Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Gdzie w Warszawie urządzać defilady?

08-08-2018 23:30 | Autor: Prof. dr hab. Lech Królikowski
W święto Wojska Polskiego, 15 sierpnia 2017 roku, wybrałem się w Aleje Ujazdowskie, gdzie miała odbyć się defilada. Pogoda była sprzyjająca, toteż spacerowiczów i widzów nie brakowało. W Alejach na odcinku od Placu na Rozdrożu do Belwederu, wzdłuż jezdni po obu stronach ustawione były – zderzak w zderzak – czołgi (głównie niemieckie Leopardy) i inne pojazdy bojowe. Efekt był taki, że skutecznie zasłoniły publiczności widok na defilujące środkiem pododdziały.

Chociaż nie należę do najniższych, stojąc w tłumie gapiów, widziałem głównie cielska czołgów, w szczelinach pomiędzy którymi niekiedy migały sztandary i czapki żołnierzy. Podejście w stronę trybuny ustawionej przy pomniku Piłsudskiego była praktycznie niemożliwe. Na wcześniejszym odcinku, tj. od Placu Trzech Krzyży do Placu na Rozdrożu widoczność była lepsza, ale zgromadzona tam publiczność nie widziała wozów bojowych naszej armii, albowiem stały one dalej, a w programie nie przewidziano ich przejazdu akurat tamtędy. Tak więc fragment alei od Placu na Rozdrożu do Belwederu – moim zdaniem – nie spełniał funkcji miejsca do obserwacji.

Defilady i prezentacje sił militarnych istnieją od niepamiętnych czasów i należy sądzić, że istnieć będą, jak długo istnieć będzie ludzkość. Z samej istoty rzeczy przeznaczone są dla publiczności, toteż ich urządzanie w miejscach trudno dostępnych lub ze słabą widocznością – jest niecelowe. Opisywane wyżej miejsce jest bardzo piękne dla spacerów w cieniu dorodnych lip, ale dla wojskowych parad – nieszczególne, także ze względu na geometrię trasy w rejonie Belwederu, gdzie na ostrym skręcie ustawiana jest trybuna. Tak więc, ze względów chociażby czysto praktycznych, należałoby pomyśleć o innym miejscu wojskowych pokazów. Na te uwagi „techniczne” nakładają się pewne kwestie o charakterze historycznym, o których także trzeba pamiętać.

W okresie II RP planowano wybudować na Polu Mokotowskim dzielnicę im. Józefa Piłsudskiego. Już w cztery dni po jego śmierci, tj. 16 maja 1935 r. powstał Stołeczny Komitet Budowy Pomnika Marszałka Józefa Piłsudskiego. 22 maja Komitet podjął uchwałę o budowie pomnika. W uchwale o pomniku napisano m. in.: „… łącznie z myślą wytworzenia w Stolicy Państwa przestrzeni architektonicznie zorganizowanej, jako polskie Pole Marsowe i miejsce masowych uroczystości o charakterze państwowym”. Patronem przedsięwzięcia był prezydent Warszawy Stefan Starzyński. Założenia konkursowe przewidywały wybudowanie na Polu Mokotowskim reprezentacyjnej dzielnicy, której osią byłaby monumentalna aleja Józefa Piłsudskiego. Miała ona pełnić m. in. funkcję trasy przemarszu pochodów, jak też wojskowych defilad, na podobieństwo Via dell’Impero w Rzymie, czy Champs Elysées w Paryżu.

Zamierzenia tego nie zdołano zrealizować w krótkim okresie od śmierci Piłsudskiego w 1935 do wybuchu wojny w 1939 roku. Z tych prozaicznych względów niekiedy do parad wykorzystywano wówczas także Aleje Ujazdowskie, ale wielkie rewie wojskowe przeprowadzane były na Polu Mokotowskim.

Moim zdaniem – sens kontynuowania tradycji defilad w Alejach Ujazdowskich przekreślił Adolf Hitler, przyjmując tam 5 października 1939 r. paradę zwycięstwa Wermachtu.

W okresie powojennym komuniści docenili znaczenie wojskowych parad i manifestacji ludności, toteż dla nadania należytej oprawy zbudowali przed Pałacem Kultury i Nauki obszerny Plac Defilad z kamienną trybuną honorową i dogodną przestrzenią dla publiczności. Okazało się to bardzo przydatne 14 czerwca 1987 r., gdy Jan Paweł II odprawił tam mszę świętą. W kilka lat od urządzenia Placu Defilad okazało się, że skręty z Marszałkowskiej na plac, a później z placu na Marszałkowską znacznie komplikują poruszanie się wojskowych kolumn i „łamią szyki”. Z tego najprawdopodobniej względu w późniejszym okresie, defilady odbywały się wzdłuż Marszałkowskiej, ale bez Placu Defilad. Obecnie trwają intensywne prace nad planem zabudowy tego placu, co w znacznym stopniu pozbawi Warszawę „miejsca masowych uroczystości o charakterze państwowym”. Drugi wielki plac, tj. Plac Piłsudskiego, już został znacznie zmniejszony w porównaniu ze stanem z 1979 r. (pierwsza msza papieska) i cały czas rozważana jest możliwość jego dalszej zabudowy.

Patrząc na rozwój naszej stolicy w okresie III RP wyraźnie widać jej intensywny rozrost; zabudowę wszelkich wolnych przestrzeni w centrum; zagospodarowywanie dzielnic tzw. wianuszka itd. Miasto pięknieje, jest także coraz bardziej dostatnie. Dzisiaj trudno np. wyobrazić sobie, jak można było podróżować w ówczesnych środkach komunikacji publicznej, nie tylko bez klimatyzacji, ale w niewyobrażalnym obecnie tłoku. Można jeszcze długo wymieniać postępy cywilizacyjne naszej stolicy ale należy zauważyć, że „stolica”, to nie tylko osiedla mieszkaniowe, miejsca pracy i komunikacja. To także symbol naszej państwowości oraz politycznego i ekonomicznego miejsca naszego państwa w europejskiej rodzinie. Ważne są więc także rozwiązania ponadstandardowe. Takim niewątpliwie miała być – wcześniej wspomniana – dzielnica im. Józefa Piłsudskiego na Polu Mokotowskim. Jednak każdy z obecnych polityków zdaje sobie sprawę, iż analogiczne zadanie nie może być zrealizowane szybko. Tego typu przedsięwzięcia realizuje się przez dziesięciolecia. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Żaden polityk nie zdecyduje się poprzeć kosztownego projektu, który może być zrealizowany po upływie jego kadencji, czyli – najczęściej – gdy rządy sprawować będzie konkurencyjna partia. W Warszawie nawet w najbardziej teoretycznych rozważaniach nie dyskutuje się o niektórych atrybutach prawdziwej stolicy, np. o odpowiednio zaaranżowanym miejscu podniosłych uroczystości państwowych, w tym także defilad.

Ubolewam nad tym, że główni politycy III RP nie są mężami stanu, czyli ludźmi planującymi działanie co najmniej w perspektywie jednego pokolenia, a nie jak obecnie, czyli do najbliższych wyborów. Nie kreują rozwiązań przyszłościowych na miarę przedwojennej Gdyni czy Centralnego Okręgu Przemysłowego. Tamta Polska była bez porównania biedniejsza i zapóźniona cywilizacyjnie, a jednak jej elity generowały projekty nakierowane na przyszłość. Przy zdumiewającej bezpłodności obecnych elit w zakresie wielkich przedsięwzięć, łatwo stwierdzić, że są one takie same w zakresie kreowania rozwiązań, które mogły by być z czasem nową tradycją naszego państwa. Za wszelką cenę chcą dopisać się do tego, co już istnieje i jest uznane od lat. Czynią nieustannie zabiegi, aby poprzez „podczepienie” się do chwalebnej tradycji, jakiś promyk sławy spłynął także na nich. Dlatego, jeżeli ma być zbudowany pomnik, to tylko na Trakcie Królewskim. Jeżeli defilada, to także tylko tam. Jeżeli pochówek, to najlepiej na Wawelu.

Wykreowanie w Warszawie „profesjonalnego” miejsca na defilady i manifestacje ludności wymaga wyobraźni, odwagi, czasu, pieniędzy i skomplikowanych zabiegów politycznych celem przekonania opinii publicznej do swojego projektu.

Do tego trzeba jednak mężów stanu!

Na razie zaś, można się tylko zastanawiać, czy decyzja, żeby tegoroczną defiladę z okazji święta Wojska Polskiego przenieść z Alej Ujazdowskich na Wisłostradę, nie jest kolejnym błędnym wyborem, chociaż perspektywa oglądania przemarszu poszczególnych formacji będzie na pewno lepsza.

Wróć