Oficjalna informacja o ukaraniu dwóch biskupów – Sławoja Leszka Głódzia (archidiecezja gdańska) i Arkadiusza Janiaka (diecezja kaliska) za brak przeciwstawiania się pedofilii (a może jeszcze za coś) to akurat w obliczu Świąt Wielkanocnych ewidentne świadectwo zmartwychwstania sprawiedliwości w Watykanie. Nałożone przez papieża kary nie są wprawdzie nazbyt surowe, ale z całą pewnością kompromitują obu hierarchów, znanych z wyjątkowej buty oraz przekonania o własnej wyższości i nieomylności. Obaj dostali klapsa jak smarkacze.
Trochę głupio jednak przyjąć watykański komunikat do wiadomości w kraju, w którym zamiast w całej rozciągłości pozwolić na szczerą wiarę lub niewiarę w Boga, kombinuje się, jak uczynić z niej obywatelski obowiązek. Zamiast do wiary zachęcać, usiłuje się do niej przymusić, myląc w szkole religię z nauką.
A paradoks jest tym większy, że z jednej strony nawet sfery rządowe upokarzająco klękają przed kimś, kto jest w gruncie rzeczy dopiero kandydatem na księdza, albo przed biznesowym kombinatorem, z drugiej zaś – lista ujawnionych medialnie grzeszników w sutannach stała się już nieprawdopodobnie długa. Tymczasem to oni właśnie mienią się przewodnikami religijnej wspólnoty, nawołując do życia w cnocie. Wydaje im się również, że są oficjalnymi ambasadorami Pana Boga, chociaż – jak słusznie zauważył kiedyś Julian Tuwim, trudno by im było okazać listy uwierzytelniające.
Amerykański kpiarz żydowskiego pochodzenia – znany pod nazwiskiem Mark Twain – poczynił kiedyś dowcipną uwagę, iż do klasyki zalicza się te książki, które wszyscy chwalą, ale nikt ich nie czyta.
Idąc tym tropem, wytrawny dziejopis z poczuciem humoru – kolejny Amerykanin Kenneth C. Davis – opublikował w 1999 wyjątkowo ciekawą pozycję ze swojej stałej serii „Don't know much about...”, a tytuł tego dzieła brzmi: „Don't know much about The Bible” (w wolnym tłumaczeniu – „Czego nie wiecie o Biblii”). Opierając się na najnowszych, najbardziej wiarygodnych badaniach, wypada np. przedłożyć czytelnikom dobrze znaną skądinąd informację, iż wyprowadzenie Izraelitów z Egiptu suchą stopą poprzez Morze Czerwone to nie był bynajmniej żaden cud. Faktycznie bowiem grupa ta mogła przejść w roku 1250 przed naszą erą przez stanowiące odnogę Nilu 3-kilometrowej długości Morze Sitowia, w którym wiatr wiejący z prędkością 100 km/godz był w stanie doprowadzić do stosunkowo krótkotrwałego rozstąpienia wód – jak to w Księdze Wyjścia przedstawia – tyle że w mistycznej, a nie naukowej otoczce – Stary Testament.
O tym, że data narodzin Jezusa bynajmniej nie pokrywa się z obchodzonym przez nas Bożym Narodzeniem, to już wie każde dziecko, ale że Jezus najprawdopodobniej nie był jedynym dzieckiem w rodzinie – na pewno nie każdy kuma. Davis prezentuje osobiste wspomnienie o – do dzisiaj świętowanym – przybyciu „Trzech Króli”, którzy tak naprawdę byli ponoć perskimi czarodziejami. W książce Amerykanina znajdujemy też reminiscencję o angielskim księdzu protestanckim Williamie Tyndale'u, który postanowił zerwać z łacińską wersją Biblii i przetłumaczył ją na angielski, za co go aresztowano i stracono jako heretyka. Dopiero teraz czci się pamięć Tyndale'a, podobnie jak włoskiego mędrca Galileusza (1564-1642), którego Kościół prześladował za podtrzymywanie kopernikańskiej teorii heliocentryzmu i dopiero w roku 1992 papież Jan Paweł II przeprosił za wstręty, jakie czyniła Galileuszowi święta Inkwizycja, i całkowicie zrehabilitował wielkiego uczonego.
Cywilizowany świat już dawno zadecydował o zerwaniu więzów między nauką i polityką a sferą mistyki, mającą tysiące swoich lokalnych wersji. W Polsce jednak Kościół próbuje ten związek za wszelką cenę przywrócić, wykorzystując do tego celu obecnych prominentów władzy, którzy jakby na powrót zrównali berło z kropidłem i próbują wywodzącą się z wierzeń religijnych i kultywowaną przez stulecia – pod wieloma względami piękną tradycję przelać na powrót na płaszczyznę władzy państwowej. Stąd bierze się chociażby ewidentny konflikt pomiędzy obecnym prezydentem Warszawy, wykształconym w Kolegium Europejskim racjonalistą Rafałem Trzaskowskim a wojewodą mazowieckim, katolickim ortodoksem Konstantym Radziwiłłem. Szkoda tylko, że ów konflikt nie służy wymaganym dziś szybkim rozwiązaniom w dziedzinie służby zdrowia, mającym szczególne znaczenie w dobie pandemii koronawirusa. Cokolwiek obu ich różni, warto, by jak najrychlej się dogadali, bo ludziom cierpiącym na skutek covidu poglądy polityczne i jakakolwiek ideologia są obojętne. Potrzebna jest natomiast jak najskuteczniejsza pomoc medyczna. Licząc zatem, że w końcu między obu panami dojdzie do zgody i zacznie się pospólne działanie pro publico bono – życzę Czytelnikom „Passy” jak najradośniejszych, a przede wszystkim – jak najzdrowszych Świąt Wielkanocnych. Niech dojdzie wreszcie do zmartwychwstania zgody narodowej.