Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Funkcjonalność obszarów ekspresji

15-11-2017 21:09 | Autor: Waldek Bilski
Z październikowego wydania „Passy” dowiedziałem się, że w świetle aktualnego nurtu kształtowania miast, ursynowskie przejścia podziemne można zakwalifikować do reliktów przeszłości. Ponadto mogłem poznać dość oryginalną podbudowę ideologiczną tej opinii, ubraną w jakże piękne słowa i frazesy, co skłoniło mnie do podjęcia polemiki z autorem tej bulwersującej filozofii, wszak nie brak jest w Polsce i na świecie, bardzo pozytywnych przykładów wkomponowania przejść podziemnych w nowoczesny system funkcjonowania miasta.

Teraz przynajmniej wiem, że założenie zbędności tego rodzaju ciągów komunikacyjnych mogło przyświecać projektantom zmodernizowanych ciągów handlowo – usługowych, okalających ursynowskie przejścia i urzędnikom uzgadniającym warunki zabudowy w oderwaniu od sąsiadujących przejść. Mogłem również zrozumieć motywację niektórych lokalnych działaczy, udostępniającym puste ściany i sufity tego niechcianego podziemia młodym talentom „poszukującym nowych obszarów ekspresji”. Autor artykułu pt. „Co zrobić z przejściami podziemnymi” odpłynął wprost przy filozoficznej prezentacji wpływu ducha przemian ustrojowych na przedmiotową materię, pomijając realne i całkiem przyziemne przyczyny wyłączenia przedmiotowych przejść z życia miejskiego.  

Jako mieszkaniec tej części Ursynowa, która została wyposażona w owe „relikty przeszłości”, chciałem wyrazić dezaprobatę takiej filozofii, która nie służy rozwiązaniu wieloletnich zaniedbań i stara się usprawiedliwiać bezczynność służb właściwych do kształtowania ładu przestrzennego i wykorzystania walorów danego terenu. Miasto to nie jest tylko zlepek prywatnych interesów, ale przede wszystkim interes społeczny (publiczny), na straży którego winien stać właściwy organ administracji lokalnej.

Na kompleksowo i futurystycznie zaprojektowanym Ursynowie przejścia podziemne stanowią wielki walor, którego nie potrafimy i nie chcemy wykorzystać. Nigdy nie były to ciągi donikąd, a bezkolizyjna droga do szkoły, sklepu, fryzjera, przystanku autobusowego, parku czy kościoła. Do dziś, nawet z tych najbardziej zrujnowanych przejść korzystają starzy i młodzi – bez wyjątku. Kiedyś, na etapie projektowania, przypisane były do nich funkcje sanitarne i reklamowe, dziś są one pomijane przy wszelkich modernizacjach i miejscowych inwestycjach, z którymi  powinny być integralnie powiązane, ale kto ma tego pilnować ?

Przejścia podziemne pozostawione na pastwę losu, bez pomysłu ich wykorzystania, odstraszają swym wyglądem i stanem technicznym, odbiegają od istniejących obecnie standardów, bo nie są traktowane jako ważny element systemu komunikacyjnego przy modernizacji ich otoczenia. Przykładów nie brakuje. Przejście pod ul. Herbsta w kierunku całodobowej przychodni zdrowia i kościoła, które powinno być bezkolizyjnym łącznikiem Pasażu Ursynowskiego, zostało pominięte przy projektowaniu dwóch sąsiadujących z nim Galerii i zamurowane do czasu interwencji mieszkańców. Przy akceptowaniu założeń projektowych nowego budynku na rogu KEN  i Bartoka, nie uwzględniono wyjścia z przejścia podziemnego, które połączyłoby Pasaż Stokłosy z nowym ciągiem handlowym projektowanego budynku, a przede wszystkim umożliwiłoby bezkolizyjne dojście do szkół i kompleksu sportowego przy ul. Koncertowej (oba przejścia podziemne Metra są równoległe do ulicy Bartoka).

Po latach, kolejny burmistrz na spotkaniu z mieszkańcami wyraził zdziwienie, że tam gdzie funkcjonuje sklep rowerowy, istniało kiedykolwiek podziemne przejście. Do katalogu niechlubnych praktyk wpisuje się niestety nowo wyremontowane przejście pod Doliną Służewiecką, łączące Ursynów z parkiem wzdłuż Potoku Służewieckiego. Z tej pięknie zaprojektowanej bramy Ursynowa niewiele zostało. Rozkuto porządną kamienną okładzinę, na której zainstalowane były gabloty reklamowe i wykonano kolejną prowizorkę - siermiężny tunel, graniczący ze zdewastowaną częścią pierwotnego przejścia. 

W swoim kwietniowym artykule zadałem pytanie o gospodarza terenu i jeszcze raz muszę je powtórzyć. Choć w jednym z późniejszych wydań „Passy” znalazłem zapowiedź remontu obu przejść pod ul. Bartoka, to jednak nie rozwiązuje to sprawy, bowiem potrzeba jest stałej troski o zachowanie całej infrastruktury i wprowadzenie takich mechanizmów, które gwarantowałyby uniknięcie dekapitalizacji. Grzechem nie jest bowiem sprowadzenie ruchu pieszego do podziemia lecz doprowadzenie tych podziemi do odstraszającej ruiny.

Przejścia te powinny być zdecydowanie doświetlone i odwodnione, a wejścia do nich wymagają niejednokrotnie nowej niwelacji gruntu, celem umożliwienia wjazdu i wyjazdu rowerów i wózków. Przynajmniej połowa wyremontowanej powierzchni może być oddana na cele handlowo – usługowe, nawet po symbolicznych opłatach, bowiem pomoże to w utrzymaniu bezpieczeństwa i służyć będzie ożywieniu tych jakże ważnych punktów naszych wędrówek. Zainteresowanie tą powierzchnią to nie jest tylko sprawa podziemia, które z obu stron jest naturalnie doświetlone, to jest w głównej mierze sprawa ceny,  która musi być właściw na bogatym już rynku wolnych powierzchni użytkowych. Sposób wykorzystania  tych powierzchni może być naprawdę atrakcyjny nie tylko dla okolicznych mieszkańców, czego przykładem może być chociażby przejście przy GUS. Może był wykorzystanie o dowolnym profilu: począwszy od sprzedaży owoców i kwiatów, poprzez małą gastronomię, serwisy, mini siłownie, a na powierzchni wystawienniczej i informacji turystyczno – handlowej kończąc. Ważne jest działanie, inspiracja  i stworzenie odpowiednich warunków, a nie czekanie aż zgłosi się bogaty kontrahent, wyremontuje ruinę i zamknie przejście, wbrew interesom mieszkańców. 

Dziwić może, że zaprezentowany artykuł napisany został na Ursynowie, gdzie cały kręgosłup komunikacyjny opiera się o podziemną kolej, gdzie ludzie masowo wchodzą i wychodzą z podziemi i tam nie ma problemu z wykorzystaniem powierzchni, bo tam wkroczyła cywilizacja, bo tamte powierzchnie podlegają innym dysponentom. Zaliczając przejścia podziemne do reliktów przeszłości należałoby odpowiedzieć na pytanie co w zamian. Zwężenie szerokich ulic (pod którymi zaprojektowano przejścia) do jednego pasa ruchu (co jak się okazuje nie poprawia bezpieczeństwa pieszych), budowanie kosztownych wiaduktów, jak nad ul. Rzymowskiego albo Czerniakowską, czy też instalowanie kolejnych świateł, doświetleń i ograniczników....a może wykorzystajmy lepiej to czego brakuje w innych rejonach Warszawy, przejdźmy pod ulicą, przyjaznym, wyremontowanym przejściem i w zaciszu, przy złożonym parasolu, wypijmy kawę, kupmy dla dziewczyny kwiatek, czy obejrzyjmy przez szybę prezentację niemałego dorobku 40-lecia naszej Dzielnicy. Tam poczujemy się bezpieczniej, bo gdzieś w rogu zauważymy „czujne oko” miejskiego monitoringu. Jedno wydaje mi się pewne: pogodzenie obszaru wyrażania ekspresji, z funkcjonalnością i powszechnie oczekiwanym klimatem byłoby niezwykle trudne

Wróć