Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kraków - Warszawa, wspólna sprawa

11-10-2017 19:52 | Autor: Tadeusz Porębski
Nie ma dnia, by media nie informowały o rozbiciu kolejnej zorganizowanej grupy przestępczej – a to wyłudzenia podatku VAT na gigantyczną skalę, a to wyłudzenia nieruchomości od osób w podeszłym wieku, a to banda kradnąca samochody w kraju i za granicą, a to producenci narkotyków na skalę masową obracający tą trucizną, a to przemytnicy próbujący wprowadzić na nasz rynek miliony papierosów ze wschodu bez akcyzy, a to międzynarodowy gang sprowadzający do Polski podróbki markowych towarów, a to ośmiornica reprywatyzacyjna...

Ten katalog wydaje się nie mieć końca. Pod koniec minionego tygodnia aresztowano kolejne trzy osoby podejrzane o wyłudzenia cennych nieruchomości w ramach "dzikiej" reprywatyzacji w Warszawie.

W areszcie wylądowali adwokat Grzegorz M., była urzędniczka w Ministerstwie Sprawiedliwości Marzena K., zwana najbogatszym urzędnikiem w Polsce, oraz biznesmen Janusz P. Wrocławscy prokuratorzy uważają, że mecenas Grzegorz M.  pełnił rolę pośrednika pomiędzy byłym wicedyrektorem stołecznego Biura Gospodarki Nieruchomościami, od kilku miesięcy pensjonariuszem jednego z polskich więzień, Jakubem R. a Marzeną K., jej bratem adwokatem Robertem N. (również od pewnego czasu na państwowym wikcie) oraz biznesmenem Januszem P. To właśnie mecenas Grzegorz M. miał w imieniu Jakuba R. przyjąć przeznaczoną dla tego urzędnika BGN łapówkę w postaci udziałów w nieruchomości z przedwojennym adresem Chmielna 70 (dzisiaj w ostrej granicy z PKiN od strony ul. Emilii Plater) o wartości ponad 31 milionów złotych. Decyzję o reprywatyzacji najdroższej działki w stolicy (160 mln złotych) adwokat Robert N. odebrał osobiście od Jakuba R., który  wkrótce zrezygnował z lukratywnej posady w warszawskim magistracie.

Grzegorz M. to znana postać warszawskiej palestry. W 2010 r. Zgromadzenie Izby Adwokackiej w Warszawie powierzyło mu funkcję dziekana. M. jest znanym karnistą, bronił m. in. gangsterów z Pruszkowa i szefa peerelowskiej bezpieki gen. Czesława Kiszczaka. Zna się bardzo dobrze ze swoim kolegą po fachu Robertem N, razem studiowali na warszawskim uniwerku. N. to prawdziwy rekin reprywatyzacji, wyszarpał bowiem z  warszawskiego ratusza aż 96 milionów złotych. Mowa tu wyłącznie o nieruchomościach, których miasto nie mogło zwrócić w naturze. Wspólnie ze swoją siostrą Marzeną K. mogli łącznie zarobić na skupowaniu roszczeń nawet 400 mln. "Gazeta Stołeczna", której rola w ujawnieniu reprywatyzacyjnej ośmiornicy jest dzisiaj marginalizowana, opisywała wielką skuteczność Roberta N. i jego siostry. Najbogatsza urzędniczka w Polsce i rekin reprywatyzacji już po kilku miesiącach otrzymywali z kasy miasta miliony za skupione roszczenia, podczas gdy prawowici właściciele nieruchomości czekali na odszkodowania nawet 20 lat.

Dwa przykłady. Byli właściciele jednej ze znacjonalizowanych dekretem Bieruta działek zabiegali o odszkodowanie od 1985 roku. W lutym 2013 r. sprzedali roszczenia Marzenie K. Już w lipcu 2014 r. urzędnicy BGN przyznali jej 3,4 mln zł. Gotówkę otrzymała po miesiącu. Inny przykład. Zaledwie siedem miesięcy wystarczyło urzędnikom BGN, by wydać decyzję i przelać na konto Marzeny K. ponad 10 mln zł za skupione roszczenia do innej nieruchomości. To od Marzeny K., w jednej z  odzyskanych kamienic, mieszkanie kupiła córka byłego prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. Aresztowany kilka dni temu adwokat Grzegorz M. przyznał, że do zakupu roszczeń do części nieruchomości przy Chmielnej 70 namówił go właśnie kolega ze studiów Robert N. Ponoć za jego namową miał zainwestować w ten deal 1,5 mln złotych. M. przyznał również, iż jego żona pracowała w BGN, ale ponoć nie wiedział jaki miała zakres obowiązków. Mętnie tłumaczył, że "ze względu na charakter jego pracy od dawien dawna nie rozmawiają z żoną na tematy zawodowe, które w jego przypadku objęte są ścisłą tajemnicą adwokacką". Jednak nie wydaje się prawdopodobne, by nie wiedział, iż biuro, w którym pracuje żona, wydaje decyzje reprywatyzacyjne.

Piszę po raz nie wiadomo który o "dzikiej" reprywatyzacji, by zaakcentować sieć powiązań niezbędnych w realizowaniu przestępczego procederu. Każdy z członów złodziejskiej ośmiornicy miał przeznaczoną sobie rolę. Członem głównym – sterującym – była niewielka, ale świetnie zorganizowana grupa reprezentująca warszawską palestrę. To jej przedstawiciele, wspólnie z innym członem –  wykonawczym, czyli BGN – wyszukiwali atrakcyjne nieruchomości podlegające reprywatyzacji, ustalali adresy spadkobierców i manipulując nimi na różne sposoby, odkupowali roszczenia – często za bezcen.

Ścisłe kontakty z BGN służyły przyspieszaniu procedury związanej z wydaniem decyzji reprywatyzacyjnej oraz wypłatą gotówki w przypadku niemożności zwrotu nieruchomości w naturze. Kolejny człon reprywatyzacyjnej ośmiornicy to politycy, którzy przez ponad 25 lat czuwali, by ustawa reprywatyzacyjna likwidująca wolną amerykankę na obszarze wartym kilka miliardów złotych nie została uchwalona przez parlament. Ci ludzie wykazali się wielką skutecznością. To dzięki ich zakulisowym staraniom Polska jest jedynym krajem dawnego bloku sowieckiego, zrzeszonym w UE, który nie posiada ustawy reprywatyzacyjnej.

Czy warszawska prokuratura, odrzucająca z obrzydzeniem tysiące udokumentowanych zawiadomień o podejrzeniu popełniania przestępstw natury urzędniczej i korupcyjnej, była jednym z członów ośmiornicy? Nie jako cała instytucja, ale kilkunastu prokuratorów ma z pewnością brudne ręce. Podobnie rzecz ma się z sądami. W wielu sprawach „kuratorzy”, reprezentujący...130-latków, nie byli ustanawiani za łapówki, lecz „klepani” z powodu lenistwa, niechlujstwa bądź niekompetencji sędziów. Niektórzy sędziowie obawiali się, że odrzucając wnioski adwokatów o ustanowienie kuratora, narażą się apelacji, która uchyli wyrok i wyda zgodny z wolą wnioskodawców. A uchylenie wydanego wyroku przez wyższą instancję może na kilka lat wyhamować karierę zawodową. Brak kompetencji sędziów wyraża się natomiast tym, że w wielu sprawach byli oni wręcz instruowani na sali sądowej przez adwokatów, bo po prostu nie rozumieli istoty zagadnienia będącego przedmiotem rozprawy. Profesor Ewa Łętowska uważa, że niektórym sędziom slogan o świętym prawie własności wręcz przesłania pole widzenia. Z hasłem świętego prawa własności na sztandarach są w stanie popełnić każdą głupotę.  

Jeśli się prześledzi falę aresztowań i zsumuje ukradzione państwu pieniądze, można się zdziwić, że Polska jako kraj w ogóle jeszcze funkcjonuje. W latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia w podobnej sytuacji znalazły się Włochy. Działalność rozbuchanej do niewyobrażalnych granic mafii oraz wszechobecna korupcja zaczęły zagrażać podwalinom państwa. Bohaterscy sędziowie śledczy Giovanni Falcone, Paolo Borselino, Rocco Chinnici, Giuseppe Ayala, Antonino Caponnetto, Giuseppe di Lello oraz Leonardo Guarnotta wydali mafii walkę na śmierć i życie. Trzej pierwsi zginęli w zamachach bombowych, ale ich śmierć nie poszła na marne. Pogrzeb sędziego Borselino zgromadził ponad 100 tysięcy Włochów, którzy zażądali od władz w Rzymie zdecydowanej rozprawy z oplatającą cały kraj sycylijską ośmiornicą. Rozwścieczony tłum zaatakował przybyłych na pogrzeb polityków, potrącano i lżono premiera oraz prezydenta Republiki. Owocem masowego protestu był tak zwany maxiproces, który zakończył się 16 grudnia 1987 r., prawie dwa lata po jego rozpoczęciu. Spośród 474 oskarżonych mafiozów 360 zostało skazanych. Nałożono łącznie 2655 lat kary więzienia, 19 mafijnych bossów, w tym osławieni Michele Greco zwany "Papieżem" i Salvatore Toto Riina zwany "Bestią", dostało dożywocie.

Ministrowie Zbigniew Ziobro i Patryk Jaki idą drogą włoskich prokuratorów, z tą jednakowoż różnicą, że raczej nie grozi im utrata życia od wybuchu bomby czy karabinowego pocisku. Ale opisane na wstępie rozbijanie przestępczych grup jest dowodem na to, że wreszcie ktoś rzucił przestępcom rękawicę. I dalibóg, trudno doszukiwać się w tych działaniach akcentów politycznych. Tak gigantyczne wśród przestępców, szczególnie tych w białych kołnierzykach, poczucie bezkarności nie mogło trwać w nieskończoność, bo panoszące się złodziejstwo i korupcja mogły, podobnie jak we Włoszech, zdruzgotać podwaliny państwa. Okradziono Polskę na setki miliardów złotych, co do tego nie może być żadnych wątpliwości. Trzeba było wreszcie położyć temu kres.

I położono. Po warszawskiej, Prokuratura Krajowa wzięła się za krakowską ośmiornicę. Została powołana komisja złożona z pracowników wydziału prawnego i nadzoru, wydziału skarbu państwa i nieruchomości oraz wyspecjalizowanych w tropieniu gospodarczych przekrętów policjantów, ponieważ pojawiało się grono osób, które chcą informować o możliwych nadużyciach w procesie reprywatyzacji na terenie Krakowa. Reprywatyzacja krakowskich nieruchomości miała inny przebieg niż w Warszawie. To  nie urzędnicy ratusza, a sądy podejmowały ostateczne decyzje i to właśnie sędziowie mogli odegrać kluczową rolę w złodziejskim układzie, który pozbawił dachu nad głową tysiące mieszkańców dawnej stolicy Polski. Czekam więc z wielką niecierpliwością na informację, że we wrocławskim pierdlu animatorzy warszawskiej ośmiornicy zaczęli dzielić cele z krakowskimi amatorami cudzej własności.

Wróć