowa pożyczka z BŚ w czasie, kiedy nad Wisłą coraz głośniej mówi się o opodatkowania banków i wielkich sieci handlowych daje dużo do myślenia. Jak na mnie - zbyt dużo.

Wróć