Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Na prawo most, na lewo most...

18-07-2018 23:00 | Autor: Maciej Petruczenko
Tempo rozbudowy jest ostatnio w Warszawie naprawdę imponujące i nic dziwnego, że gdy przychodzi odwiedzić nasze miasto jego dawnym mieszkańcom, rezydującym od lat za granicą, są oni po prostu zaszokowani zmianami i uważają, że stolica Polski jest dziś nie do poznania, więc niełatwo im się poruszać po znanych niegdyś zakamarkach. I gdyby nie wciąż dominujący w centrum Pałac Kultury i Nauki, to starzy warszawiacy musieliby się zgubić w nowym układzie budynków i ulic. Tym bardziej, że – chociażby w ramach dekomunizacji – pozmieniały się nazwy.

Przez pewien czas wyzwolona z peerelowskich pęt Warszawa zachłysnęła się kapitalizmem i tak naprawdę miastem – zamiast radnych i urzędników ratusza – zaczęli sterować deweloperzy. Tak jak zaraz po wojnie władza ludowa wychwalała i nagradzała „przodowników pracy”, bijących rekordy w szybkości odbudowywania zniszczonej przez Niemców stolicy, tak teraz pojawili się przodownicy pracy deweloperskiej, stawiający biurowce i apartamentowce w każdej wolnej dziurze i tworzący urbanistyczny bezład na zasadzie: każdy wuj na swój strój.

W konsekwencji doszło do tego, że tak naprawdę jedynym kompleksem architektonicznym o jednolitym charakterze pozostała MDM (kto jeszcze pamięta, że to Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa?). Poza tym zaś dopuszczono całkowitą dowolność inwestorów, pozwalając chociażby na wmontowanie w prestiżowy plac Piłsudskiego z dominującą starą zabudową – modernistycznej szklanej plomby, biurowca Metropolitan, który jest po prostu nieco większym „cedetem”, czyli Centralnym Domem Towarowym, poniekąd odrestaurowanym w pierwotnej postaci przy Brackiej. Z kolei media donoszą, że przezroczysty daszek wieżowca Warsaw Spire przy placu Europejskim powoduje nadtapianie nadwozi parkujących na dole samochodów i motocykli poprzez intensyfikację promieniowania słonecznego. Tak to architekci serwują nam nieprzemyślaną tandetę modernizmu, chcąc być w swoich projektach coraz bardziej oryginalni. Zamiast wygody i praktyczności mamy zatem kłopoty i konieczność wymiany lekkomyślnie zainstalowanych elementów.

Mam nadzieję, że nie w każdym wypadku tak będzie, jakkolwiek wiem skądinąd, że na przykład w pewnym całkiem nowym budynku mieszkalnym na Kabatach trzeba było podobno wymienić wszystkie okna – tak bardzo były nieszczelne. Jak widać, realizowanie wiejskiego hasła z czasów PRL – „nowoczesność w domu i w zagrodzie” – nie zawsze jest dla zwolenników tejże korzystne. Niemniej, warszawskie inwestycje oznaczają w mieście prawdziwą rewolucję. Jedną z najnowszych, błyskawicznie wznoszonych konstrukcji jest Most Południowy, który poprzez Wisłę połączy Wilanów z Wawrem jako ważny odcinek ekspresowej trasy S-2, zwanej też Południową Obwodnicą Warszawy (POW). Tym mostem można będzie błyskawicznie przejechać od Pałacu Króla Jana Sobieskiego do domu pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz, następnie dotrzeć do węzła „Lubelska” i jakby co, ruszyć dalej na Moskwę, jeszcze niedawno stolicę potężnego imperium radzieckiego, teraz już tylko Rosji. A któż jeszcze pamięta turystyczne hasło „Odwiedzajcie Związek Radziecki”, do którego złośliwcy dopisywali puentę: „zanim Związek Radziecki odwiedzi was”.

Przed drugą wojną światową mawiano u nas: budujemy mosty dla pana starosty. Teraz na szczęście buduje się je w Warszawie dla potrzeb mieszkańców, którzy bez tych przepraw nie byliby w stanie normalnie egzystować. Most Południowy będzie w stolicy bodaj już dziesiątą przeprawą przez Wisłę i najprawdopodobniej najlepszą dla rowerzystów, którzy w tej sytuacji mogą stopniowo rezygnować z poruszania się samochodami – bo i tak już prawie nie ma gdzie ich zaparkować. Przed laty bardzo modna była piosenka pod tytułem „Warszawskie mosty lubię nocą” i lubił ją szczególnie pewien mój przyjaciel urodzony przed wojną, bo on akurat dobrze pamiętał, że gdyby nic nocna pora, o której przepływał Wisłę podczas Powstania Warszawskiego, niosąc z praskiego brzegu arcyważny meldunek dla komendanta głównego AK, to Niemcy niechybnie by go jako posłańca ustrzelili z broni maszynowej. Ostatecznie okazało się jednak że ten szesnastoletni naówczas bohater Szarych Szeregów był tak wielkim mistrzem wszelkich sprawności harcerskich że szkopy nie zdołały go ubić i Zygmunt nie tylko dotarł do drugiego brzegu, ale też zdołał dostarczyć komu trzeba ów meldunek. Dziś ten śmiałek z czasów Powstania byłby pewnie w jeszcze większym niebezpieczeństwie, bo choć nie groziłyby mu serie z niemieckich karabinów maszynowych, to mógłby go upolować w wodzie albo na brzegu Wisły grasujący w okolicy pyton tygrysi, odgrywający w rejonie Warszawy rolę potwora z Loch Ness.

Osobiście, nigdy tego potwora nie widziałem, ale żebym się akurat w Warszawie przestraszył nie na żarty, wystarczy mi widok szanownej pani profesor Krystyny Pawłowicz, która – jak można sądzić z jej zachowania w Sejmie – jest osobą stokroć bardziej żarłoczną niż ów pyton. Na szczęście w Warszawie pojawiają się nie tylko nowe mosty, lecz również nowe, coraz bardziej oryginalne – acz niekoniecznie drogie – restauracje. W razie czego marszałek Sejmu ma dokąd panią profesor zaprosić. I to nie tylko na jej ulubioną sałatkę. Ostatnio warszawiacy najchętniej biesiadują na nadwiślańskich bulwarach, chociaż nie jest to rzecz bezpieczna. Nie tylko dlatego, że lubią tam nakłaść komuś po pysku wiecznie szukający zwady kibole. Otóż zaczyna wracać groźba uderzenia nuklearnego w linię Wisły, czego – zdaniem przywódców nieistniejącego już Układu Warszawskiego miał ewentualnie dokonać Pakt Północnoatlantycki, do którego udało nam się w końcu przejść. Tylko, że linia Wisły jest wciąż zagrożona, bo nasz dawny sojusznik gromadzi coraz większy arsenał w przygranicznym Kaliningradzie i jakby co, to nam pierwszym gotów przywalić. A przede wszystkim zburzyć warszawskie mosty i zamknąć tak zwany Rurociąg Przyjaźni.

Wróć