Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Najpierw misja, potem dymisja?

08-11-2023 20:25 | Autor: Maciej Petruczenko
Wszystko zmierza ku końcowi na tym najlepszym ze światów. Z powodu gwałtownego ocieplania ziemskiego klimatu w błyskawicznym tempie topią się lodowce, a przy okazji również mordercy własnych dzieci (znany przykład w Gdyni); Rosja napastuje Ukrainę, Izrael bije się z Palestyną, a niektórzy wprost załamują ręce, widząc, że w Polsce wali się Prawo i Sprawiedliwość... Inni wszakże zauważają, że bardziej trzeba biadać nad upadkiem prawa i sprawiedliwości pisanych na początku małą literą, bo to właśnie w największym stopniu dokucza obywatelom Rzeczypospolitej.

W całym tym zamieszaniu chyba tylko nasza ursynowska sąsiadka Lidia Stanisławska, piosenkarka, aktorka, pisarka i dziennikarka nie traci ochoty do życia i poczucia humoru, które skłoniło ją do napisania kilku książek o charakterze rozrywkowym... Lidię jak najsłuszniej poproszono teraz o rozbawienie publiczności w Ursynowskim Centrum Kultury Alternatywy, a mnie samego już dużo wcześniej rozbawiła ona wspomnianymi książkami („Anegdoty” i „Gwiazdy w anegdocie”). Jedną z tych anegdot opowiedział jej śp. Edward Hulewicz, piosenkarz, którego przyszło nam całkiem niedawno pożegnać już na zawsze. Zanim to jednak nastąpiło, Lidia dowiedziała się od Edwarda, że podczas jednego ze swych występów estradowych trafił na konferansjera, który jednocześnie dorabiał bodaj jako urzędnik stanu cywilnego („cywilny ksiądz”) , a także wynajmowany mówca pogrzebowy. I on właśnie, zaganiany z jednej imprezy na drugą, palnął na koniec koncertu, w którym wziął udział Hulewicz: – A teraz odpoczywajcie w pokoju!

No cóż, złośliwi mówią, że takim życzeniem trzeba będzie wkrótce poczęstować żegnających się z władzą przodowników pracy z PiS, którym z całą pewnością należy się taki odpoczynek po ośmiu latach harówki przy budowaniu państwa autorytarnego. Na pewno wielu z nich będzie dużo lżej bez ciężkiej forsy, sypiącej się na nich w trakcie utrzymywania intratnych posad, choć można przypuszczać, że na tych posadach zasiądą inni, znowu wedle partyjnego klucza. Zanim jednak to nastąpi, toczyć się będzie podstępna gra na zwłokę, nazywana niekiedy grą na zwłoki ustępującej partii.

Wywodzący się z niej prezydent RP właśnie włączył się w tę grę. Absolutny mistrz podpisu, Jego Prawnicza Nowatorskość Andrzej Duda – jak sam twierdzi – całe życie się uczy, a co z tej nauki wynika, widać wyraźnie, gdy zawsze zadowolony z siebie pan Andrzej usiłuje mówić po angielsku albo wpływać na bieg spraw państwowych, budząc zdumienie niekwestionowanych autorytetów w dziedzinie prawa, które w po niesławnym okresie falandyzacji wykoślawia teraz prowadzona z całym bezwstydem – dudaizacja. Pewnie dlatego mianowany już trzy lata temu profesorem „belwederskim” Jacek Barcik z Uniwersytetu Śląskiego z Komitetu Nauk Prawnych PAN nie przyjął zaproszenia Dudy na formalne uściśnięcie ręki w związku z tą nominacją, tak oceniając działania prezydenta: „Doprowadził państwo na skraj chaosu prawnego. Przestępca konstytucyjny”. I prawdę mówiąc, trudno nie zgodzić się z tą opinią.

W obecnym okresie przejmowania władzy w państwie przez nową koalicję polityczną Duda zdecydował się na powierzenie misji utworzenia nowego rządu dotychczasowemu premierowi, człowiekowi starej paki (ancien régime) Mateuszowi Morawieckiemu, który nie zwraca uwagi na coraz większe zadłużenie naszego kraju, bo to i tak problem państwa polskiego, a nie państwa Morawieckich, którzy w kwestii dobrobytu mają się jak pączki w maśle, przy czym dbający o dyskrecję szef rządu – na wszelki wypadek – przepisuje majątek na żonę. Wiadomo, że nowy rząd pod dyrekcją Mateuszka-kłamczuszka nie ma szans na poparcie w parlamencie, ale zanim powierzona mu „misja” zamieni się w dymisję, facet zdąży załatwić kupę spraw ważnych dla jego partyjnych towarzyszy, a także dla pana prezydenta, mającego też swoją klakę i klikę.

Na razie, w trybie pogotowia ratunkowego, Andrzej Duda próbuje poprzez swoje rozporządzenie doprowadzić do zmiany regulaminu Sądu Najwyższego, by zasiedzieli się w nim wskazani przez głowę państwa sędziowie. Mamy tu klasyczny przykład ustawiania sobie władzy sądowniczej przez władzę wykonawczą, a mieszanie tych władz nigdy nie wychodzi państwu na zdrowie. Na podobny manewr zdecydowała się poprzednia ekipa polityczna, dając innym ugrupowaniom fatalny przykład, ale przynajmniej przyznała się do grzechu i zań przeprosiła. Teraz – raczej nikt nie będzie za ewentualne wypaczenie przepraszał.

Epoka PiS powoli się kończy, ale z wielu względów do absolutnego końca jeszcze bardzo daleko, bo choć wyspecjalizowany w złośliwości, acz już pozbawiony kierownictwa Jerzego Urbana tygodnik NIE zamieścił na pierwszej stronie pożegnalny komentarz: Tu jest PiS pogrzebany, to jednak trzeba się liczyć z tym, że PiSancjum jeszcze się długo utrzyma na wielu odcinkach, mimo że już w dość istotnym stopniu zostało ruszone z posad.

Nieliczący się z jakimikolwiek zaściankowymi autorytetami, kompletnie niezależny dziennikarski obieżyświat Wojciech Cejrowski słusznie ostrzega wszystkie polityczne strony w nowo wybranym parlamencie, że dalsze utrzymywanie rozbuchanego socjalu dla życiowych leni i nieudaczników zaprowadzi nas w ślepy zaułek. Zdaniem Cejrowskiego, przejawiane i przez lewicowe, i przez prawicowe partie dążenie, żeby coraz więcej zabierać bogatym, a dawać biednym, cofnie nas do czasów komunizmu, w którym ludzi z inicjatywą tępiono jako burżujów i kułaków. PiS dało już wystarczająco popalić nawet drobnym przedsiębiorcom, a tak w nieskończoność postępować się nie da. Już z tego, że tak chwalone 500+ bynajmniej nie zwiększyło przyrostu naturalnego widać, że jednostronne rozwiązania na dalszą metę nigdy się nie sprawdzą. A co najwyżej doprowadzą do takiego stanu, że wszyscy będziemy biedni po równo.

Wróć