Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

My chcemy wroga, my oddani...

24-01-2018 21:20 | Autor: Maciej Petruczenko
Hitlerjugend à la polonaise – tak chyba wypada nazwać zdominowane przez młodzież ugrupowania polityczne z zadziwiająco brunatnym odchyleniem, wynoszące pod niebiosa wielkiego wodza Trzeciej Rzeszy, którego 128.rocznicę urodzin – jak wiemy od nieKrajowadawna – grupa zacietrzewionych obywateli RP świętowała w lesie pod Wodzisławiem Śląskim.

Ową uroczystość z płonącymi swastykami pokazali dociekliwi reporterzy Superwizjera TVN i dopiero tą audycją niejako zmusili ministra spraw wewnętrznych i administracji oraz ministra sprawiedliwości do właściwego zareagowania. Wiele wcześniejszych alarmów medialnych w tej materii pozostawało, niestety, praktycznie bez echa, chociaż już 11 listopada 2017 państwo polskie skompromitowało się w skali światowej, pozwalając na ksenofobiczne i rasistowskie demonstracje w trakcie warszawskiego pochodu z okazji Narodowego Święta Niepodległości.

Pisałem wówczas w tym miejscu o zdumieniu, jakie ów marsz wywołał za granicą, jakkolwiek występujący z parszywymi hasłami ekstremiści stanowili tylko stosunkowo niewielką część defilujących w dobrej wierze współziomków. Ówczesnemu szefowi MSWiA marsz się bardzo podobał, a podległa mu policja została przez niego pochwalona za utrzymanie wzorowego porządku, co – o ile dobrze pamiętam – polegało na tym, że szarpała osoby protestujące przeciwko demonstrowaniu ekstremistycznych haseł, samym ich głosicielom pozwalając natomiast na swobodne przejście. Dopiero wtedy, gdy cywilizowane społeczeństwa wyraziły zdumienie wobec takich wydarzeń w Polsce, policja i prokuratura obiecały, że gruntownie przeanalizują detale Marszu Niepodległości w spokojnym trybie i pewnie by tak sobie analizowały do końca świata i jeszcze jeden dzień dłużej, gdyby nie szokujące odkrycie prawdy w Superwizjerze. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro natychmiast zapowiedział zdelegalizowanie zaangażowanej w faszyzujące działania organizacji Duma i Nowoczesność. No cóż, lepiej późno niż wcale.

Jednakże trudno nie pamiętać, że atmosfera przyzwolenia na szowinistyczne, rasistowskie i w końcu faszystowskie demonstracje rodziła się już od pewnego czasu, a grupy narodowców mieszały się z grupami kiboli, czując, że mają nad sobą z jednej strony polityczny, z drugiej zaś – nawet kościelny parasol. Widać to było wyraźnie chociażby rok temu podczas pielgrzymki kibiców na Jasną Górę. O ile w warszawskim Marszu Niepodległości dopuszczono do wznoszenia transparentów z napisami „Europa tylko biała” lub „Czysta krew”, o tyle kibice-pielgrzymi wznieśli pod Jasną Górą tak szczytne hasła jak: „Śmierć wrogom ojczyzny” i „Fanatycznie pierdolnięci”. Takie to sztandary przyniesiono do poświęcenia ojcom paulinom...

Fanatycy najróżniejszej maści mogliby sobie zaśpiewać hymn ze słowami „My chcemy wroga, my oddani – Wodzowi Rzeszy, on Nasz Pan”. A swoją drogą, jaki to wstyd dla państwa polskiego, że całkiem niedawno – zamiast podziękować dziennikarzom TVN za rzetelną robotę informacyjną, próbowało ukarać tę telewizję grzywną w wysokości bodaj 1,5 mln złotych. I gdyby nie zdecydowana interwencja amerykańska (Departament Stanu!) pewnie by decyzję Krajowej Rady Radia i Telewizji utrzymano w mocy.

Poruszam tę kwestię na zasadzie dziennikarskiej solidarności, która – o dziwo – była dużo większa kilka lat temu, gdy całe środowisko protestowało przeciwko najściu funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego na redakcję tygodnika „Wprost”, publikującego kompromitujące polityków PO „taśmy prawdy” z restauracji „U Sowy”. Wykręcanie rąk redaktorowi naczelnemu tego czasopisma niewiele pomogło ówcześnie rządzącej partii, skoro prawda i tak wyszła na jaw i już nie można się było od niej wykręcić.

A jeśli już o prawdzie mowa, to dołączę się do dyskusji nad pewnym konkretem z okolic południowej Warszawy, a chodzi mi o przejazd kolejowy w Zalesiu Górnym, ostatnio bardzo modnym miejscu zamieszkania stołecznej inteligencji: biznesmenów, polityków, artystów, pisarzy, dziennikarzy. Co parę dni – dziwnym trafem –  właśnie na tym przejeździe dochodzi do mogącego mieć tragiczne skutki uwięzienia pojazdów między rogatkami. Tak zaprogramowano ich automatyczne uruchamianie, że o pewnej porze dnia kierowca wjeżdżający prawidłowo autem na tory przy podniesionej chwilę wcześniej rogatce widzi nagle jak rogatka po przeciwnej stronie gwałtownie się opuszcza. Ostatnio ktoś kierujący dosyć długim wehikułem ustawił się bokiem do szyn, iżby go nadjeżdżający pociąg nie uderzył. Ja akurat miałem tam identyczne zdarzenie, tyle że osoba jadąca za mną w porę wstrzymała swój samochód, żebym zdążył bezpiecznie się wycofać. Ta przejazdowa ruletka w Zalesiu Górnym nie może wszakże trwać wiecznie, więc może ktoś z zarządu kolei poszedłby po rozum do głowy i sprawdził, czy obecne zaprogramowanie automatycznych szlabanów zalesiańskich jest właściwe. Możliwie szybka reakcja na medialne uwagi może być na wagę złota, a powiem więcej – nawet na wagę życia, więc nie warto tracić czasu.

Dla porównania – w ursynowskiej alei Komisji Edukacji Narodowej dochodziło do potrąceń na słabo oznakowanym przejściu w rejonie ul. Jeżewskiego i w końcu zdarzył się wypadek śmiertelny. Mimo to miejski inżynier ruchu nie zdecydował się na zainstalowanie tam świateł sygnalizacyjnych, zakładając jednak migające światełka w jezdni. Z mojej obserwacji wynika, że bardzo dobrze się one sprawdzają o zmroku, chociaż raz aż zamarłem z przerażenia, zatrzymawszy się, by przepuścić pieszego, bo jadące sąsiednim pasem audi bynajmniej nie stanęło obok mnie, tylko z ogromną prędkością przemknęło przez zebrę, omal nie przejechawszy przechodnia, którego ja przepuszczałem.

No ale nie ma się o co kłócić w warunkach sąsiedzkiej koegzystencji. Dlatego, tykając już Ursynowa,  apeluję do dwu zwaśnionych stron, spierających się o okresową lokalizację Bazarku Na Dołku – na czas budowy tunelu Południowej Obwodnicy Warszawy – żeby każdy z nich wreszcie ugryzł się w język. Przy odrobinie dobrej woli można naprawdę dojść do porozumienia.

Wróć