Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kogo diabeł może podkusić?

13-11-2019 21:02 | Autor: Maciej Petruczenko
Lepiej modlić się sercem bez słów niż słowami bez serca – tak podobno stwierdził angielski kaznodzieja protestancki z XVII wieku John Bunyan, skądinąd wybitny pisarz chrześcijański, autor „Wędrówki pielgrzyma”. I ta jego głęboko przemyślana, a tak naprawdę wywiedziona prosto z Biblii nauka przypomniała mi się, gdy za pośrednictwem telewizji słuchałem ślubowania nowego zastępu posłów i senatorów.

Zdecydowana większość z nich do słówka „ślubuję” dodawała sakramentalny zwrot „Tak mi dopomóż Bóg”. Konstytucyjnie biorąc, nieobowiązkowy, wypowiadany jednak z intuicyjnym wyczuciem, że tak trzeba. Sam, będąc na miejscu owych wybrańców narodu, użyłbym tego zwyczajowego zwrotu bez wahania, pamiętając wszakże, iż takie nawiązanie do religii staje się wysoce zobowiązujące. I jeśli np. poseł Jarosław Kaczyński słownie podpiera się Bogiem, podkreślając co chwila chrześcijańskie korzenie naszej cywilizacji, to powinien zachowywać się w w Sejmie w cywilizowany sposób i miłować każdego posła-bliźniego jak siebie samego, wspaniałomyślnie rezygnując ze zwracania się do tych z ław opozycji per „mordy zdradzieckie”.

Już lepiej, żeby podchodząc do Włodzimierza Czarzastego, posługiwał się ulubionym zwrotem lewicy:mordo ty moja! Od razu rozczuliłby go tak serdecznymi słowami zamiast irytować ewentualnym wymyślaniem od zdrajców. A przecież z zarzutem takiego kalibru wystąpił w 1995 roku w Sejmie Andrzej Milczanowski, komunikując zebranym, że premier Józef Oleksy to osobowe źródło informacji najpierw sowieckiego, a potem rosyjskiego wywiadu. Taki zarzut ze strony ministra spraw wewnętrznych pod adresem szefa rządu musiał być czymś szokującym i naczelny redaktor „Gazety Wyborczej” Adam Michnik orzekł, że w tej sytuacji albo Oleksy, albo występujący z niesłusznym zarzutem oskarżyciel pójdzie siedzieć. No i co? No i nic. Szpiegostwa Oleksemu nigdy nie udowodniono, a i Milczanowskiego – po 14-letnich zmaganiach procesowych – sąd uniewinnił. Po takim doświadczeniu wiemy już, że w Wysokiej Izbie można pleść, co tylko ślina na język przyniesie, można lżyć kogoś, obrażać, poniżać, a i tak jakakolwiek kara autorów tak skandalicznych wypowiedzi nie spotka. Bo w ostatniej kadencji zapanował zwyczaj karania tylko za mówienie prawdy, co było natychmiast powstrzymywane wyłączeniem mikrofonu.

Swego czasu ostro po bandzie jechał pyskaty poseł Platformy Obywatelskiej (i nie tylko) Stefan Niesiołowski),którego w łamaniu zasad savoir vivre'u prześcignęła dopiero gwiazda partii Prawo i Sprawiedliwość Krystyna Pawłowicz. Co ciekawe, oboje znaleźli się w ławach sejmowych, chlubiąc się już tytułami profesorskimi. Gdy się ich słuchało, od razu przypominało się wzgardliwe wobec przemądrzałych członków XIX-wiecznego Parlamentu Frankfurckiego powiedzenie: „Dreimal 100 Advokaten – Vaterland, du bist verraten; acht und achtzig Professoren – Vaterland, du bist verloren” (Trzy razy po stu adwokatów – Ojczyzno, jesteś zdradzona; osiemdziesięciu ośmiu profesorów – Ojczyzno, jesteś zgubiona!). Nie wiem, kto był autorem tego złośliwego proroctwa, przypisywanego często Otto Bismarckowi. Wiem za to, że tym właśnie tropem poszedł nasz były parlamentarzysta Ludwik Dorn, kiedyś wiernie stojący przy Jarosławie Kaczyńskim. Bo to on, jeśli dobrze pamiętam, puścił w obieg pogardliwe określenie „wykształciuchy”, już wtedy podpowiadając swemu pryncypałowi, że nie z tą profesorską mafią należy się bratać, jeno z prostym ludem, który zamiast na egzaminy uniwersyteckie woli chodzić do spowiedzi.

Moja śp. mama – gdy zdarzało jej się postąpić lekkomyślnie – lubiła usprawiedliwiać się zwrotem: diabeł mnie jakoś podkusił. I takie iście diabelskie kuszenie mieliśmy teraz przed inauguracją nowego parlamentu. Otóż przewidywaną przewagę opozycji w Senacie strona trzymająca w Polsce władzę próbowała zniwelować, przeciągając niektórych senatorów do swojego obozu. Jak wiadomo dziś, akcja pod hasłem „The last temptation of Thomas” spaliła na panewce i Tomasz Grodzki, chirurg ze Szczecin pozostał wierny Koalicji Obywatelskiej, odrzucając ponoć wysuniętą przez Zjednoczoną Prawicę propozycję objęcia stanowiska ministra zdrowia. Podchodzący szczecinianina kaperownicy – zamiast go tą ofertą przekupić – akurat nieźle się nacięli, a współtowarzysze z KO jeszcze im dopiekli wybierając nieprzekupnego medyka marszałkiem Senatu. Nie po raz pierwszy potwierdziła się mądrość ludowa, że kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada.

Otwierający sesję nowego Sejmu państwowotwórczą przemową Antoni Macierewicz – choć sam ma po trosze diabelski wygląd – usiłował przekonać rodaków, że w ławach wciąż zasiada złodziejska postkomuna, która w 1989 dogadała się w Magdalence z naiwniakami z ówczesnej Solidarności. Święty Antoni zachęcał do ostatecznego wypędzenia postkomunistycznego szatana, który nie widłami wprawdzie nam grozi, ale pewnie sierpem i młotem. W jakimś sensie ten były skoczek do wody wcielił się w rolę egzorcysty i wyglądało nawet na to, że przeszedł odpowiedni instruktaż w świeżo otwartym w Katowicach (jak wynika z informacji Vatican News) Centrum Szkolenia Egzorcystów. Mamy ich ponoć w Polsce już 120 sztuk, co stawia nas w Europie na drugim miejscu po Włochach. W razie czego, jeśli kogoś z nas szatan nawiedzi, warto udać się na odpowiedni zabieg egzorcystyczny pod ręką dyplomowanego fachowca. Ze statystyki wynika, że operacji wypędzania złego ducha poddawane są po większej części kobiety, więc szykująca się już do stworzenia sejmowego piekła aktorka Klaudia Jachira może być pierwszą pacjentką. Czy na ewentualny rytuał egzorcystyczny zostanie wyprowadzona przez Straż Marszałkowską, trudno przewidzieć. Można się jednak spodziewać, że ta odważna kobieta da parlamentarnym konserwatystom zdrowo popalić...

Wróć