Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Inauguracja Roku Kulturalnego na Ursynowie

16-09-2020 20:58 | Autor: Bogusław Lasocki
Już po raz kolejny wrzesień staje się świętem ursynowskiej kultury – miesiącem inaugurującym kolejny Rok Kulturalny 2020/2021. To dobry moment na promocję. Potencjalni beneficjenci już powrócili z urlopów i wakacji, a ponieważ ursynowska kultura ma łączyć pokolenia, program imprez inauguracyjnych został skierowany zarówno do starszych, jak i młodszych. Poczynając od czwartkowej prezentacji książkowej biografii Andrzeja Zauchy, poprzez koncerty aż do niedzieli, mieszkańcy Ursynowa mogli odczuć przedsmak planowanych na najbliższy sezon wydarzeń kulturalnych.

Muzyka Zauchy ciągle żyje

Punktem startu do najbliższego kulturalnego stała się prezentacja książki, poświęconej znanemu artyście i muzykowi. Gościnne progi Ursynoteki - Wypożyczalni nr 139 przy al. KEN, przyjęły tym razem Katarzynę Olkowicz i Piotra Barana, autorów książki "Serca bicie. Biografia Andrzeja Zauchy". Spotkanie prowadził Marcin Michrowski.

Para dziennikarzy pracowała nad książką blisko półtora roku. Zagłębianie się w materiały biograficzne, rozmowy z bliskimi i przyjaciółmi artysty powodowały, że krystalizująca się postać Andrzeja Zauchy stawała się coraz bardziej fascynująca. Fenomen Zauchy polega m. in. na tym, że artysta nieżyjący już blisko 30 lat, zarówno z twarzy, a może nawet z nazwiska – nie za bardzo jest znany młodszemu i średniemu wiekowo pokoleniu, żyje ciągle dzięki swojej muzyce i twórczości. Świetnie zapowiadający się kajakarz, wywalczył złote medale na mistrzostwach Polski juniorów. Jednak pasja muzyczna zwyciężyła. Dwa lata po sukcesach sportowych śpiewał w klubach studenckich, a następnie już profesjonalnie z jazz-rockową grupą Dżamble. Muzyczny samouk i zarazem perkusista, saksofonista altowy, wokalista rhythm-and-bluesowy, aktor, artysta kabaretowy – współpracował również z najwybitniejszymi muzykami jazzowymi, wśród których można wymienić Janusza Muniaka, Zbigniewa Seiferta, Tomasza Stańkę, Jarosława Śmietanę, Michała Urbaniaka, Jana Ptaszyna Wróblewskiego. Spośród masy przebojów któż ze starszego pokolenia nie pamięta "Wymyśliłem Ciebie", "Bądź moim natchnieniem", "Czarnego Alibabę" czy nagranego wspólnie z Ryszardem Rynkowskim "Baby, ach te baby" z repertuaru Eugeniusza Bodo. Trwająca zaledwie trzynastoletnia aktywność artystyczna Zauchy została przerwana przez tragiczną śmierć; gdyby nie to wydarzenie, osiągnąłby zapewne jeszcze wiele.

Andrzeja Zauchy nie ma już wiele lat, ale jego muzyka, wokal, wciąż trwa i ewoluuje. Niezależnie od tego, ile lat minęło, zawsze na imprezach czy innych okazjach towarzyskich pojawiały się piosenki Zauchy. W ostatnich latach jego piosenki przechodzą kolejną ewolucję, pojawiają się sample muzyczne. Andrzej Zaucha i jego pokolenie prawie rówieśników i przyjaciół – Ryszard Rynkowski, Irena Jarocka, Zbigniew Wodecki, Andrzej Sikorowski, i wielu innych artystów muzykujących duszą – powoli, jeszcze nie wszyscy, jednak zaczyna się wykruszać. Takie osoby zawsze odchodzą zbyt wcześnie. Ale prawie natychmiast stają się legendą i ... żyją dalej. Przeczytajcie biografię Zauchy "Serca bicie". To książka o duszy i muzyce duszy, również o muzyce serca, o miłości, o głębi artystycznej. Kupcie albo skorzystajcie z Ursynoteki. Panie z Wypożyczalni 139 są naprawdę bardzo miłe i życzliwe dla czytelników.

Wędrowna poezja śpiewana

Drugi dzień Inauguracji to kontynuacja magii, tym razem muzycznej i poetyckiej. Sadek Natoliński, gdzie miała wystąpić Wolna Grupa Bukowina, systematycznie wypełniał się fanami poezji śpiewanej. Dosyć szybko zabrakło miejsc siedzących w "strefie sterylnej", drugie tyle osób otoczyło wianuszkiem plenerową widownię, łącznie ponad 500 osób. – Cieszę się, że jednak Inauguracja Roku Kulturalnego doszła do skutku – przywitał przybyłych burmistrz Robert Kempa. – W kilka dni po tym, jak podjęliśmy decyzję, że realizujemy, że przyspieszamy, okazało się, że były rekordy zachorowań w Polsce. Nie ukrywam, że prawie do ostatniej chwili drżeliśmy, czy te wydarzenia dojdą do skutku. Tym bardziej się cieszę, że możemy się dzisiaj widzieć. A teraz zapraszam do spotkania z legendą poezji śpiewanej – przed nami Wolna Grupa Bukowina. Bawcie się Państwo dobrze! – zachęcał burmistrz Kempa.

Pośród oklasków weszli na scenę: prawdziwa legenda Grażyna Kulawik, Wojciech Jarociński, Wacław Juszczyszyn z pierwotnego składu WGB sprzed blisko pięćdziesięciu lat oraz Marek Zarankiewicz i Krzysztof Żesławski, którzy dołączyli później, już po śmierci Wojciecha Belona – śpiewającego poety, założyciela i twórcy wraz z Grażyną Kulawik pierwszych liczących się sukcesów artystycznych. Zaczęli od "Majstra - Biedy" – jednego z koronnych utworów grupy, zresztą zakończyli również tym utworem, w asyście owacji na stojąco publiczności. I jeszcze entuzjastycznie przyjęta "Sielanka o domu", "Pejzaże Harasymowiczowskie", smutna "Ballada o Cześku piekarzu" i jeszcze inne, czasem śpiewane wspólnie z WGB przez publiczność, jak piosenka "W mieście jak ryby tramwaje". Wszystko nastrojowe, trochę nostalgiczne, na pewno skłaniające do zadumy, przepełnione głębią nastroju. O dziwo, wśród publiczności wcale nie dominowali słuchacze "dojrzali", reprezentantów młodszych pokoleń było bardzo dużo. Nic dziwnego, sekret tej muzyki, a zarazem źródło sukcesu Grupy, polega na autentyczności, na grze, śpiewie i muzyce serca i duszy. To przyciąga wrażliwych słuchaczy, jest ponadpokoleniowe. Tam nie ma ściemy, to normalni ludzie, nie celebryci drżący o zachowanie popularności za wszelką cenę. To artyści w każdym calu. Taka jest Wolna Grupa Bukowina.

Śmichy – chichy z ładunkiem liryki

Zaczęło się niewinnie. Najpierw burmistrz Robert Kempa zasygnalizował występ grupy, trochę słów dodał do tego Andrzej Bukowiecki – dyrektor Domu Sztuki SMB Jary i współorganizator imprezy. Wreszcie weszli na scenę: Stefan Brzozowski – śpiewający gitarzysta, Ewa Cichocka – śpiew, Krystyna Świątecka – śpiew i flet, Andrzej Czamara – gitara i Andrzej Dondalski – gitara basowa.

Wymarzona pogoda, słuchajcie, wymarzona, by móc się spotkać pod tak zwaną chmurką – zaczął Stefan Brzozowski. – Obchodzimy w tym roku 35 - lecie zespołu. Ten program dzisiaj jest poświęcony tym wszystkim chwilom, które towarzyszyły nam przez 35 lat. Zapraszamy Państwa do wspólnego wędrowania po różnych zakamarkach 'nas', które są w 'nas'. A zatem chodźcie z nami – zapraszał Stefan Brzozowski. I zaczęło się. Przepełnione refleksją "Stukot kół" i zaraz "Prosty jak zegarek świat", ale już z udziałem publiczności i podziałem ról przez Stefana Brzozowskiego (klaszczący klaszczą z klaszczącą Ewunią, dżezmeni dżezują z klaszczącą Krysiunią, kto ma dzwoneczek to z Andrzejami, itd...) . Zaczęło robić się wesoło. Jeszcze coś i przyszedł wreszcie "czas na poezję, czas na wiersz, czas na Ewunię, przyjmijcie ją proszę ciepło..." . – Żyto na rżysku niezżęte jeszcze – zaczęła kwestię Ewunia nieco zmienionym, sepleniącym głosem. Rozkręcała się, rozkręcała, coraz bardziej pastiszowo dramatyzowała, modulując i akcentując histerycznym, spazmującym głosem kwestie. Publiczność chichotała, klaskała. To trzeba było widzieć, genialne wykonanie... Przez chwilę ogarnęła mnie dramatyczna refleksja – gdyby spotkać taką kobietę w realu podczas emocjonalnej z nią utarczki słownej, to... i zaczął mi się pojawiać odruch ucieczki... ale spojrzałem na scenę i uspokoiłem się ... toż to tylko scena. Ufff!

– Oj, działo się! Za chwilę dla relaksu głęboka ballada, a po niej znów "Ewunia" (pardon, Ewa Cichocka) w niesamowitym wykonaniu "Postmodernizmu" Jacka Kaczmarskiego. Jeszcze przepełniona refleksją "Kołysanka o wolności", "Jedyne co mam to złudzenia", i przyszłą wreszcie pora na "języki" - "Lokomotiva" czy nasza rodzima Lokomotywa Brzechwy, ale wykonana po czesku znów przez 'Ewunię'. Żaden opis tego nie odda, co ta Ewunia wyprawiała z dźwiękami słów. Wybuchy, salwy śmiechu, czasem jakieś chichoty dochodzące z widowni, och, ta Ewunia... Autentyczne mistrzostwo Ewy Cichockiej. Potem jeszcze wiele wrażeń, zarówno emocji humorystycznych, ale i bardzo refleksyjnych, nostalgicznych, jak choćby w wykonaniu "Tańczmy po miłości kres" Leonarda Cohena. Na koniec oczywiście owacja, prośba widowni o bis. No i zaśpiewali... cztery piosenki z repertuaru Sławy Przybylskiej, ale z bardzo ciekawym, nowatorskim brzmieniem.

Ciekawa była ta wędrówka po zakamarkach 'nas'. Na scenie pozorna mieszanka nastrojów. Powaga, skupienie, skecz, znów powaga, jakaś zwariowana i śmieszna interpretacja. Ale czy to nie jest obraz 'nas', jak zapowiadał Stefan Brzozowski? Występ świetny, na miarę inauguracji roku kulturalnego inteligenckiego Ursynowa.

Burza ekspresji z lat ostatnich

Występ "Kwiatu Jabłoni" musiał przyciągnąć tłumy. Na kwadrans przed rozpoczęciem wszystkie 500 miejsc na widowni adaptowanej z ratuszowego parkingu były już zajęte. Drugie tyle osób zgromadziło się na obrzeżach. Przeważała młodzież, ale również licznie pojawiło się średnie pokolenie i seniorzy. Grupa Kasi i Jacka Sienkiewiczów (usamodzielnione dzieci muzykującego doktora Kuby Sienkiewicza!) funkcjonuje na rynku raptem od dwóch lat, a zdobyła już miliony fanów. Warto dodać, że ich debiutancki przebój "Dzisiaj późno pójdę spać" uzyskał na portalu YoyTube ponad 20 milionów odsłon, co jest sukcesem zauważalnym na świecie. Inne ich przeboje uzyskują również wielomilionową oglądalność. Błyskotliwy wybuch popularności ostatnich lat nie dziwi – to efekt oryginalnego brzmienie ich muzyki i świeżość interpretacji. Kasia Sienkiewicz i Jacek Sienkiewicz to filary grupy, wykonawcom towarzyszą Marcin Ścierański (perkusja) i Grzegorz Kowalski - gitara basowa.

– Kwiat Jabłoni ! – zapowiedziała z entuzjazmem konferansjerka. Pierwsze dźwięki, pierwsza piosenka trochę rozgrzewkowo, taki jakby lotny start. – Hej, bardzo jest nam miło, że tu jesteśmy i że możemy dla Was jeszcze zagrać – przywitał publiczność Jacek Sienkiewicz. – Że tu jesteście razem z nami, bardzo dziękujemy. – I że ostatni koncert tego lata możemy zagrać w naszym rodzinnym mieście – dodała Kasia Sienkiewicz. A potem już tylko muzyka, śpiew, muzyka, śpiew. Rytm czasem ostry, czasem łagodniejszy, ale poszczególne frazy łatwo wpadające w ucho, nawet niekiedy łatwe do powtórzenia. Muzycy grali, śpiewali, a publiczność coraz bardziej dała się porywać dźwiękom i rytmowi, chłonęła każdą nutę, każde słowo, pokazywała, jak potrafi się bawić przy dobrej muzyce. Były momenty, że praktycznie wszyscy przynajmniej wystukiwali rytm nogami, wiele osób tańczyło, nie tylko z najmłodszego pokolenia. Rytm i entuzjazm udzieliły się nawet dosyć wiekowym seniorom, którzy z wrażenia pewnie zapomnieli, że coś boli, coś strzyka, więc można popodrygiwać z młodymi... Mówi się, że "Kwiatu Jabłoni" słuchają wszyscy – i hippisi, i zakonnice. Coś w tym jest, na widowni widziałem młodą zakonnicę, która razem z koleżankami z ekspresją i entuzjazmem dawała się ponieść muzyce. Tak działa muzyka! Nie może być innej oceny. Ten występ był po prostu wydarzeniem muzycznym na Ursynowie.

Rok Kulturalny 2020/2021 na Ursynowie rozpoczęty!

Wróć