Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jakby mało było ostatnich wyborów prezydenckich...

11-06-2025 20:33 | Autor: Tadeusz Porębski
Polacy specjalizują się w wielu dziedzinach. Jesteśmy m.in. mistrzami w grillowaniu kiełbaski i mięs wieprzowych, w czczym gadaniu, w obmawianiu innych, w kłótliwości i zacietrzewieniu, ale prawdziwe mistrzostwo prezentujemy w wyszydzaniu i upokarzaniu autorytetów oraz osób wybijających się ponad przeciętność.

Lech Wałęsa jako jedyny Polak wystąpił przed połączonymi izbami amerykańskiego parlamentu i dostał owacje na stojąco. Przed nim przed połączonymi izbami miały zaszczyt wystąpić tylko dwie osoby: markiz Marie Joseph de La Fayette – uczestnik wojny o niepodległość USA oraz premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill. Ponadto Wałęsa dokonał politycznego wyczynu o wymiarze historycznym – bez jednego wystrzału wyprowadził z Polski kilkusettysięczny ruski kontyngent uzbrojony w broń jądrową. Mało tego, tak zabajerował pijaka Jelcyna, że ten wydał mu z pilnie strzeżonych sowieckich archiwów dokumentację dotyczącą zbrodni katyńskiej. Nazwisko Wałęsa (Walesa) znał nawet taksówkarz z urugwajskiego zadupia, czym wprawił mnie w osłupienie. W Polsce Lech Wałęsa jest poniżany, upokarzany, zniesławiany i znieważany, szczególnie przez skrajnie prawicową kołtunerię, ale nie tylko. Drugim Polakiem o nazwisku znanym praktycznie na całym świecie był Karol Wojtyła, czyli papież Jan Paweł II. Do niego dobrała się z kolei skrajna lewica, a liderował satyryczny tygodnik „NIE” oraz setki tysięcy czytelników tego tabloidu.

Robert Lewandowski nazywany był swego czasu naszym skarbem narodowym. I słusznie. Uważany jest bowiem za jednego z najlepszych piłkarzy swojego pokolenia na świecie i jednego z najlepszych środkowych napastników w historii piłki nożnej. Zdobył ponad 600 goli w rozgrywkach klubowych i reprezentacyjnych, takim rekordem może pochwalić się niewiele gwiazd światowej piłki nożnej. Jako jedyny Polak w historii otrzymał nagrody Piłkarza Roku FIFA (dwukrotnie) i Piłkarza Roku UEFA, a także Europejski Złoty But (dwukrotnie). Laureat drugiego miejsca w plebiscycie Złotej Piłki oraz zdobywca nagrody dla Napastnika Roku w roku 2021 przyznawanej przez prestiżowy „France Football”. Z dorobkiem 27. najcenniejszych trofeów Robert Lewandowski jest najbardziej utytułowanym polskim piłkarzem w historii. Zdobywając pięć goli w ciągu dziewięciu minut w ligowym meczu z Wolfsburgiem w 2015 r. wpisał się do księgi rekordów Guinnessa. Należy zaznaczyć, że Lewandowski zrobił światową karierę nic nikomu nie zawdzięczając, poza matką.

Od trzecioligowego Znicza Pruszków, który kupił go za 5 tys. zł, po piłkarski panteon, dostępny tylko najwybitniejszym piłkarzom naszego globu. FC Barcelona zapłaciła za polskiego napastnika 45 milionów euro oraz 5 milionów euro zmiennych, zaś klauzula odstępnego umieszczona w kontrakcie to 50 milionów euro. Żaden polski piłkarz nie może nawet marzyć o takiej karierze i takiej pozycji. Robert Lewandowski nigdy nie odmawiał swojego wsparcia naszej drużynie narodowej, należącej, niestety, do niższej ligi europejskiej. Wystąpił w reprezentacji Polski aż w 158 meczach i zdobył 85 goli – to rekord, który będzie trudny do pobicia w przyszłości. Jest wzorowym mężem i ojcem, autorytetem dla młodych polskich piłkarzy, dla których stanowi wzór do naśladowania - finansuje szkółki piłkarskie, m.in. w podwarszawskiej Lesznowoli. Takiej postaci nawet w Polsce trudno przypiąć łatkę, choć ta piłkarska osobistość była już atakowana w necie, m.in. za zbyt światowy styl życia jego i żony Anny prezentowany w społecznościowych mediach, nie do przyjęcia przez polskiego zawistnego kołtuna. Ostatnio internetowym frustratom trafiła się okazja do ataku. Poszło o to, że trener kadry narodowej, niejaki Michał Probierz, nieoczekiwanie odebrał Lewandowskiemu opaskę kapitana drużyny, a on w rewanżu zrezygnował z gry w kadrze. Dopadli gwiazdora niczym kot mysz.

Nie wiadomo jaka jest prawdziwa przyczyna konfliktu i pewnie nigdy się nie dowiemy. Mimo to – jak to w naszym pięknym kraju bywa – natychmiast nastąpił podział na zwolenników i zadeklarowanych krytyków najlepszego piłkarza w historii polskiego futbolu. Kim jest trener Probierz? Od lat nie oglądam piłki nożnej w wykonaniu naszych czarodziejów kopanej, bo wieje nudą, dlatego Probierz kojarzy mi się wyłącznie z urządzeniem do mierzenia poziomu trzeźwości kierowców. Zajrzałem jednakowoż do Internetu. Facet jest po pięćdziesiątce, w futbolu robi przez całe życie. Jako piłkarz grał w ŁKS Łagiewniki, GKS Rozbark, Gwarku Zabrze, Ruchu Chorzów oraz znanych na całym świecie klubach niemieckich jak Westfalia Herne, czy Wattenscheid 09. Trenował też piłkarzy Widzewa Łódź jednak po sześciu kolejkach sezonu 2007/2008, w których Widzew zgromadził zaledwie trzy punkty i nie odniósł żadnego zwycięstwa, został zwolniony. Tułał się więc pan Probierz po kraju trenując piłkarzy Wisły Kraków, GKS Bełchatów, Lechii Gdańsk oraz Jagiellonii Białystok, z którą odnosił największe sukcesy. W 2023 r. prezes PZPN powierzył mu pieczę nad naszą kadrą narodową. Rok później, mimo że nasza drużyna nie zaistniała w Mistrzostwach Europy 2024, PZPN przedłużył z nim trenerski kontrakt.

Nie wiem, czy Robert Lewandowski właściwie zareagował na klapsa wymierzonego mu publicznie przez Probierza, ale moim zdaniem kwestia opaski to tylko część podłoża konfliktu. Nasz piłkarz był i jest w rękach najlepszych z najlepszych, trenerów topowych, którzy stosują najnowsze techniki treningowe. Co o najnowszych technikach i trendach może wiedzieć trener powiatowy, jakim - nie przymierzając - jest Probierz? Niewiele, ponieważ kisi się wyłącznie w polskim sosie, mocno archaicznym i zalatującym stęchlizną. Można podejrzewać, że Lewandowski zakwestionował w rozmowie treningową stęchliznę uprawianą przez Probierza, czym ugodził w ego trenera kadry narodowej, który uważa się na treningowym boisku za drugiego po Bogu. No i trener postanowił pokazać piłkarzowi, gdzie raki zimują. Nie mógł wyrzucić międzynarodowej gwiazdy futbolu ze składu kadry, więc ukąsił ją boleśnie na wizerunku. Rozpętała się medialna burza, co zapoczątkowało podział w całym piłkarskim środowisku i w całym kraju. Jakby mało było ostatnich wyborów prezydenckich. Rozumiem różnicę zdań i poglądów, ale mocno zaskoczyła mnie ilość krytyki, która spadła na Lewandowskiego.

I tu popadłem w zadumę. Czy będąc na miejscu Roberta Lewandowskiego zrezygnowałbym z uczestnictwa w narodowej kadrze po publicznym afroncie doznanym ze strony trenera? Bo był to afront, trener nie przedstawił żadnego uzasadnienia do swojej decyzji, więc można ją traktować jako prywatny odwet za coś. Nie dowiemy się za co. Oczywiście postąpiłbym podobnie jak Lewandowski, z tą wszakże różnicą, że nie akcentowałbym publicznie tego, iż „dopóki trenerem będzie Probierz, dopóty ja nie wystąpię w zespole narodowym”. To bowiem wygląda na próbę wywarcia presji na PZPN i kłóci się ze statusem międzynarodowej gwiazdy. Zastosowałbym wariant modny niegdyś w kręgach rządowych sowieckiej Rosji, czyli okresową rezygnację „ze względu na zły stan zdrowia”. Nikt by w to nie uwierzył, ale uchroniłoby to piłkarza przed konsekwencjami ze strony FIFA za odmowę gry w reprezentacji. Do czego zmierzam? Wściekłe ataki internautów i ostrą krytykę niektórych pismaków uważam za wielce krzywdzącą dla tak zasłużonego sportowca jak Robert Lewandowski, rozsławiającego nasz kraj na całym świecie. Być może poniosły go emocje, ale poniżanie i wyszydzanie go przez internetowych harcowników nie mieści się w głowie.

Spodziewałem się, że prędzej czy później dojdzie w łonie naszej kadry narodowej do konfliktu pomiędzy Lewandowskim a resztą kopaczy piłki, którzy pod względem umiejętności i talentu mają się tak do niego, jak małpa kataryniarza do Toscaniniego. Ostatnio zacny „Przegląd Sportowy” poinformował, że przeciwko naszemu najlepszemu piłkarzowi wystąpił nie tylko trener, ale także tzw. rada drużyny w osobach Jana Bednarka, Jakuba Kiwiora, Przemysława Frankowskiego oraz Piotra Zielińskiego. Poza tym ostatnim reszta „rady” to piłkarze niezbyt wysokich lotów. Może uwierało ich ciągłe przebywanie w cieniu europejskiej gwiazdy, może zazdrościli mu popularności, kontaktów, piłkarskiej wiedzy i talentu, a może pieniędzy? Może oczekiwali, że powinien dzielić się z nimi zarobioną fortuną? Co naprawdę było jądrem konfliktu nigdy się nie dowiemy. Jednego jestem pewien: to nie Robert Lewandowski wywołał konflikt w drużynie narodowej i piłkarskim środowisku – swarliwość, kłótliwość, hardość i skłonność do konfrontacji nie leżą w bowiem w charakterze tego wybitnego sportowca. W tej sprawie nie ma dwóch prawd, jest tylko jedna: powiatowego formatu trener wykurzył z narodowej kadry jednego z najlepszych strzelców Europy, który jako jedyny potrafił taśmowo zdobywać bramki dla naszej reprezentacji. To mogło się wydarzyć jedynie w tak dziwnym kraju jak Polska.

Wróć