Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Każdy ma coś, co może dać innym

27-03-2024 22:19 | Autor: Robert Wojciechowski
Kolejne lata będą wymagać ludzi o wielkich sercach i pasji do działania, umiejętności łączenia osób, które chcą - wolontariuszy, sąsiadów, lokalnych społeczników i aktywistów, urzędników - mówi Robert Wojciechowski, radny, ekspert od blockchain, edukacji i… hałasu.

Ursynów to moje miejsce

Na Ursynowie mieszkam od początku 1979 roku. Wtedy jeszcze nie było dobrego wjazdu z ul. Puławskiej w nowo budowane osiedle. Osiedliłem się na Imielinie. Wszystko było nowe i niedokończone, także szkoła, do której chodziłem. Początkowo Szkoła Podstawowa Nr 81 przy Puszczyka, Szkoła Podstawowa Nr 101 przy Kajakowej. Dojeżdżając do szkoły autobusem szkolnym, widziałem, jak wszystko się zmienia, jak ówczesna granica dzielnicy Ursynów z ul. Płaskowickiej przesuwa się coraz dalej i dalej.

Od kilkunastu lat mieszkam na Kabatach i pamiętam, jak w okolicy zjazdu ulicą Rosnowskiego jeździły furmanki. Dziś w tym miejscu stoi budynek, w którym mieszkam. Przez tyle lat zmieniło się prawie wszystko - oprócz jednego: ludzie nadal potrzebują siebie nawzajem, a rozmowa, współpraca i pomoc dają nam poczucie wspólnoty i bezpieczeństwa.

Przenosiny na Kabaty

W 2012 roku wraz z rodziną zamieszkałem na Kabatach. Gdy posyłaliśmy najstarszego z synów do SP nr 340, nie myślałem, że moje życie zwiąże się tak nierozerwalnie z tą szkołą.

Od samego początku działałem w Radzie Rodziców. Nowy budynek, nowe wyzwania i nowe możliwości. To właśnie potrzeby dzieci i - jak sam mojemu synowi mówię - “moje uczenie się wszystkiego razem z nim” spowodowało, że zacząłem aktywnie angażować się w życie szkoły.

Stołówka

Katalizatorem oddolnego współdziałania była walka o… stołówkę szkolną. Piękny nowy budynek. Ponad 900 uczniów. Ponad 600 obiadów i tylko 90 miejsc. Nic nie szło dobrze. Zaczęliśmy rozmawiać - najpierw z rodzicami, potem z przedstawicielami Urzędu Dzielnicy. Wtedy burmistrzem był Piotr Guział, a edukacją zajmował się Witold Kołodziejczak. Otrzymaliśmy gładkie słowa, ale ani obietnice, ani żaden termin nie zostały dotrzymane.

Zebraliśmy rodziców, napisaliśmy petycję, media zainteresowały się sprawą i zostały podjęte rozmowy z Urzędem Miasta. Pierwsze pieniądze skierowane z miasta na rozbudowę stołówki ówczesny burmistrz przeznaczył na inny cel. Nie odpuściliśmy, widok dzieci w długich kolejkach, pospiesznie jedzących obiad, tylko nakręcał nas do bardziej intensywnego działania.

I nadszedł grudzień 2014 roku, burmistrzem zostaje Robert Kempa. I na start dostaje… nominację Gazety Wyborczej (dedykowaną swojemu poprzednikowi) do Absurdu Roku 2014 - właśnie za tę stołówkę.

Rozpoczęła się nowy etap naszych rozmów i starań. I efekt, na który czekały przede wszystkim dzieciaki - nowa stołówka, 230 miejsc, obiady bez stresu, bez pośpiechu, bez ścisku.

Szkoła jako punkt wyjścia do innych spraw

Rada Rodziców działała dalej - w regulaminie szkoły uwzględniono zapis dotyczący udzielania wsparcia dzieciom zagrożonym wykluczeniem. To był pierwszy taki zapis w warszawskiej szkole!

Skutkował on tym, że rodzinom, które nie mogły pozwolić sobie na wysłanie dziecka na wycieczkę szkolną lub płatne wyjście klasowe, dopłacano 300 zł. Wiele razy namawiałem rodziców, by nie wstydzili się i występowali o taką pomoc, także dotyczącą obiadów szkolnych i innych form wsparcia. Informacje o dostępnych rozwiązaniach nie były wtedy powszechnie dostępne, często wiązało się to z pokonaniem wielu psychicznych barier, w tym wstydu przez potrzebujących.

Połączyły nas... śmieci

Nasza szkoła brała od lat udział w zbiórkach makulatury, ale to było dla nas za mało. Nie podobało nam się, że oddajemy tony papieru, ale przy okazji nie uczymy dzieci współdziałania, synergii grupy i ekologii. Wymyśliliśmy, jako alternatywę dla systemu miejskiego, akcję pod nazwą EKOMOL. Opracowaliśmy nowy regulamin, nowe zasady. Włączyliśmy nauczycieli, klasy, zastosowaliśmy elementy - modne dziś słowo - grywalizacji. Na koniec akcji przewidzieliśmy nagrody.

Makulaturę zbieraliśmy co miesiąc sami, w ciągu roku było to ponad 100 ton odpadów. Pozyskaliśmy sponsorów nagród, działaliśmy lokalnie i dla naszej społeczności szkolnej. Nasi wolontariusze - rodzice - byli na posterunku zawsze od 7:00 nawet przy kilkunastostopniowych mrozach. Nie mogliśmy inaczej - akcja była tak popularna, że w każdej pogodzie mieliśmy długą kolejkę rodziców i dzieci.

Szkoda, że zmiany na rynku cen, potem COVID, zmusiły nas do zawieszania EKOMOL-a. Wypracowaliśmy naprawdę fantastyczny mechanizm, podobny do Rowerowego Maja, gdzie suma drobnych z pozoru zaangażowań przełożyła się na realnie dużą skalę działania i wpływu. To gotowy przepis na to, jak lokalne społeczności mogą współdziałać z pożytkiem dla siebie i klimatu.

W tym samym roku 2014 jako Rada Rodziców rozpoczęliśmy bardzo trudne działania związane z poszerzeniem dojścia do szkoły. Hasło akcji brzmiało: „NIE dla wąskiego przejścia przy Biedronce”. Wtedy w szkole było już ponad 1100 uczniów, ponad 70% z nich pokonywało pieszo bardzo wąski chodnik, przy bardzo intensywnym ruchu pojazdów po ulicy. Nasze wspólne i niełatwe działania oraz determinacja przyniosły efekt - po kilku latach chodnik został poszerzony i dzieci mogą już bezpiecznie iść do i ze szkoły.

Potrzeby uczniów

Będąc blisko szkolnej społeczności, widziałem więcej - nie tylko materialne potrzeby uczniów, ale także te głębiej ukryte, których na co dzień się nie zauważa - lęki, emocje, problemy związane z dorastaniem w niełatwych czasach.

Od początku wspieram, rozmawiam, staram się znaleźć najlepsze rozwiązania konkretnych spraw dzieci i rodziców. Nie ma dnia bym nie toczył jednej takiej rozmowy. Pomagam indywidualnie, ale szukam także rozwiązań systemowych - przez m.in. udział w komisjach parlamentarnych czy Mazowieckiej Radzie Oświatowej.

Fundacja

Ale zmiany systemowe toczą się wolno, a my potrzebujemy pomóc dzieciom już teraz - zanim będzie za późno. Dlatego od końca 2016 roku bardzo intensywnie myślałem o założeniu fundacji. Wspólnie z Ewą Jurgą-Zastocką, która jest dla mnie uosobieniem wrażliwości społecznej, dwa lata dopracowywaliśmy najlepszą formułę działania i... toczyliśmy formalne boje.

Udało się w marcu 2018 r. - to wtedy powstała Fundacja Dzieci Rodzice Szkoła. Uniezależnienie od systemu edukacyjnego dawało więcej możliwości niesienia pomocy. Ale pierwsze kroki były trudne, mogliśmy liczyć w dużej mierze na pracy wolontariackiej moich przyjaciół z Rady Rodziców oraz naszego wspólnego idealistycznego patrzenia na rolę społeczną i współdziałanie. Od początku ważnym celem była świetlica terapeutyczna, tak bardzo potrzebna wielu dzieciom na Wysokim Ursynowie. Liczę, że kiedyś uda się nam go zrealizować.

Z chwilą objęcia mandatu radnego dzielnicy Ursynów zrezygnowałem z czynnego udziału w fundacji. Jestem jedynie jej fundatorem (funkcja niezbywalna) oraz wolontariuszem. Od początku była to dla mnie działalność wyłącznie non-profit. Obecny zarząd Fundacji tworzą: Katarzyna Czaplicka-Faryna i Ewa Jurga-Zastocka.

Hala szermiercza

W SP 340 istnieją klasy sportowe z szermierką. Jak większość mówi: „sport elitarny”, ale jaki piękny. Zarazić się tym sportem można bardzo szybko i skutecznie od trenera Waldemara Wróblewskiego. Zawsze dbał on o zaplecze, szukał wsparcia finansowego i powtarzał: „a gdyby tak mieć prawdziwą halę”.

Kiedyś, wiosną 2016 roku, w sali numer 109 siedzieliśmy w gronie: Kinga Grobelna, Paulina Ledwoń, Agnieszka Rogulska i Waldemar Wróblewski, zastanawiając się, jak skutecznie przekonać urząd do wybudowania hali szermierczej. Mieliśmy wsparcie i Związku Szermierczego, i Szkoły, a co najważniejsze - rodziców. To był ten punkt, w którym w przenośni zaczęliśmy budowę hali. Ale choć projekt został przygotowany, przyszła odpowiedź „nie”, a za nią decyzja o zaniechaniu inwestycji. Wydawało się, że nie ma ratunku i idea została pogrzebana, ale burmistrz Robert Kempa nie ustępował - w ciszy i spokoju rozmawiał, przekonywał do przekazania środków na budowę hali. Był bardzo skuteczny, bo już w sierpniu 2023 roku nowa hala szermiercza została oddana trenującym.

Uczniowie SP 340 i Klubu Sportowego d’Artagnan Ursynów zdobywają cyklicznie medale na mistrzostwach Europy. Czy potrzebny jest lepszy dowód na to, jak potrzebna była ta inwestycja?

Co ciekawe, mojej rodzinie udzieliła się ta pasja! Moja 10 letnia córka od 4 miesięcy również ćwiczy szermierkę z zapałem i pasją - już wygrała dwie walki - jestem dumny i szczęśliwy.

Walka z hałasem

Piękny, nowy budynek Szkoły Podstawowej nr 340 stał się także nie lada wyzwaniem z punktu widzenia… akustycznego. Hałas to jedna z plag naszych czasów. Nasza szkoła była pod tym względem projektanckim kuriozum. Echo (dźwięk) odbijało się od wszystkich powierzchni i powodowało ogromne zmęczenie zarówno nauczycieli, jak i dzieci. Odbijało się to też na nauce - czasami nauczyciele i uczniowie nie słyszeli się z odległości metra, a co dopiero z końcowych ławek!

Musieliśmy znaleźć poparcie i środki finansowe, ale także skuteczne rozwiązanie problemu. Dzięki przewodniczącej Rady Miasta Ewie Malinowskiej-Grupińskiej i burmistrzowi Robertowi Kempie dostaliśmy środki na „wyciszenie” szkoły. To była pierwsza inwestycja na taką skalę w Europie!

Jako świeżo upieczony „ekspert od hałasu” jesienią 2022 roku złożyłem petycję rozpoczynającą walkę z hałasem z POW („STOP hałasowi z POW”). Nadaliśmy sprawie dużego rozgłosu, czekamy na decyzje faktycznie ograniczające patologiczny hałas, utrudniający codzienne życie mieszkańcom.

Wybory

Nigdy wcześniej nie brałem pod uwagę startu w jakichkolwiek wyborach, choć namawiało mnie wiele osób. Mówiłem bez namysłu: „nie”. Jednak po kolejnych rozmowach z rodzicami o nierozwiązanych potrzebach dzieci, szkoły i rodziców, a także dyskusji o niedotrzymaniu złożonych obietnic w sprawie hali szermierczej zacząłem się zastanawiać. W sierpniu 2018 roku Sylwia Krajewska - radna i Przewodnicząca Komisji Edukacji i Sportu - spytała mnie, czy chciałbym wystartować z listy Koalicji Obywatelskiej. Nigdy nie byłem politykiem, więc najpierw powiedziałem: „nie”. Ale potem zaczęły do mnie przemawiać racjonalne argumenty - polityka to sprawstwo, wpływ, możliwość rozszerzenia skutecznych rozwiązań na inne szkoły w dzielnicy. Zgodziłem się praktycznie ostatniego dnia.

Zdarłem kilka par butów, by przekonać do siebie wyborców. Udało się - otrzymałem mandat i szansę służenia ludziom, moim sąsiadom. Oczywistym jest, że moim priorytetem pozostała edukacja i wsparcie społeczne, ale też sprawy, które mnie jako przedsiębiorcę interesują.

Otoczenie zawodowe

Jestem przedsiębiorcą od 2000 roku, z tej działalności utrzymuję siebie i moją rodzinę. Zajmuję się technologią Blockchain, ze środowiskiem przedsiębiorców, ale i fanów tej technologii, założyliśmy Izbę Gospodarczą Blockchain i Nowych Technologii.. Jestem jej prezesem i dzięki temu mogę wspierać i popularyzować blockchain w Polsce, ale i w całej Europie. Podobnie jak w Fundacji, także tu działam non-profit.

Co można dać?

Czy bycie radnym mnie zmieniło? Myślę, że nie. Pandemia była tego wyrazem. Już po 20 dniach od ogłoszenia lockdownu nie wytrzymałem siedzenia w domu. Chciałem działać, chciałem pomagać - wiele osób na skutek zamknięcia miało ograniczony dostęp na przykład do żywności. Pomimo 4 dzieci i opowieści o COVID-19 pojechałem pomagać Romie Łojewskiej i Stowarzyszeniu Społeczników Ariadna. Niewielu wtedy było chętnych, ludzie bali się pandemii.

Wtedy pomagali ze mną i nosili paczki: Paweł Rabiej, Jakub Berent, Marcin Czempiński, Grzegorz Czyżewski, Robert Kempa. Przez praktycznie cały okres pandemiczny udało się nie tylko rozwozić, ale odbierać dziesiątki ton żywności z Banku Żywności i innych miejsc. Ładowaliśmy na samochody i rozładowywaliśmy. Darmowa siłownia - śmiejemy się do dziś. Nagrodą było rzeczowe stwierdzenie Romy: „no OK, powiedzmy, że w miarę równo to poukładaliście”. Czuliśmy się bardzo docenieni.

Ursynów ma wielkie serce

W trakcie obecnej kadencji wspólnie ze Szkołą Podstawową Nr 340, Fundacją, Urzędem oraz innymi instytucjami, organizacjami, przedsiębiorcami organizowaliśmy także akcje charytatywne, z których środki przekazywane były na leczenie ciężko chorych mieszkańców Ursynowa. Odbywały się wtedy koncerty, zbiórki i kiermasze gromadzące setki, a nawet tysiące osób, a gotowość do pomocy, integracja i hojność mieszkańców była wręcz porażająca. Ursynów to dzielnica ludzi o wielkich sercach.

Wojna, która wybuchła ponad 2 lata temu, wywróciła nasz świat. Od pierwszego dnia rzuciliśmy się do pomocy. Fundacja Dzieci Rodzice Szkoła wraz z Urzędem Dzielnicy wzięła na siebie organizację zbiórek odzieży najpierw w dawnej hali Tesco, potem w punkcie przy ulicy Dereniowej. Codziennie odwiedzały nas setki osób, przynosząc rzeczy dla uchodźców wojennych z Ukrainy. Ale przychodziły też setki osób szukających butów, spodni, kurtek itd. Początkowo punkt był otwarty codziennie, potem 3 razy w tygodniu. Te działania nie byłyby możliwe do prowadzenia bez ogromnego serca i zaangażowania dziesiątek wolontariuszy - poczynając od tych najmłodszych, przychodzących po lekcjach z nauczycielami, po dorosłych, którzy po pracy, albo nawet biorąc urlop, niestrudzenie pomagali sortować i wydawać pozyskane ubrania, sprzęty i produkty. Należy tu podkreślić bezcenny wkład Marcina Czempińskiego i Jakuba Berenta, którzy na co dzień wspierali nas dodatkowymi „zdobyczami”, ale i wsparciem podstawowym (często najważniejszym), jak transport, zaopatrzenie dla wolontariuszy, środki czystości, logistyka.

Kto jest bohaterem?

Od kilku lat razem z dziećmi uczestniczę w zbiórkach WOŚP. Wiele razy rozmawialiśmy o tym, dlaczego podejmuję tak wiele różnych działań na rzecz społeczności, sąsiadów, rodziców. Kiedyś z synami dyskutowałem o definicji bohatera - dla mnie jest to osoba działająca po cichu, bez rozgłosu, dla dobra innych. To osoba, która robi to, bo czuje, że tak trzeba. Początkowo moi synowie rozumieli to inaczej, ale po udziale w wielu akcjach charytatywnych już widzę, że zbliżają się do mojej definicji.

Ze starszą córką od początku jej życia mam silną więź i podobieństwo w podejściu do życia i wielu spraw - już jako 5-latka biegała z puszką WOŚP i była bardzo dumna z każdego grosza, który zebrała. Nie dbała wtedy o zimno czy głód - ważna była zbiórka.

To tylko krótkie podsumowanie mojego życia, w którym staram się godzić tak wiele wyzwań. Wiem, że kolejne lata również będą wymagać ludzi o wielkich sercach i pasji do działania, umiejętności łączenia osób, które chcą - wolontariuszy, sąsiadów, lokalnych społeczników i aktywistów, urzędników. Dlatego mam prośbę do czytelników „Passy” z całego Ursynowa - głosujcie głową i sercem, szukajcie na listach osób, które chcą i potrafią zmieniać naszą małą ojczyznę. Bo lepszego miejsca do życia nie ma - pod tym zdaniem podpiszą się chyba wszystkie komitety wyborcze.

Do zobaczenia 7 kwietnia!

Wróć