Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kto wreszcie wystawi rozum na licytację?

15-01-2020 20:18 | Autor: Maciej Petruczenko
Brzytwa w rękach szaleńców lub bawienie się przez niedorostków zapałkami to ostatnio coraz częściej spotykany syndrom. W Teheranie szaleńcy zdecydowali się akurat użyć lekkomyślnie swojej śmiercionośnej zabawki i zamienili w kulę ognia startujący do Kijowa ukraiński samolot pasażerski. W Warszawie dla odmiany doczekaliśmy się pokazu ukraińskiej kultury jazdy, gdy mający 3 promile alkoholu we krwi kierowca potężnej ciężarówki pojechał pod prąd, rozwalając dziesięć prawidłowo jadących aut.

Również Warszawa, tylko już z czysto polskiej, a dokładnie mówiąc rządowej strony, dała z kolei pokaz wysokiej kultury obyczajowej i prawnej, traktując zaproszonych przez Senat prawników Komisji Weneckiej jak powietrze. Prawnicy ci przybyli, by przypomnieć twórcom projektu mającej dyscyplinować sędziów i prokuratorów ustawy „kagańcowej” o standardach obowiązujących w Unii Europejskiej. Wygląda na to, że i ta wizyta, i napomnienie ze strony Komisji Europejskiej zdadzą się na nic. Warto przypomnieć, że gdy przed świętami Bożego Narodzenia doszło w Sejmie do bodaj drugiego czytania tego projektu, zadawanie pytań zostało uniemożliwione. Trochę mi to przypomniało od razu starą anegdotę z czasów Izby Najwyższej Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich: kto jest za, może opuścić ręce i odwrócić się od ściany...

No cóż, o ile w Australii stany Victoria i Nowa Południowa Walia trawi straszliwy ciąg pożarów buszu, o tyle w Polsce mamy coraz bardziej rozbuchany pożar wymiaru sprawiedliwości, podpalonego cichaczem przez małych chłopców. A mali chłopcy są, jak wiadomo, bezkarni. Nie wiem, jaki będzie wielki finał tego igrania z ogniem, na razie jednak przeciętnemu obywatelowi trudno się zorientować, o co tu chodzi, którzy sędziowie są źli, a którzy dobrzy i czy wydane przez jednych i drugich wyroki będą na pewno obowiązywać. Wygląda na to, że miejsce rozważnej Temidy zajęła teraz w Polsce babcia Leonia Pawlak z komedii pod (jakże znamiennym) tytułem „Sami swoi”. Ona wszak uważała, że „sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie”.

Tylko że przy każdym nierozważnym działaniu należy pamiętać o zawsze sprawdzającym się sprzężeniu: jak Bóg Kubie, tak Kuba Bogu. Bo ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Jeżeli skutkiem demonstracyjnego stawiania się rządu polskiego Unii Europejskiej będzie cofnięcie nam miliardowych funduszy, to raczej nikomu u nas nie będzie do śmiechu. A przy okazji warto wspomnieć, że skoro wizytę Komisji Weneckiej rząd potraktował jak przybycie ubogich krewnych, to niech się nie dziwi, że np. prezydenta Andrzeja Dudę upokorzono zaproszeniem do Jerozolimy na celebrowanie 75. rocznicy wyzwolenia obozu zagłady Auschwitz – z góry zapowiadając, że nie będzie mógł zabrać głosu. To też swoista zemsta prezydenta Rosji Władymira Putina, który w ogóle nie został zaproszony na uroczystość świętowania tej samej rocznicy w Polsce, choć to akurat Rosjanie (Sowieci) oswobodzili ledwo żywych oświęcimiaków, popędziwszy kota Niemcom. Nic nie jest w naszym życiu całkiem czarne i całkiem białe, więc pewna elastyczność musi być znamieniem polityki. Tupaniem nogą możemy zaś tyle samo zdziałać, co we wrześniu 1939 roku.

A wracając do spraw nam bliższych, nie mogę nie odnieść się do niedawnego wypadku przy Puławskiej w Pyrach, spowodowanego przez szaleńca, który pędząc Fordem Mustangiem w kierunku Piaseczna, zjechał nagle na jezdnię prowadzącą w przeciwnym kierunku i spowodował poważny wypadek z udziałem kilku aut. To być może ten sam mistrz, który parę tygodni wcześniej zajechał mi drogę w gęstym ruchu w al. Niepodległości i stanął przede mną takim właśnie autem na dobrych kilka minut, uniemożliwiając kontynuowanie jazdy (sąsiednim pasem ciągnął rząd samochodów). Gdy ten mistrz kierownicy wreszcie ruszył, aż dym poszedł z opon. Przerażeni kierowcy wyprzedzanych pojazdów tylko łapali się za głowę. Jak widać, Polak, któremu przyjdzie dosiąść nawet mechanicznego mustanga, od razu czuje się kowbojem z Dzikiego Zachodu.

Sam najbardziej żałuję, że grypa przykuła mnie do łóżka i nie mogłem pojawić się na ulicach miasta, by wrzucić coś do puszki Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, a miałem też zaplanowaną wizytę w sztabie głównym WOŚP. Całe szczęście, że jeszcze w grudniu udało mi się zebrać w specjalnej aukcji 7600 złotych na szlachetny cel Orkiestry i to niejako nagroda pocieszenia. Oczywiście, tegoroczna akcja, przeprowadzona w Polsce i w szerokim świecie, przyniosła kolejny rekordowy zbiór i pozwoliła ludziom bardziej się zjednoczyć pod skrzydłami Jurka Owsiaka (dumy Ursynowa), niż pod sztandarami jakichkolwiek polityków.

Co ciekawe jednak, również tę szlachetną ideę zagarniający kasę tylko pod siebie spryciarze potrafią publicznie zbrukać. Facet, który dla pieniędzy już od dawna czyni z siebie polityczny podnóżek, wynik Orkiestry takim oto opatrzył komentarzem: „Co to za „dyktatura”, w której WOŚP bije kolejne rekordy? Pierwszomajowy pochód III RP maszeruje bez przeszkód”. Ów zjadliwy komentator, już dawno temu wyśmiany jako mistrz przelewania politycznej wazeliny na papier, powiada: „/.../Wieloletnia obserwacja aktywności Jerzego Owsiaka nie pozostawia wątpliwości: to jest człowiek bardzo mocno zaangażowany w walkę polityczną. Zawsze, gdy może, uderzy w prawicę, i właściwie nigdy nie uderza w lewicę. Jego organizacja zebrała co najmniej 115 milionów złotych. To jakieś 3 złote na obywatela, więc problemów naszej służby zdrowia ta zbiórka nie rozwiąże”.

Nazwiskiem tego komentatora wstyd byłoby kalać łamy „Passy”. A swoją drogą, ciekawe, co o takim dżentelmenie powiedziałby prezydent Andrzej Duda, który wraz z małżonką Agatą – jak co roku – z wielką chęcią włączył się w akcję Orkiestry pod dyrekcją Owsiaka, ofiarując do zlicytowania specjalną koszulkę...

Wróć