Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kontrowersje wokół Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie

22-11-2017 21:21 | Autor: Prof. dr hab. Lech Królikowski
Zapytany niedawno (listopad 2017 r.) przez dziennikarza wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki odpowiedział, że gdyby była taka potrzeba, to wojsko jest gotowe zrealizować zadanie, czyli wysadzić w powietrze stołeczny Pałac Kultury i Nauki (PKiN). Ta oraz kilka innych wypowiedzi wysokich dostojników rządzącej w Polsce partii zainicjowały wręcz ogólnonarodową dyskusję na temat dalszych losów tego obiektu.

Wiele lat temu poseł Radosław Sikorski kończył swoje przemówienia w Sejmie słowami: „a Pałac Kultury powinien być zburzony”.  Między nami są zagorzali przeciwnicy Pałacu, jak też nieprzejednani miłośnicy tego obiektu. Przeprowadzona wśród mieszkańców uliczna sonda wykazała, że większość chce zachowania obiektu.  Tam chodzili na zajęcia do Pałacu Młodzieży; tam umawiali się na randki. Po prostu – wyrośli w cieniu Pałacu. To symbol ich młodości.

Można powiedzieć, że „jak świat światem”,  kolejne mocarstwa „pieczętowały” zdobyte terytoria charakterystycznymi dla siebie budynkami. Po Rzymianach – na całym podbitym terytorium pozostały ruiny podobnych do siebie świątyń, amfiteatrów, łaźni itd. To samo, w bliższych nam czasach, uczynili Anglicy, Francuzi i Rosjanie, którzy za carskich czasów starali się, aby nad każdym ważnym podbitym miastem dominowała prawosławna cerkiew, najczęściej pod wezwaniem św. Aleksandra Newskiego (przykładem Tallinn). Także w Warszawie był taki obiekt z kilkudziesięciometrową wieżą górującą nad miastem.

Nasi przodkowie mieli jednak odwagę rozebrać świątynię, a odzyskane marmury i inne dekoracyjne materiały wykorzystać do urządzenia wnętrz Teatru Narodowego, Instytutu Geologicznego na Wiśniowej, czy kościoła w Pyrach.  Sowieci nie byli inni. Dokądkolwiek dotarli, od razu starali się utrwalić ten fakt  „stemplem” w postaci charakterystycznych budowli  zwieńczonych szpicem, często z gwiazdą. Kształt budynku PKiN nie był ich wymysłem,  albowiem nawiązywał do pierwszych wieżowców w Nowym Jorku, ale – moim zdaniem – przede wszystkim do bardzo charakterystycznych brył kremlowskich bram. W samej Moskwie wzniesiono siedem „sióstr Stalina”, jak przezwano te budynki. Były to budynki użyteczności publicznej (Uniwersytet im. Łomonosowa), administracyjne (gmachy ministerstw spraw zagranicznych i rolnictwa), hotele (Ukraina, Leningradskaja) oraz mieszkalne.  Charakterystyczne wieżyczki (nie tak wysokie) otrzymały także niektóre budynki przy Moskiewskim Prospekcie w ówczesnym Leningradzie. „Siostrę Stanina” wznieśli Sowieci w Rydze (siedziba Łotewskiej Akademii Nauk), a także podobny budynek podarowali Chińczykom (Szanghaj).  Na „pałacowy” sposób ozdabiali obiekty na całym terytorium ZSRR, np. dworzec kolejowy w Brześciu. Podarowali takie cudo także Warszawie. Doszło do tego, że np. we francuskiej encyklopedii Larousse'a, hasło „Varsovie” zilustrowane zostało fotografią  przedstawiającą PKiN.

Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina wybudowano w Warszawie w latach 1952-1955, według projektu sowieckiego architekta  Lwa Rudniewa. Wzniesiono go w centrum miasta, po uprzątnięciu gruzów i wyburzeniu ocalałych kamienic na gęsto zabudowanym terenie przylegającym do dawnego dworca Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. „Uporządkowany” w ten sposób teren, zawarty w obrysie Al. Jerozolimskich oraz ulic: Emilii Plater, Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej, ma powierzchnię 27ha. Sam Pałac, w obrysie tzw. cokołu, zajmuje powierzchnię 7,5 ha. Całkowita wysokość  PKiN wynosi 237 m, ale ostatnia „użytkowa” kondygnacja, to 30. piętro (na 114 metrze) z tarasem widokowym. Wyżej, to głównie urządzenia techniczne (m. in. liczne anteny) oraz zegar i ozdóbki. Część „kubaturowa” zajmuje jedynie połowę wysokości obiektu. Kształt architektoniczny, czyli to, co widzimy z zewnątrz, jest wręcz kopią rozwiązań zastosowanych w Moskwie. Wnętrze – w dużej mierze – urządzone jest przez polskich artystów  i rzemieślników.  Fakt ten był główną przesłanką  wpisania obiektu na listę zabytków w dniu 2 lutego 2007 roku. Oznacza to, że w sytuacji chronicznego braku pieniędzy na ochronę narodowego dziedzictwa kultury, PKiN staje do rywalizacji o niezbędne środki na remonty i konserwacje na równi z Wawelem, Jasną Górą i Wilanowem.  List w sprawie cofnięcia decyzji o uznaniu PKiN za zabytek (chroniony przez państwo) podpisali m. in. Jan Pietrzak, Jan Pośpieszalski i ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.

W okresie 1952-1955, kiedy „ludzie radzieccy” wznosili PKiN, w oddalonym o 2,5 km od Pałacu więzieniu przy Rakowieckiej na Mokotowie wykonywane były wyroki śmierci na polskich patriotach.  We wspomnianym wyżej liście protestacyjnym napisano m. in.: „Jest symbolem zniewolenia Polski przez sowieckie imperium, jest znakiem upokorzenia narodu polskiego …”.  Decyzja o wpisaniu PKiN na listę narodowych zabytków, z której do dziś dumnych jest kilku prawicowych działaczy, skrytykowali m. in. eksperci z Komitetu Architektury i Urbanistyki PAN: „Gmach pałacu w sensie jego koncepcji jest zaprzeczeniem architektonicznej racjonalności we wszystkich jej aspektach ekonomicznych, technicznych, estetycznych i urbanistycznych”.

Całkowicie zgadzam się z tą ostatnią oceną, albowiem Pałac Kultury i Nauki nie był budowany z uwzględnieniem ”ekonomicznych, technicznych, estetycznych i urbanistycznych” wymogów racjonalności,  ale po to, by naród polski mógł podziwiać geniusz „Kraju Rad”. Doskonale pamiętam atmosferę tamtych lat. Swoistym fetyszem dla „ludzi radzieckich’ była wówczas „knopka”, czyli przycisk (guzik). Był to symbol wyższości radzieckiej techniki.  „Naciskasz „knopku” i już jest zrobione”. Będąc kiedyś w PKiN skorzystałem na jednym z pięter z WC. Oczywiście, nad sedesem nie było sznurka do spuszczania wody, ale niklowana knopka w ścianie. Wychodząc na korytarz, spostrzegłem, że uchylone są drzwi do sąsiedniego pomieszczenia. Spojrzałem. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że koniec knopki którą nacisnąłem w sąsiednim pomieszczeniu,  połączony jest sznurkiem do tradycyjnej spłuczki. Wot sowietskaja tiechnika!

Ale już poważnie. Zburzenie PKiN – moim zdaniem – jest bez sensu. Proszę sobie wyobrazić roszczenia byłych właścicieli gruntów. Jak długo stoi Pałac, tak długo nie ma problemów z roszczeniami na obszarze, który zajmuje. Gdyby go zabrakło – kilkanaście lat  to mało, żeby rozwiązać  problemy prawne związane z roszczeniami. A przez ile dziesięcioleci byłby sporządzany i uchwalany plan zagospodarowania tego obszaru?  Pałac Kultury jest niewygodny dla użytkowników. Wiele światowych firm, które wynajmowały tam pomieszczenia, jak tylko nadarzyła się możliwość przeniesienia się do nowych biurowców – natychmiast korzystało z tej okazji.   W Pałacu pozostała pewna liczba, głównie najstarszych, użytkowników, m. in. Polska Akademia Nauk.  Zburzenie Pałacu, to  wysłanie na bruk większości z tych placówek.  Nie wyobrażam sobie możliwości zapewnienia im miejsca do funkcjonowania w prywatnych obiektach, które powstałyby na tym miejscu.

Zatem na postawione na wstępie pytanie, czy zburzyć Pałac,  odpowiem cytatem z klasyka „jestem za, a nawet przeciw”.

Tak na marginesie warto zauważyć pewną ciekawostkę, która ujawniła się z chwilą wybuchu afery z reprywatyzacją słynnej działki przy dawnej Chmielnej 70.  Działka ta znajduje się bowiem w obrębie wspomnianego cokołu PKiN, tj. pewnego podwyższenia (1 – 1,5 m) terenu wokół obiektu. Taras wyodrębniony jest z otoczenia dekoracyjnym  murem oporowym z granitu. Urzędnicy ze służb architektonicznych wydali – zgodnie z planem zagospodarowania znowelizowanym przez Radę Warszawy – pozwolenie na wzniesienie w obrębie owego cokołu, czyli prawie na styku z Pałacem – budynku o wysokości ok. 250 m. Jeżeli warszawski Ratusz  nieco ponad 10 lat temu wystąpił o wpis Pałacu do rejestru zabytków i to uzyskał, to jakim prawem konserwator zabytków wyraził zgodę na umieszczenie tego ogromnego  gmachu bezpośredniej łączności z „zabytkiem”? Czy w tym przypadku nie obowiązują przepisy dotyczące dóbr kultury? Ale to już całkiem inna bajka!

Wróć