Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Gdyby drzewa mogły mówić...

23-01-2019 21:18 | Autor: Bogusław Lasocki
Pierwsze w tej kadencji posiedzenie Komisji Architektury i Ochrony Środowiska w poniedziałkowy wieczór 21 stycznia zgromadziło nie tylko radnych wraz z zastępcą burmistrza Bartoszem Dominiakiem, ale również sporą grupę mieszkańców zainteresowanych ochroną przyrody, w szczególności drzewostanu i ptactwa.

Nic dziwnego, gdyż wiodącym tematem posiedzenia stały się drzewa na Ursynowie i wszystko, co ich dotyczy z punktu widzenia pielęgnacji, wycinki, nasadzeń, leczenia w przypadku chorób oraz co działań urzędu dzielnicy, by drzewa chronić i w miarę możliwości ich nie wycinać.

Działania bolesne ale często niezbędne

Temat ochrony środowiska przyrodniczego, w tym wycinka drzew, wzbudza wśród mieszkańców Ursynowa ogromne emocje. Ursynowianie chcą nie tylko zdrowego powietrza, którego oczyszczanie ułatwiają właśnie drzewa, ale również ocienionych miejsc latem i uspokajającego widoku zieleni. Dlatego z wielką rezerwą, czasem niesłusznie, podchodzą do wycinki drzew. Trzeba jednak pamiętać, że warunki egzystencji roślinności w wielkich miastach są szczególnie trudne. Wchłaniane pyły i cząstki stałe na ogół pozostają w liściach. Co prawda, stare liście jesienią opadną i za rok wyrosną nowe, ale jakiś negatywny ślad w drzewie pozostanie. Jeszcze gorszą sytuację wywołują substancje toksyczne zawarte w spalinach i dymie domowych pieców na obrzeżach Ursynowa opalanych "byle czym". Zawarte tam szkodliwe związki nie tylko przenikają do liści, ale wraz z sokami krążą i zatruwają całe drzewo, powodując jego osłabienie. Takie drzewo to znakomity kąsek dla różnorodnych chorób, grzybów i szkodników, pogłębiających jego osłabienie i próchnienie.

Dramatycznie destrukcyjnym czynnikiem są ursynowskie inwestycje budowlane, powodujące obniżanie się poziomu wód gruntowych. Jako bolesny przykład można wskazać ponad 700 -letni dąb Mieszko przy ul. Nowoursynowskiej. Przetrwał pożogi wojenne, wichury, srogie zimy. Jeszcze dwadzieścia lat temu drzewo – owszem trochę chorujące, ale leczone i wzmocnione – trzymało się całkiem nieźle, W jego pobliżu, wzdłuż brukowanej ulicy od północy płynął strumyczek, niknący gdzieś obok dębu. Po wybudowaniu w okolicy nowych osiedli mieszkaniowych wszystko nagle (z punktu widzenia dębu) się zmieniło. Głębokie wykopy związane z budowami spowodowały obniżenie się poziomu wód gruntowych, przyczyniając się do przyspieszenia degradacji drzewa. W miejscu strumyka pozostało wydłużone zagłębienie w ziemi, zrozumiałe tylko dla tych, którzy spacerowali tam przed laty. Niestety, lata Mieszka są już policzone.

Niedomagania drzew są często na zewnątrz niewidoczne. Jednak toczące się wewnątrz choroby zwiększają podatność na łamanie się gałęzi i konarów, których upadek może stanowić śmiertelne niebezpieczeństwo dla znajdujących się w pobliżu ludzi. I wtedy niezbędna jest wycinka.

Praktycznie każde usunięcie drzew większych rozmiarów, których dopuszczalne konkretne średnice z uwzględnieniem różnic gatunkowych określają przepisy prawne, wymaga zezwolenia. W zależności od statusu terenu, mogą je wydawać trzy organy: zarządy dzielnic z upoważnienia prezydenta Warszawy, marszałek województwa na terenach będących własnością miasta oraz konserwator zabytków na terenach objętych jego opieką. Warszawskie spółdzielnie mieszkaniowe, władające terenami miasta, z reguły uzyskują akceptację marszałka. Z obowiązku uzyskania takiego zezwolenia w zasadzie zwolnieni są władający terenami, na których prowadzona jest działalność gospodarcza oraz właściciele będący osobami fizycznymi, jednak w takim przypadku prawo wymaga złożenia informacji o planowanej wycince. Zamiar wycinki może jednak zostać oprotestowany, co skutkuje obowiązkiem wystąpienia o uzyskanie zezwolenia na wycinkę.

W szczególnych sytuacjach, jeśli marszałek województwa na wniosek np. spółdzielni mieszkaniowej zgodzi się na wycięcie, urząd może się od takiej decyzji odwołać, wykorzystując typowe procedury prawne. Stanowi to pewną furtkę dla mieszkańców, którzy nie zgadzając się z decyzjami organu, mogą zasygnalizować problem zarządowi dzielnicy i poprosić o przeanalizowanie w celu podjęcia działań odwoławczych. Jednak mieszkańcom bezpośrednio nie przysługują jakiekolwiek uprawnienia odwoławcze od decyzji marszałka.

Mydlenie oczu nowymi nasadzeniami

W 2018 r. ursynowski urząd wydał 182 decyzje dotyczące wniosków o zezwolenia na usunięcie drzew. Wnioski zazwyczaj dotyczą wycinki nie tylko drzew pojedynczych, ale większej ich liczby. W 50 przypadkach były to decyzje odmowne lub częściowo odmowne, umożliwiające wycinkę tylko niektórych drzew. Niemniej, decyzje te umożliwiły usunięcie 854 drzew, z których blisko 400 wycięto w związku z realizowanymi inwestycjami. Z obowiązujących przepisów wynika, że wydanie zezwolenia na usunięcie drzew można uzależnić od ich przesadzenia lub nasadzeń zamiennych. Ubiegłoroczne decyzje skutkowały przesadzeniem 29 w nowe miejsce oraz nakazały nasadzenie zastępcze 690 drzew. Ujemny bilans drzewostanu w konsekwencji decyzji urzędu nie ulega wątpliwości. .

Pogłębienie niekorzystnego bilansu spowodowały zezwolenia wycinkowe urzędu marszałkowskiego. Aczkolwiek były uzasadnione wymogami bezpieczeństwa i potrzebami inwestycji budowlanych, to jednak zniknęło 313 drzew. Na ich miejsce urząd nakazał zasadzenie tylko 288 drzew młodych ze względu na brak miejsca dla większej ilości nasadzeń zastępczych. Patrząc na sumaryczne efekty decyzji urzędów dzielnicy i marszałkowskiego, widać ubytek 1167 drzew i nasadzenie tylko 1037 nowych. Nie sposób nie zauważyć straty ilościowej drzewostanu, sięgającej kilkanastu procent w ciągu roku.

Jest jednak jeszcze inna strona medalu. Użyłem specjalnie określenia "straty ilościowe", ponieważ dumę urzędników i producentów regulacji prawnych powoduje nakaz, często o wątpliwej skuteczności, zastąpienia drzewa wyciętego nowym drzewem. A czym jest nowe drzewo? Przyjmuje się, że powinno mieć obwód ok. 16 cm, co oznacza średnicę ok. 5 cm. To taki większy patyk. A drzewo wycięte? Owszem, czasem chore, zagrożone połamaniem niektórych gałęzi, ale najczęściej tylko przeszkadzające – jest wielokrotnie większe. Nie chodzi tu o średnicę pnia, ale o powierzchnię liści, bo właśnie one wchłaniają szkodliwe substancje i w wyniku asymilacji uwalniają tlen. Nowe drzewo ma powierzchnię liści KILKASET razy mniejszą niż drzewo 20 - 30 letnie i nawet po 10 latach swojego życia ta powierzchnia będzie nadal wielokrotnie mniejsza niż u starszego brata, zwykle dawno już nieżyjącego!

Spójrzmy więc teraz na przytoczony wyżej sumaryczny bilans choćby tylko ubiegłego roku. Liczby blisko 1200 usuniętych drzew nie zastąpiłoby w ciągu najbliższych dziesięciu lat posadzenie nawet 20000 drzew nowych – z punktu widzenia produkcji tlenu i zdolności oczyszczania powietrza. Więc szanowni państwo, nie mydlcie nam i sobie oczu wartością nasadzeń zastępczych. Te nowe drzewa faktycznie zastąpią stare dopiero po kilkudziesięciu latach. Strata każdego drzewa jest w praktyce naszego życia stratą niepowetowaną.

Decyzje nie zawsze zrozumiałe

Od kilku lat spore emocje wywołuje zamiar usunięcia staruteńkiej wierzby w pobliżu Domu Sztuki przy ul. Wiolinowej. Drzewo piękne, okazałe, ale niestety, wierzby są kruche i im starsze, tym bardziej łamliwe. Dysponent terenu SMB Jary właściwie zdecydował się na usunięcie drzewa i w ramach nasadzenia zastępczego umieszczenie tam platana. Platany to taka ostatnio moda, pomimo że to drzewa lubiące klimat ciepły i najpowszechniej występują we Francji, Włoszech, Hiszpanii. Spółdzielnia podparła się ekspertyzą dendrologa, z której wynikało, że drzewo jest w 60% spróchniałe i nie rokuje nadziei na uratowanie. Z taką decyzję nie zgadzali się liczni okoliczni mieszkańcy, którzy znaleźli wsparcie ówczesnej radnej Ewy Cygańskiej. Zamówione prywatnie niezależne ekspertyzy wykazały, że drzewo jest co prawda w złym stanie, ale intensywne zabiegi pielęgnacyjne umożliwią jego bezpieczną dla ludzi egzystencję. Przypadek ten, szczegółowo relacjonowany m. in. w portalu haloursynów.pl, wskazuje, że szybkie i pochopne decyzje są może na krótką metę wygodne, ale mogą w konsekwencji być niekorzystne i rodzić konkretne straty, wynikające choćby z wieloletniego okresu, jaki jest niezbędny do pełnego odzyskania zdolności oczyszczania powietrza przez usunięte stare drzewo.

Z przypadkiem wierzby kojarzy się wycięcie w ostatnich dniach starego kasztanowca w historycznej Alei Kasztanowej. Znów posłużono się argumentacją, że drzewo jest stare i schorowane, że stwarza zagrożenie dla przechodniów. Bez zbędnego nagłaśniania drzewo usunięto. Oglądałem dzisiaj pocięty pień i konary. Jeden z przewodników, faktycznie znacznie spróchniały od środka, ale większość innych cięć pokazuje zdrowy pień... Ktoś złożył wniosek, jacyś urzędnicy poparli i pojawiła się decyzja. I hurrrrra!!! Będzie tam nowe nasadzenie młodego kasztanowca, a resztki pnia zostaną wykorzystane do wydłubania w środku komory, w której znajdzie się biblioteka. Może z książkami o ochronie środowiska?

Na koniec może hasłowa refleksja, gdyż poruszony temat to tylko czubek góry lodowej. Odpowiednie wydziały urzędów mają w nazwie "ochrona środowiska". Czy chronią – w sensie zapobiegania straty zasobów przyrodniczych? To bardziej wygląda na "administrowanie zasobami środowiska". Wyraźnie na to wskazuje radosna idea zastępowania dorodnego usuniętego drzewa rachitycznym patykiem, który – o ile w międzyczasie nie uschnie – funkcjonalnie wyrówna stratę dopiero po wielu latach.

Wróć