Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jak przestać być człowiekiem papieru

29-05-2019 20:39 | Autor: Maciej Petruczenko
Z Andrzejem Rogińskim o pożegnaniu z „Południem”.

MACIEJ PETRUCZENKO: Stary druhu, bo tak mi wypada się do ciebie zwrócić – od blisko pół roku nie wydajesz tygodnika „Południe” w wersji papierowej, a 23 maja urządziłeś na Mokotowie oficjalne pożegnanie z tym lokalnym czasopismem jako redaktor naczelny sprawujący tę funkcję od początku. Jak to potraktować?

ANDRZEJ ROGIŃSKI: Rzeczywiście, ostatni numer „Południa” ukazał się przed Świętami Bożego Narodzenia 2018 i od tamtej pory pozostała tylko strona internetowa, na której zamieszczamy materiały na ważne tematy. Sam całkiem niedawno opublikowałem niedawno tekst dotyczący przyszłości terenu, na którym był przez lat wiele stadion Gwardii, a teraz tak naprawdę nie wiadomo co powstanie. Wracając jednak do kwestii „Południa”, dodam jeszcze, że 30 maja ukazuje się dodatkowy, pożegnalny, już naprawdę ostatni numer tygodnika. Przypomnieć poza tym wypada, że w swoim czasie „Południe” obejmowało swoim zasięgiem wszystkie dzielnice lewobrzeżnej Warszawy i rozchodziło się w łącznym nakładzie do 150 tys. egzemplarzy tygodniowo.

Numerem pożegnalnym niejako zamkniesz w swoim życiorysie zawodowym erę Gutenberga, zaprzestając druku na papierze i przechodząc już całkowicie do epoki cyfrowej...

Poniekąd tak się stanie, jakkolwiek bynajmniej nie zerwę kontaktów z mediami papierowymi, bo wciąż będę współpracować z prasą specjalistyczną związaną z budownictwem, wracając do swojej dawnej specjalizacji. Byłem przecież rzecznikiem prasowym Ministerstwa Gospodarki Przestrzennej i Budownictwa, działaczem spółdzielczym.

Ale chyba nie ta funkcja stanowiła początek twojej dziennikarskiej kariery, w której dość daleko odszedłeś od kierunku studiów na Uniwersytecie Warszawskim...

Ukończyłem na tej uczelni pedagogikę, co jednak było całkiem niezłym przygotowaniem do zawodu dziennikarskiego. A jeśli już wspomniałeś o początkach mojej kariery żurnalistycznej, to nie ukrywam, że wiele nauczyłem się pracując przez dziesięć lat w dzienniku „Sztandar Młodych”.

Należysz do grupy mieszkańców Ursynowa z najdłuższym stażem...

Tak jest, mieszkam wraz z rodziną na osiedlu Stokłosy od czerwca 1979 roku. Można powiedzieć, że wrosłem w Ursynów, mając lokum o krok od miejsca, w którym rozpoczęto w latach osiemdziesiątych budowę szybkiej kolei miejskiej.

Akurat masz się w tym wypadku czym pochwalić, bo w październiku 1982 roku byłeś na Ursynowie jednym z 32 współzałożycieli Społecznego Komitetu Budowy Metra...

Dziś już mało kto pamięta o tamtych początkach. A przecież to nacisk Komitetu sprawił, że już 23 grudnia 1982 doczekaliśmy się rządowej uchwały o budowie metra, a 2 września 1983 koparka wybrała pierwszą łyżkę ziemi pod budowę, rozpoczętą właśnie na Ursynowie, w rejonie dzisiejszej stacji Stokłosy. Staraliśmy się wtedy tworzyć korzystną atmosferę wokół tej budowy, przekazywać społeczeństwu bieżące informacje, walczyć o środki na budowę, gdy hamowano nakłady, a nawet pilnować jej bezpieczeństwa, bo na początku doszło przecież w wykopie pod metro, czyli na linii dzisiejszej alei KEN, do śmiertelnego wypadku z udziałem dziecka i przyszło nam alarmować rodziców, by strzegli swych podopiecznych.

Gdy sięgam pamięcią wstecz, to odnoszę wrażenie, że w retrospektywie twojej 40-letniej obecności na Ursynowie trzeba cię uznać, być może, za najstarszego stażem społecznika. Powiedz zatem co nieco o swoich działaniach...

W takim razie wspomnę przede wszystkim powołanie w listopadzie 1981 Ursynowskiego Klubu Spółdzielcy, którego założenia przyszło mi opracować wspólnie z Jerzym Czarneckim. Zebranie założycielskie odbyło się w Domu Rodzinnym przy ul. Koński Jar, a zajmujący się w obrębie Klubu zagadnieniami komunikacji późniejszy wiceburmistrz Ursynowa Wojciech Matyjasiak zdołał doprowadzić do uruchomienia połączeń autobusowych z Placem Defilad. Razem z ursynowskim Klubem Turysty udało się wtedy zainicjować bardzo pożyteczną akcję „Podwieź mnie”, polegającą na dobrosąsiedzkim wykorzystaniu prywatnych samochodów w celu dotarcia do centrum miasta.

Pamiętam dobrze tamten okres, tuż przed ogłoszeniem stanu wojennego. Wszystko było w rozprzężeniu i sam wielokrotnie podwoziłem zdesperowanych ursynowian, których nie stać było na taksówkę, a linie autobusowe szwankowały.

Potwierdzasz zatem, że tamta inicjatywa okazała się strzałem w dziesiątkę. Skoro jednak głównym tematem naszej rozmowy jest kwestia prasy lokalnej, to wspomnę, iż z mojej inspiracji Zarząd Spółdzielni Budownictwa Mieszkaniowego „Ursynów” z prezesem Stanisławem Olszewskim na czele, podjął uchwałę o uruchomieniu gazety spółdzielczej ze mną jako redaktorem naczelnym. Do zrealizowania uchwały ostatecznie nie doszło, bowiem zabrakło niezbędnych środków.

W 1985 z inicjatywy redaktora „Życia Warszawy” Andrzeja Ibisa-Wróblewskiego powstało Ursynowsko-Natolińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne z Jerzym Machajem na czele, a Ibisowi przyszło być duszą tej organizacji...

No właśnie, tym bardziej, że idea założenia gazety lokalnej bynajmniej nie umarła i 31 października 1987 taka gazeta wreszcie wystartowała pod nazwą „Pasmo” – w nawiązaniu do pasma urbanistycznego Ursynów/Natolin – z redaktorem naczelnym Markiem Przybylikiem, młodszym kolegą Andrzeja Ibisa Wróblewskiego w „Życiu”, mając w podtytule: Tygodnik Ursynowsko-Natolińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego. Siedzibą redakcji stała się była pralnia przy Hawajskiej. „Pasmo” sprzedawano najpierw po 20 złotych, ale później Marek – po jednym ze swoich wyjazdów na zachód Europy – postanowił skorzystać ze wzoru tamtejszych gazet lokalnych, no i ursynowskie czasopismo przekształciło się w gazetę gratisową, rozprowadzaną poprzez skrzynki pocztowe ursynowian w nakładzie 50 tysięcy egzemplarzy i utrzymywaną z reklam. Ja oczywiście pisywałem do „Pasma” i nawet przechowuję w swoim archiwum publikację, jaką zamieściłem w pierwszym numerze.

Gdy w 1991 Marek objął funkcję redaktora naczelnego „Szpilek”, przejąłem to stanowisko, wciąż pozostając dziennikarzem „Przeglądu Sportowego”, a dwa lata później, jak pamiętam, ty dołączyłeś do nas jako mój zastępca...

To był niezapomniany okres, bo mieliśmy elegancki lokal redakcyjny przy Dereniowej z urokliwą kawiarenką. Z „Pasmem”, wychodzącym pod egidą UNTSK, związały się najróżniejsze środowiska społeczne i zawodowe na Ursynowie. Ale ja poszedłem dalej i w 1994 zdecydowałem się na założenie tygodnika „Południe”, ukierunkowanego na Mokotów. Od premiery „Południa” mija właśnie 25 lat. Nie bez satysfakcji wspominam nasze akcje, takie jak Festiwal „Po lekcjach”, urzędy pocztowe, Młodzieżowa Wszechnica Dziennikarska, Firmy Godne Zaufania czy Nagrody Południa. Wśród laureatów Nagrody znajdują się wybitni Polacy, m. in. ks. Jan Twardowski, Lesław Marian Bartelski, wspomniany Andrzej „Ibis” Wróblewski, Wojciech Siemion, Jan Nowak-Jeziorański, Kazimierz Górski, Franciszek Maśluszczak, Tomasz Borecki, Stanisław Olszewski, Grażyna Barszczewska, Andrzej Wajda, Bohdan Tomaszewski, Irena Santor, Marek Durlik, Łukasz Andrzej Turski, Ewa Kuryłowicz, Zbigniew Dionizy Ścibor-Rylski, Jerzy Stępień, Ernest Bryll, Marek Gaszyński. Ponadto laureatami zostały osoby prywatne i stowarzyszenia, które wykazują ponadprzeciętną aktywność na rzecz innych w zakresie kultury, sportu, edukacji, pomocy społecznej i zdrowia. Znakomita część tych osób funkcjonuje, mieszka bądź mieszkała na Ursynowie.

Czy bez wydawania papierowej wersji swojego tygodnika będziesz się teraz nudzić?

A skądże. Po pierwsze, nareszcie jako emeryt znalazłem czas na relaks i mam akurat za sobą odbytą wraz z małżonką wycieczkę do Barcelony. Po drugie, jak już wspomniałem, publikuję w czasopismach z dziedziny budownictwa, jak również spółdzielczości. Po trzecie, piszę książki, których wydałem już pięć. Poza tym moim oczkiem w głowie jest Społeczny Komitet Budowy Metra. Staramy się w jak największym stopniu wspierać rozwój tego środka transportu. W tej chwili współuczestniczymy też w planowaniu sieci połączeń szynowych w Warszawie, czyli metra, kolei i tramwajów. Żeby już nie pominąć innych moich aktywności, zdradzę, że w ostatnim czasie zaangażowałem się w ruch Bezpartyjnych Samorządowców, a 25 marca założyliśmy stowarzyszenie Bezpartyjna Warszawa, które ma przypominać radnym, że powinni realizować oczekiwania mieszkańców, a nie dbać o interes polityczny swoich ugrupowań.

Na koniec zaś powiem, że jako długoletni szef „Południa” dobrze wiem, ile wysiłku kosztuje prowadzenie gazety, dlatego tygodnikowi „Passa” życzę jak najdłuższego wytrwania.

Staniemy na głowie, żeby twoje życzenie się spełniło.

Wróć