Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jak przygarnąć królową sportu w Warszawie?

08-08-2018 23:19 | Autor: Maciej Petruczenko
Kiedy w roku 2008 Tomasz Majewski zdobył pierwszy tytuł mistrza olimpijskiego w pchnięciu kulą, jego sukces był znakomitym wsparciem dla grupy ursynowskich entuzjastów lekkoatletyki, którzy od lat walczyli o stadion z prawdziwego zdarzenia dla tej dyscypliny sportu. Bogiem a prawdą, w skali minionego ćwierćwiecza przymierzano się z tą inwestycją do kilku różnych lokalizacji, a jedną z nich było sąsiedztwo Areny Ursynów w rejonie ulic Pileckiego i Hirszfelda.

Jak dotychczas,  nic z tego nie wyszło, bowiem okazało się, że są roszczenia reprywatyzacyjne do leżącej tak działki. I rzecz praktycznie upadła.

Jeszcze ciekawszą lokalizacją był rejon pałacu SGGW przy Nowoursynowskiej graniczący z Arbuzową. Wydawało się, że tak wielka uczelnia zdobędzie się na stadion lekkoatletyczno-piłkarski i nawet powstał odpowiedni projekt, mający gorące poparcie ówczesnego prezesa Polskiego Związku Lekkiej Atletyki – Jerzego Skuchy i prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego, mieszkającego na Ursynowie Stanisława Stefana Paszczyka. W końcu jednak w skarbcu SGGW zabrakło pieniędzy i cenna inicjatywa została jakby zapomniana.

Wiadomo, że jeśli chodzi o wybitnych lekkoatletów, w naszej dzielnicy mamy nie tylko Majewskiego, który do pierwszego złota olimpijskiego w Pekinie – w 2012 dołożył drugie w Londynie. Mieszkańcami Ursynowa są dawny rekordzista Polski w biegu na 800 metrów Zbigniew Makomaski, niegdysiejsza rekordzistka świata na 100 metrów przez płotki Grażyna Rabsztyn, wicemistrz olimpijski w sztafecie 4 x 400 m Jerzy Pietrzyk, wicemistrzyni olimpijska w skoku wzwyż Urszula Kielan, a także wielokrotna rekordzistka kraju w rzucie oszczepem – Genowefa Olejarz-Patla, która wykonuje zawód trenerki. Zwłaszcza jej by się przydało boisko do rzutów, ale takiego placu pewnie się już na Ursynowie nie znajdzie. Nie ma co, wielcy lekkoatleci ciągną na Ursynów, ale w sensie sportowym znajdują tu co najwyżej wygodne miejsce do zamieszkania – z obiektami do sportu wyczynowego już gorzej.

A piszę to wszystko zainspirowany oczywiście sukcesami reprezentantów Polski na toczących się właśnie lekkoatletycznych mistrzostwach Europy w Berlinie. Kulomioci Michał Haratyk, Konrad Bukowiecki i Paulina Guba oraz finaliści rzutu oszczepem Marcin Krukowski i Cyprian Mrzygłód godnie podtrzymali tradycje Tomasza Majewskiego i Genowefy Patli. A przecież nie tylko oni okazali się bohaterami w polskim teamie. Gdy się jednak przyjrzeć ekipie PZLA w Berlinie, łatwo zauważyć, że warszawiaków się w niej w zasadzie nie uświadczy, jeśli nie liczyć sprowadzonych z innych miast (podobnie jak Majewski) dwu gwiazd: arcymistrzyni rzutu młotem i Anity Włodarczyk i berlińskiego pechowca rzutu dyskiem, kończącego powoli karierę Piotra Małachowskiego.

Kiedyś Warszawa była największą w kraju potęgą lekkoatletyczną. W południowej części miasta tłumy młodzieży trenowały na stadionach Warszawianki przy Merliniego i Gwardii przy Racławickiej, których – niestety – już nie ma. O ile pierwszy z nich zniknął na skutek decyzji samego klubu, o tyle drugi został odebrany warszawskiej młodzieży przez władze państwowe, przy czym do tego niecnego postępku przyczyniło się kilka partii sprawujących władzę, więc dzisiaj nawet trudno wskazać konkretnego winowajcę. Mało kto wie, że praktycznie zamknięty dla lekkoatletyki jest całkiem dobrze wyposażony stadion Orła przy Podskarbińskiej, a stadion Skry przy Wawelskiej straszy nie tylko całkowitą ruiną trybun. W tej sytuacji pozostaje AWF, gdzie jednak ze stadionu nie jest łatwo korzystać przeciętnemu lekkoatlecie, ponieważ jest to przede wszystkim obiekt akademicki, podporządkowany głównie potrzebom uczelnianym.

Stadion Narodowy zaprojektowano jako specjalistyczną arenę piłkarską z wariantami wykorzystania do innych sportów, ale z wyłączeniem lekkoatletyki. Ponieważ rocznie odbywają się tam raptem 3-4 mecze futbolowe, zarządzająca stadionem spółka wymyśla co tylko się da, żeby zapełnić go imprezami przynoszącymi dochód i to się ponoć w coraz większym stopniu udaje, tylko że cele sportowe coraz bardziej schodzą na drugi plan, a przecież pod ich kątem zdecydowano się wydać bodaj ponad dwa miliardy złotych na Narodowy.

Prawdę mówiąc, sam nie wiem, jak pomóc lekkoatletom Warszawy, bo przecież obietnice zbudowania nowego stadionu Skry wciąż pozostają tylko obietnicami i ta świetnie położona tartanowa arena stała się nawet obiektem swojego rodzaju przetargu politycznego w obliczu wyborów prezydenckich w mieście. No cóż, trybuny przy Wawelskiej były już w połowie zrujnowane w 1970 roku. Łatwo zatem policzyć, że ten stan zniszczenia trwa blisko 50 lat. I już zdążyliśmy zapomnieć, że tam właśnie Irena Szewińska (400 m), Teresa Sukniewicz i Grażyna Rabsztyn (100 m przez płotki) ustanawiały rekordy świata, Marian Woronin mknął po rekord Europy (10.00) na 100 metrów, a Władysław Komar popisywał się ponaddwudziestometrowymi rekordami Polski w pchnięciu kulą.

Wydaje się zatem, że czas najwyższy, żeby do gabinetów władz wkroczyła ciężkim krokiem lekkoatletyczna grupa nacisku. Na razie bowiem samotną walkę o interes stołecznej królowej sportu toczy Tomasz Majewski, pełniący funkcję prezesa okręgowego związku. Ciekaw jestem, czy znajdą się chętni, żeby go realnie wesprzeć. No bo coraz trudniej znaleźć w stolicy miejsce do treningu dla młodzieży i właśnie w Warszawie tracimy przez to najwięcej autentycznych talentów. Pozostaje zatem zapytać: czy ten stan inwestycyjnej niemocy ma trwać wiecznie?

Wróć