Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kuratorzy demokracji wadliwej

09-11-2022 20:09 | Autor: Tadeusz Porębski
Przy wejściu do Durban University of Technology (DUT) w Republice Południowej Afryki wisi tablica, a na niej wyrzeźbione memento (ostrzeżenie, przestroga): „Zniszczenie narodu nie wymaga użycia bomb atomowych czy rakiet dalekiego zasięgu. Wystarczy obniżyć jakość kształcenia. Wtedy rozpadają się domy i mosty wybudowane przez byle jakich architektów; wtedy pacjenci umierają przez byle jakich lekarzy; wtedy pieniądze są marnotrawione przez byle jakich ekonomistów; wtedy sprawiedliwość nie istnieje przez byle jakich sędziów i prokuratorów, wtedy upadają systemy przez byle jakich ustawodawców. Upadek oświaty, to niechybny upadek narodu”.

Czyżby pani Nonkululeko Nyembezi, wszechstronnie wykształcona czarnoskóra metodystka (Instytut Nauki i Technologii Uniwersytetu w Manchesterze, California Institute of Technology, dyplom MBA w Open University Business School), kanclerz durbańskiej Politechniki oraz jej poprzednicy na tym stanowisku, postrzegali edukację w innym wymiarze, niż średnio wykształcony biały żarliwy katolik (wydział prawa kanonicznego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II) Przemysław Czarnek z dalekiej Polski, robiący w tym kraju za ministra od edukowania młodzieży? Na to wychodzi. OKOpress pisze ostatnio:

„Jakby mało było poprzednich nieszczęść, edukacja znowu dostaje linijką po łapach. Cel ustawy „lex Czarnek” został wyrażony wprost przez ministra, który mówi głosem katolickiego taliba, że dosyć lewactwa i wracamy do cywilizacji chrześcijańskiej". Co oznacza nowa ustawa zwana „lex Czarnek”, zgłoszona jako projekt poselski, więc nie wymagający konsultacji? Ciasnotę umysłową, zastąpienie myślenia Panem Bogiem oraz katolicki fundamentalizm.

Ta ustawa praktycznie wyrzuca Polskę z grona państw postępowych, faktycznie wprowadza religijny taliban i cofa nas do mrocznych czasów średniowiecza, kiedy suwerenem był Kościół katolicki. Inaczej nie można odebrać tego haniebnego wstecznictwa. W zamyśle poety – ministra, rodem z miasteczka Koło, nowa ustawa ma być prawnym bastionem „broniącym polską szkołę przed ideologiami neomarksistowskimi, takimi jak gender, LGBT, czy wojujący ateizm, które to ideologie dążą do wyrzucenia Boga, prawa naturalnego i jego konkretyzacji, czyli Dekalogu, z życia oraz oderwania Europy od jej chrześcijańskich korzeni”.

Rolę strażnika wiary będzie pełnił kurator, którego pozycja została w „lex Czarnek” istotnie wzmocniona. To wszystko bardzo brzydko pachnie, przynajmniej dla mnie oraz milionowej rzeszy polskich ateistów i agnostyków, którzy zapisy w religijnych księgach traktują z przymrużeniem oka jako wydarzenia z pogranicza baśni. W demokracji każdy ma prawo wybrać własną ideologię, ale narzucanie jej innym to zaprzeczenie i łamanie demokratycznych reguł. Istnieje pięć niezbędnych elementów ideologii brutalnego dżihadyzmu, m. in. tauhid i hakimiyya. Obie odzwierciedlają konieczność podporządkowania się muzułmanów boskiej władzy bez żadnego wyjątku, ponieważ Bóg jest jedynym możliwym źródłem praw i przepisów. Nakładają więc one obowiązek odrzucenia świeckiej władzy ustawodawczej oraz demokracji. Podobne próby prowadzone są w XXI-wiecznej Polsce, państwie zrzeszonym w postępowej i elitarnej Unii Europejskiej.

Pani Paulina Henning-Kloska, posłanka Klubu Parlamentarnego „Polska 2050”, zadała w Sejmie posłom PiS dramatyczne pytanie: „Co wam zrobiły dzieci, że chcecie je oddać w ręce 16 kuratorów oświaty, którzy jak Barbara Nowak bardziej nadają się na rzeczników episkopatu niż na osoby, które mają nadzorować świecką szkołę?”. Dobre pytanie. A co na to art. 48 Konstytucji RP, który stawia sprawę jasno: „Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami”? Cóż, państwem rządzą populiści, prawicowi ekstremiści i Kościół katolicki, więc należało się spodziewać, że będą dokręcać społeczeństwu ideologiczną śrubę. Bo cóż to jest populizm? Za populizmem zawsze stoi zamordyzm, czyli odwoływanie się do prawdziwego ludu bądź narodu, ale jednocześnie wykluczenie z niego wszystkich, którzy się z populistami nie zgadzają.

Co teraz? Nic, należy cierpliwie czekać na przyszłoroczne wybory. Nie będzie łatwo pokonać populistów i wcale nie chodzi o przewagę w oddanych głosach. Populiści, tak jak komuniści, raz przejętej władzy dobrowolnie nie oddają, trzeba im ją wyrywać z gardeł. Po wyborach może dojść w Polsce do poważnych niepokojów społecznych, podobnie jak było w USA, kiedy populista Trump minimalnie przegrał prezydenturę. Polskie społeczeństwo jest podzielone jak nigdy przedtem, a wzajemna niechęć przekształca się w nienawiść. To może się źle skończyć. Pisałem ostatnio o badaniach wykonywanych corocznie od 2006 roku przez Economist Intelligence Unit (jednostka badawcza związana z prestiżowym brytyjskim tygodnikiem "The Economist"). EIU bada tzw. wskaźnik demokracji (ang. Democracy Index) w 167 krajach świata.

Czemu mają służyć badania prowadzone przez EIU? Poza ustalaniem poziomu demokracji w danym państwie badanie ustawia je albo jako „demokrację pełną”, albo „demokrację wadliwą”, albo „system hybrydowy” (np. Chiny Ludowe), albo też jako „system autorytarny”. Polska jest kwalifikowana jako „demokracja wadliwa”. Patrząc na pierwszą dziesiątkę krajów uznawanych za wzorzec demokracji, widzimy, że przodują te, w których religia i Kościół nie grają pierwszoplanowych ról oraz nie posiadają i nie łakną wpływów politycznych. Tak jest m. in. w całej Skandynawii. Nie uczą tam religii, lecz religioznawstwa. Aktualne problemy moralne i etyczne uczniów nauczyciel omawia nie tylko z punktu widzenia chrześcijaństwa. I właśnie tego rodzaju edukacja jest szczepionką chroniącą demokrację przed upadkiem, bo wpaja dzieciom i młodzieży tolerancję, polegającą na uszanowaniu cudzego wyglądu, ubioru, religii, preferencji seksualnych i sposobu życia, jak również instytucjonalną wstrzemięźliwość. Jedynie tego rodzaju edukacja wykształci nam kiedyś elity, które uszanują vox populi i uczynią z Polski kraj prawdziwie demokratyczny i postępowy. Według oficjalnych danych rządu Danii, tamtejsze dzieci w wieku od 6 do 16 uczestniczą w obowiązkowych zajęciach z… empatii. W Boga wierzy zaledwie 18 proc. duńskiego społeczeństwa, religia ważna jest dla 18 proc., a do kościoła chodzi poniżej 5 proc. Duńczyków. W raporcie ONZ z 2019 r. Dania zajęła drugie miejsce w rankingu na najszczęśliwszy kraj świata. Słowem – średnio lub luźno związani z wiarą i kościołem Skandynawowie żyją sobie na stopie kilkakrotnie wyższej niż żarliwi katolicy w Polsce.

Na wyższej stopie niż my żyją też – w dużej części protestanckie i ateistyczne – Austria, Czechy, Łotwa oraz Estonia, najbardziej „cyfrowy” kraj na Ziemi. Mieszkańcy północnych i zachodnich rejonów sąsiadującej z nami Republiki Czech to przeważnie ateiści. Czechy to najbardziej zlaicyzowany kraj w Europie, mimo to radzi sobie świetnie w nowej rzeczywistości. Jak tylko pomyślę o Czechach zaraz nasuwa mi się teza wygłaszana przez Jaroslava Haška, wybitnego XIX-wiecznego pisarza czeskiego: „Tylko kompletni idioci mogą kochać władzę, która wszystkich uważa za idiotów”. Dzisiaj nie da się już ukryć, że najsłabszym ogniwem demokracji jest słabo wyedukowana część społeczeństwa. Projekt zmian w szkołach publicznych podległych samorządom, nad którymi ministerstwo edukacji chce sprawować nieograniczoną kontrolę, musi budzić niepokój. Pojawia się bowiem pytanie, jak Polska przygotuje przyszłe pokolenia na niepewną przyszłość w świecie coraz bardziej zlaicyzowanym i technologicznie pędzącym naprzód z prędkością światła? Zamiast technologicznych nowinek – „Zdrowaś Maryjo”? Kropidło, niedzielna msza święta i cnoty niewieście zamiast postępu i nowoczesności? „Jak obudzić w sobie wielkość, by nasz naród wzrastał, a nie karlał? Musimy przede wszystkim nadążać za światem” – mówił w swoim pierwszym prezydenckim przemówieniu Nelson Mandela, którego ciągle cytuję. Nadążać za światem… To dzisiaj w każdym postępowym, demokratycznym państwie największe wyzwanie. Niestety, w Polsce ono już nie mieszka, bo zamiast wzrastać – systematycznie karlejemy.

Wróć