Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Fatalne skutki „dobrej zmiany”

19-04-2023 21:05 | Autor: Tadeusz Porębski
Ja nie o takie Polskie walczyłem – powiedziałby pan Ferdynand Kiepski, mój ulubieniec, Prawdziwy Polak, bohater kultowego serialu, gdyby dowiedział się, że mamy obecnie najliczniejszy rząd w historii i także największy dług publiczny. Resort finansów, a za nim poważne i wiarygodne media, donoszą, że dług sektora instytucji rządowych i samorządowych na koniec 2022 r. wzrósł do 1 bln 512 mld złotych. Oznacza to wzrost w ciągu roku o ponad 100 mld. To oficjalne dane, ale zdaniem niezależnych ekonomistów prawdziwa dziura w finansach byłaby większa, gdyby doliczyć wydatki pozabudżetowe „ukryte” w funduszach, którymi jednoosobowo rządzi premier.

Wydatki budżetu państwa w okresie styczeń – luty wyniosły blisko 93,2 mld zł. W stosunku do tego samego okresu roku 2022 (80,4 mld zł) były wyższe o 12,8 mld zł, czyli o 16 proc. Nic dziwnego, wszak po mianowaniu nowych ministrów: Janusza Cieszyńskiego na ministra cyfryzacji i Roberta Telusa na ministra rolnictwa mamy najliczniejszą Radę Ministrów od 1989 roku. A jeszcze w 2018 r. pan premier Mateusz Morawiecki zapowiedział… ograniczenie liczby wiceministrów o 25 proc. Rada Ministrów liczy obecnie 27 osób, za czasów Tuska gremium to liczyło 20 osób. Ale prawdziwe rozpasanie widać w ministerstwach. W resorcie klimatu i środowiska oprócz ministra mamy jeszcze czterech sekretarzy stanu i trzech podsekretarzy. Podobnie liczne są władze ministerstw aktywów państwowych, finansów, rolnictwa i rozwoju wsi oraz sprawiedliwości. Tak w dużym skrócie wygląda „dobra zmiana” Kaczyńskiego.

To są fakty, ale nawet one nie docierają do około 30 proc. Polaków biorących udział w wyborach. Nie dociera to, że spółki skarbu państwa – jak na przykład Orlen – bezczelnie okradają nas konsumentów, windując ceny paliw do poziomu orbity okołoziemskiej, mimo że w poniedziałek 27 marca rano notowania baryłki ropy Brent na giełdzie w Londynie spadały do 74,90 USD. W dniu napaści Rosji na Ukrainę baryłka kosztowała 99 USD, a w kulminacyjnym momencie wzrostów ceny ropy naftowej blisko 140 USD. Tymczasem Orlen utrzymuje ceny z tamtego okresu pasąc lud debilnymi argumentami, że „mamy najtańsze paliwa w Europie”. Cenowo tak, ale jak idzie o wartość nabywczą Polak może za swoje zarobki kupić ułamek tego co Norweg, Szwajcar, Niemiec, czy Hiszpan. Ale znaczna część ludu nieodmiennie kupuje rządowe brednie. Na cenę litra paliwa składa się sześć podstawowych składników: koszt zakupu w rafinerii, akcyza, podatek VAT, marża detaliczna, opłata paliwowa i opłata emisyjna. Akcyza, podatek VAT, opłata paliwowa i emisyjna to daniny na rzecz państwa. Po nowym roku trzykrotnie wzrósł udział podatku VAT w cenie paliwa (z 7,4 proc. do 18,7 proc.). Ujmując rzecz krótko – w związku z radykalnym spadkiem cen baryłki Brent ceny paliw w Polsce mogłyby być niższe, ale wtedy Orlen nie mógłby transferować zarobionych na nas miliardów do budżetu państwa i funduszy, m. in. do Funduszu Solidarnościowego, z którego czerpane są środki na wypłaty emerytom „trzynastek” i „czternastek”. To z kolei napędza Zjednoczonej Prawicy kilka milionów głosów w wyborach.

Podobny mechanizm mamy w przypadku cen prądu. Najtańsi w Europie mają zasilanie z wiatru, wody i atomu, my tradycyjnie jesteśmy w ogonie postępu i nowoczesności, m. in. przez fatalne zapisy tzw. „ustawy wiatrakowej” z 2016 r. autorstwa PiS, która na kilka lat zdemolowała branżę wiatrową. Jaka jest moc farm wiatrowych i fotowoltaiki pokazał dzień 4 kwietnia 2022 r., gdy słońce i wiatr wyprodukowały nam aż 174 GWh energii, zaspokajając niemal 34 proc. krajowego zapotrzebowania na energię w tym dniu!

Kolej na inflację, która w Polsce wynosi 17,2 proc. W rankingu UE Polska plasuje się na miejscu piątym od końca. Uwarunkowania gospodarcze i geopolityczne są takie same dla wszystkich państw unijnych, dlatego na usta ciśnie się pytanie: jaki jest powód, że wcale nie najbogatsze Grecja (6,5 proc.), Cypr (6,7 proc.), Malta (7,0 proc.), Portugalia (8,6 proc.), Słowenia (9,4 proc.), a nawet ubogie Rumunia (13,4 proc.) i Bułgaria (13,7 proc.) radzą sobie z inflacją o wiele lepiej niż duża i zasobna Polska? Wielokrotnie się nad tym zastanawiałem, ale odpowiedzi na to pytanie nie znalazłem. Jednak coś musi być na rzeczy, że i na tym obszarze jesteśmy „czerwoną latarnią” w UE.

Komisja Europejska przedstawiła pakiet zmian legislacyjnych „Fit for 55”, które mają sprawić, że w 2030 r. uda się zredukować emisję CO2 o 55 procent. To milowy krok w kierunku osiągnięcia w 2050 r. neutralności klimatycznej. Podobnie jak inne kraje UE, także Polska powinna wejść w realizację tego programu, i to jak najszerszym frontem, bo nasza gospodarka opiera się na węglu, a węgiel odpowiada obecnie za 25 proc. światowej emisji dwutlenku węgla, zaś w Polsce za jedną trzecią. Z klimatem nie ma żartów i jeśli czegoś radykalnego nie zrobimy, ocieplający się klimat po prostu kiedyś zabije ludzkość. „Bardziej ambitna ścieżka podnoszenia stóp procentowych, aktywniejsza polityka zmniejszania wciąż wysokiej nadpłynności sektora bankowego, przyspieszenie realizacji celów pakietu „Fit for 55” oraz lepsze adresowanie tarcz antyinflacyjnych pomogłyby skuteczniej obniżyć inflację w Polsce” – piszą analitycy WiseEuropa w najnowszej publikacji „Inflationomics, inflacja w czasach kryzysów”. Czy rząd tzw. Zjednoczonej Prawicy podoła po ewentualnym wygraniu kolejnych wyborów tak poważnym wyzwaniom jak szybkie zdławienie inflacji, powrót do poprzednich cen przede wszystkim paliw, zapewnienie gospodarce oraz obywatelom taniej energii z OZE, odchodzenie od węgla (dekarbonizacja), maksymalne uproszczenie podatków i wreszcie stopniowa laicyzacja państwa, by Polską rządziły rząd i parlament, a nie hierarchowie Kościoła katolickiego? Moim zdaniem, szanse są bliskie zeru.

Podobnie jak wielu Polaków oczekuję od opozycji mniej czczego gadania i wzajemnego szczucia się, a więcej programowych konkretów. Jeśli chcemy iść naprzód, musimy maksymalnie uprościć nasz skomplikowany system podatkowy. Należy głośno przywoływać trafione rozwiązania, także u sąsiadów. Pierwsze miejsce wśród krajów OECD pod względem konkurencyjności podatkowej zajmuje… Estonia. PIT wynosi tam 20 proc., CIT 20 proc., ponadto w większości przypadków zyski krajowych korporacji uzyskane za granicą zwolnione są z podatku. Irlandia z kraju ultrakatolickiego przekształciła się w kraj nowoczesny, otwarty na świat, a przede wszystkim na inwestorów. Zielona Wyspa ma najmniej opresyjny i najbardziej przejrzysty system podatkowy w UE. Konsekwentna polityka irlandzkiego rządu w sprawach podatkowych sprowadziła do Irlandii setki globalnych korporacji. Reforma służby zdrowia – przykład to sąsiednie Czechy, gdzie od 2011 r. nie ma problemów z dostępem do lekarzy. Świadczenie 500+ oczywiście utrzymamy, ale wprowadzimy limity zarobków i dochodów w rodzinie. Nie może być tak, że 500+ otrzymują zarówno dzieci milionerów, jak i potomstwo Jadźki z sutereny. Państwo ma wspierać wyłącznie najuboższych, reszta musi dać sobie radę sama. Trzynaste i czternaste emerytury? Jak najbardziej, ale podobnie jak 500+ tylko dla najuboższych emerytów. A może bardziej korzystne byłoby całkowite zwolnienie ich groszowych świadczeń z podatków? O tym w pierwszym rzędzie powinna mówić opozycja. Prosty i zrozumiały dla każdego program wyborczy może być ładunkiem nuklearnym, który wystrzeli polityczną konkurencję w kosmos.

Nie pretenduję do miana Prawdziwego Polaka, Prawdziwego Patrioty, w imię Ojca i Syna, etc., ale boję się o los państwa, jeśli tzw. Zjednoczona Prawica wzmocniona Konfederacją będzie rządzić krajem przez trzecią kadencję z rzędu. Tylko w ostatnich kilku miesiącach pan minister Przemysław Czarnek rozdysponował dla swojaków nieruchomości warte około 40 mln zł, ale państwo dysponuje nieruchomościami o wartości około 4 mld. Jest więc na czym się jeszcze uwłaszczyć. Dopiero dociekliwość mediów udaremniła transfer z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju do dwóch zaprzyjaźnionych prywatnych spółek 123 i 55 milionów publicznych złotych. Skala złodziejstwa przyprawia o zawrót głowy. Spór o kopalnię Turów zakończył się w lutym, kiedy Polska zapłaciła 68,5 mln euro kary (ponad 300 mln zł). W sprawie nadal funkcjonującej Izby Dyscyplinarnej SN Komisja wystawiała na razie wezwania do zapłaty na sumę 174 milionów euro, z czego 111 milionów już potrącono ze środków dla Polski. „Dostęp Polski do 75 mld euro z programu KPO jest poważnie zagrożony” – poinformował ostatnio wpływowy Bloomberg. Tylko powyższe powoduje, że jesienią naprawdę będzie się czego bać.

Wróć