Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Nasz sąsiad odpowiada na każde pytanie

11-04-2018 22:06 | Autor: Maciej Petruczenko i Tadeusz Porębski
Rozmawiamy z kandydatem na prezydenta Warszawy, posłem na Sejm Rafałem Trzaskowskim.

PASSA: Nietypowy z pana polityk, bo zapewne nie dla pieniędzy zdecydował się pan kandydować na prezydenta Warszawy. Pensja na tym stanowisku stosunkowo niewielka, zaś odpowiedzialność – ogromna...

RAFAŁ TRZASKOWSKI: Dzisiaj do polityki na pewno się nie idzie dla pieniędzy, zwłaszcza teraz, gdy Jarosław Kaczyński chce obniżyć uposażenia wszystkim posłom, senatorom i prezydentom miast o kolejne 20 procent. Moja główna motywacja to chęć dokonania zmiany i możliwość służenia ludziom.

Z góry martwimy się o pana sprawy bytowe, czy w razie wygrania prezydenckich wyborów w stolicy będzie panu starczało do pierwszego...

Ja na szczęście od dwudziestu lat uczę studentów, przez cały czas prowadzę wykłady. Proszę się nie martwić.

Zanim przejdziemy do kwestii programu wyborczego, trudno nie zapytać czołowego obecnie polityka Rzeczypospolitej, dlaczego w naszym kraju inteligencja zaczęła ostatnio przegrywać z ciemnogrodem i Wojciech Młynarski – dopóki żył – mógł tylko desperacko zawołać: „Byłaś ze mną cały PRL - Potrafiłaś bić się i wykłócać - Dziś Ci muszę śpiewać jak Jacques Brel - Nie opuszczaj mnie i nie porzucaj...

No cóż, Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, bo było w stanie nawiązać dialog z bardzo dużą częścią społeczeństwa, która czuła się odrzucona. Trudno tak dokładnie powiedzieć, do kogo ta partia dotarła, ale skoro zdobyła 40 procent głosów, to wśród głosujących na PiS musiała być również inteligencja. Naszym zadaniem, jako Platformy Obywatelskiej, jest odzyskanie wiarygodności, zwłaszcza w dużych miastach. Żeby poparcie dla nas rosło. Mam na to nadzieję, podobnie jak cała zjednoczona opozycja.

Nawiązując do słów Młynarskiego, możemy chyba powiedzieć, że inteligent Rafał Trzaskowski nie opuszcza nas i nie porzuca. I widząc, jak dziś można w jednej chwili awansować z pozycji wójta na pozycję prezesa wielkiego koncernu, powie pan swoim wyborcom: „wy wójta się nie bójta”?

Są rzeczywiście teraz takie praktyki Prawa i Sprawiedliwości, żeby z pozycji wójta awansować na szefa największego polskiego koncernu. Ja na szczęście mam inne kwalifikacje. Do polityki przyszedłem już jako naukowiec, który pracował w centrach badawczych i wykładał na uniwersytecie.

Jako dziecko wycierał pan piętami bruki Warszawy nie całkiem jeszcze odbudowanej po wojnie. Jak z tego punktu widzenia stolica Polski jawi się panu dzisiaj?

To prawda, że gdy jeszcze byłem mały, na Starówce widziało się parę takich domów, które pamiętały drugą wojnę światową. Podobne widoki dostrzegało się i w centrum miasta, i na Woli. Rodzice mieli wtedy trochę inne podejście do dzieci niż teraz, więc nie było problemu, żebyśmy się mogli bawić w ruinach. Natomiast dzisiaj Warszawa to zupełnie inne miasto, które może się równać z najbardziej rozwiniętymi metropoliami Europy Zachodniej. Chyba nikt się nie spodziewał, że stolica Polski tak szybko się zmieni.

Naczelnik Polski z czasów pana dzieciństwa, czyli Edward Gierek, rzucił na wstępie swojej kadencji pamiętne hasło: „Żeby Polska rosła w siłę, a ludziom się żyło dostatniej”. Czy pan również wystąpi z hasłem w tym guście, akurat w odniesieniu do Warszawy, czy może los Gierka raczej by do formułowania takich haseł zniechęcał? Po Gierku Warszawie pozostały jednak Dworzec Centralny, Trasa Łazienkowska, no i wielka dzielnica inteligencji – Ursynów...

To fakt, Ursynów został nam po Gierku. Pamiętam, jak powstawały pierwsze ursynowskie bloki, w których wychowywał się mój przyjaciel. Już wtedy kopano linię metra przy Koncertowej. Mam w oczach obraz Ursynowa z lat osiemdziesiątych, a dzisiaj sam na Ursynowie mieszkam. Natomiast trudno mi nie zauważyć, że mamy za sobą fazę poważnego rozwoju infrastrukturalnego pod rządami Hanny Gronkiewicz-Waltz, które tak bardzo zmieniły Warszawę na korzyść – i wreszcie przyszedł czas, żeby się zająć jakością życia w mieście. O to właśnie warszawiacy mnie pytają, a nie o jakieś wielkie, symboliczne inwestycje, jakkolwiek są one wciąż potrzebne w niektórych dzielnicach. Musimy kończyć inwestycje, choćby w komunikację miejską, a w szczególności - w metro. Ale, jak wspomniałem, jakość życia warszawiaków jest dla mnie na pierwszym miejscu, a nie pomniki stawiane włodarzom miast. Na razie mam nadzieję, że przebrniemy przez wszystkie niedogodności związane z budowa Obwodnicy Poludniowej, z jakimi się zmagamy na Ursynowie.

Platforma Obywatelska przegrała wybory parlamentarne i przeszła do opozycji, zostawiając ponoć Polskę w ruinie. Czy zatem pcha się pan na stanowisko prezydenta Warszawy dlatego, że lubi pan ruiny i zgliszcza?

Wystarczy się rozejrzeć, by stwierdzić, że nie ma w Polsce żadnych ruin i zgliszcz. Zresztą nie tylko w Warszawie, bo na korzyść zmieniła się przecież cała Polska. Ostatnio dużo jeździłem po kraju i to, jak zmieniała się Polska za naszych rządów, widziałem na własne oczy . Widać zmiany wprost nieprawdopodobne. W kampanii wyborczej trzeba ludziom wytłumaczyć, że zmiany mogą nadal występować, a chodzi o to, żeby wszyscy mogli z nich korzystać.

Nasz znajomy, który wiele lat przemieszkał w luksusowym księstwie Monako, po przyjeździe do Warszawy nie mógł się nachwalić Galerii Mokotów, obiektu, jakiego pod bokiem rodu Grimaldich próżno szukać...

Coś w tym jest, bo gdy po dłuższej przerwie odwiedziłem Stany Zjednoczone, to mogłem stwierdzić, że tamtejsze centra komercyjne mają już po kilkadziesiąt lat i są przestarzałe w porównaniu z nowoczesnymi hipermarketami w Warszawie.

Co pan przede wszystkim zaproponuje warszawiakom jako kandydat na prezydenta?

Na pewno będzie to wspomniane nastawienie na poprawę jakości życia. A zatem chodzi o kwestie darmowych żłobków, tańszych mieszkań na wynajem, gdzie Warszawa praktycznie będzie dopłacać do czynszu dla tych, którzy tego najbardziej potrzebują, stworzenia ambitnego programu dla seniorów, w tym tych, którzy są niewolnikami czwartego piętra. Są też inne ważne sprawy: wypełnienia czasu wolnego, rozrywki, kultury sportu. Czyli wszystkie zagadnienia, których nie traktowano dotychczas priorytetowo, koncentrując się na budowaniu mostów, oczyszczalni ścieków itd.

Niedawno pokazaliśmy w „Passie” przykład ursynowskich sobieradków, którzy rozwiązali problem czwartego piętra, zakładając windę zewnętrzną za własne pieniądze...

My mamy w planach pilotażowy program instalowania wind w takich miejscach, bo mnóstwo seniorów nie może bez windy normalnie funkcjonować.

Załóżmy, że pan zostaje prezydentem Warszawy, ale PiS zdobywa 31 mandatów i większość w radzie. Prezydent z PO, rada z PiS. W Warszawie współpraca w takiej konfiguracji jest wykluczona ze względów politycznych. Czy jest pan w stanie przewidzieć dzisiaj, co wtedy czeka warszawiaków?

Na pewno trudno byłoby wtedy rządzić Warszawą, bo wybory w stolicy to nie tylko kwestia prezydenta, ale też wygrania wyborów przez zjednoczoną opozycję w radzie miasta, a także w radach poszczególnych dzielnic. Przekonujemy więc warszawiaków, że będzie się liczyć dosłownie każdy głos, bo tylko wtedy będzie można efektywnie miastem zarządzać. Chociaż są przykłady koegzystencji przedstawicieli   konkurencyjnych partii, tak jest chociażby w Białymstoku, ale w Warszawie byłoby to niebywale trudne.

Czy nie uważa pan, że brak planów zagospodarowania przestrzennego w wielu miejscach Warszawy pozwolił deweloperom, żeby się rozhulali, no i mamy coraz większe zagęszczenie biurowców i apartamentowców przy braku odpowiedniej infrastruktury, a już najbardziej karygodnym przykładem jest służewiecki „Mordor”, zagłębie biurowe, do którego chyba nigdy nie będzie dobrego dojazdu...

Bez wątpienia, im więcej planów zagospodarowania, tym lepiej, bo wtedy są jasne reguły gry. Rozwój miasta musi być zresztą bardzo zróżnicowany. Potrzebne są budynki mieszkalne, ale towarzyszyć im muszą instytucje publiczne, usługi. Notabene, PiS, aby pokryć swoja indolencję dotyczącą programu mieszkanie+, szykuje nam teraz specustawę, wedle której będzie można budować substandardowe osiedla gdziekolwiek, z pogwałceniem racjonalnych planów, nie bacząc na niezbędną infrastrukturę.

Coraz trudniej podjechać pod Dworzec Centralny i coraz trudniej zaparkować auto w Warszawie, a w dalszej perspektywie stolicy Polski grozi przeniesienie międzynarodowego portu lotniczego z Okęcia do Radomia. Czy pan przyklaskuje temu pomysłowi?

W żadnym wypadku. Myślę, że to byłby absurd, żeby stolica nie miała swojego lotniska, a najbliższe znajdowało się w odległości 100 kilometrów. Takich przykładów w Europie nie ma, no może jest jeden czy dwa, ale one się nie sprawdzają. Warszawa musi mieć swoje lotnisko. Mamy Okęcie, mamy Modlin, nie rozumiem więc, dlaczego mielibyśmy jeździć aż do Radomia.

Metro stało się ratunkiem dla miasta, podobnie jak samochodowe obwodnice. Czy można jednak przeprowadzać drogę ekspresową przez sam środek Ursynowa, nie instalując filtrów przy wylotach tunelu?

Nie można, moim zdaniem to byłaby też swoista aberracja. Zgłosiłem w tej sprawie interpelację do ministra, a on mi powiedział, że dopiero po roku testów podejmie się ewentualnie decyzję o zamontowaniu filtrów. Ja tego kompletnie nie rozumiem. Zainwestowanie w filtry przy całym koszcie obwodnicy byłoby inwestycją minimalną. Nie ma zgody na to, abyśmy się tu na Ursynowie dusili. A przypomnę, że dzięki staraniom władz dzielnicy udało się w procesie konsultacji społecznych z udziałem mieszkańców, stworzyć koncepcję parku linearnego nad POW. Nie po to chcemy stworzyć w tym miejscu park, żeby wdychać w nim spaliny z tunelu obwodnicy.

Czy miałby pan receptę na zharmonizowanie działań administracji warszawskiej z administracjami miejscowości podwarszawskich – pro publico bono?

Właściwie to już się dzieje, a przykładem są bilety komunikacji miejskiej, obowiązujące również w ościennych gminach. Budujemy obszar metropolitalny nawet bez potrzeby nowelizowania ustaw. A nawiasem mówiąc, z takim problemami jak zatłoczenie miasta i smog nie da się walczyć w pojedynkę, tylko trzeba to robić wspólnymi siłami.

Obecna ustawa warszawska jest ironicznie nazywana polityczną ustawką, która doprowadziła do ubezwłasnowolnienia dzielnic, w tym Ursynowa, który przez lat osiem był samodzielną gminą. Czy jako prezydent miasta zdecyduje się pan na przekazanie większych uprawnień dzielnicom, których rady, a w dużym stopniu i burmistrzowie służą – jak się powiada – tylko do dekoracji?

Nawet bez zmian w ustawach można te uprawnienia przekazywać, dając więcej władzy dzielnicom. To jednak zależy od zagadnienia, którego miałoby to dotyczyć. Są bowiem takie obszary – jak choćby obsługa mieszkańców, w których dzielnice powinny mieć więcej władzy – np. komunikacja miejska, a są takie, gdzie właściwsza jest władza na poziomie ogólnomiejskim, żeby miastem spójnie zarządzać. Moje podejście do tego zagadnienia jest więc czysto pragmatyczne. Zresztą, nie uważam, żeby dzielnicowe rady i sami burmistrzowie pełnili dzisiaj rolę wyłącznie dekoracyjną, ale co do wspomnianej obsługi mieszkańców, rolę dzielnic na pewno trzeba wzmocnić.

Bodaj najtrudniejszy obecnie problem Warszawy to reprywatyzacja nieruchomości. Zwłoka, na jaką sobie pozwolono, nie uchwalając odpowiedniej ustawy, doprowadziła w stolicy Polski do patologii, bo zamiast legalnych spadkobierców majątki wielkiej wartości przejęli wydrwigrosze. Coś w tej sprawie próbuje robić tzw. Komisja Weryfikacyjna, a co ewentualnie zrobiłby pan zarówno jako polityk, jak i prezydent miasta?

W procesie reprywatyzacji rzeczywiście dochodziło do skandali. Na szczęście te najbardziej skandaliczne praktyki zostały zablokowane przez małą ustawę reprywatyzacyjną przyjętą za naszych rządów. Nie ma już kuratorów dla ludzi, którzy mieliby po 120 lat, nie oddaje się budynków użyteczności publicznej. Pozostaje jednak kwestia dużej ustawy reprywatyzacyjnej. Jeśli jej nie uchwalimy, to problem zostanie z nami po wsze czasy. Dlatego papierkiem lakmusowym intencji Prawa i Sprawiedliwości jest właśnie ta ustawa. Ja sam będę już teraz zgłaszać poprawkę uniemożliwiającą oddawanie kamienic z lokatorami. Bo prezydent miasta, ktokolwiek by nim został, musiałby nadal to robić, skoro tak nakazuje prawo, a urzędnicy ratusza mogą ewentualnie odpowiadać przed sądem za opieszałość. Zresztą, kiedy uchwalać ustawę reprywatyzacyjną, jak nie dziś, gdy mamy doskonałą koniunkturę gospodarczą? Mam nadzieję, że PiS nie będzie próbowało wprowadzić ustawy, która przerzuciłaby dużą część kosztów na samorządy. To byłoby zwykłe oszustwo.

Czy respektuje pan termin „odpowiedzialność polityczna”, a jeśli tak, to na czym według pana miałaby ona polegać. Nawiązujemy właśnie do afery reprywatyzacyjnej i odżegnywania się od jakiejkolwiek odpowiedzialności przez prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz, mimo że pod jej bokiem całymi latami działała zorganizowana szajka wydrwigroszy, w której ważną rolę pełnili prezydenccy urzędnicy...

Rzeczywiście, za dużo było zaufania do ludzi, którzy zostali zatrudnieni jeszcze nim prezydentem została Hanna Gronkiewicz-Waltz. Pani Prezydent jednak jasno powiedziała, że nie będzie już startować w wyborach i na tym właśnie polega odpowiedzialność polityczna. Być może, ubiegając się o stanowisko prezydenta po raz kolejny, wygrałaby wybory, ale poczucie odpowiedzialności politycznej skłoniło ją do odejścia z pola polityki samorządowej.

Sam elektorat PO i bardzo skromny elektorat Nowoczesnej mogą nie wystarczyć do objęcia w posiadanie gabinetu na pl. Bankowym. Czy ma pan pomysł na przyciągnięcie do siebie licznej grupy niezdecydowanych warszawiaków?

Przede wszystkim trzeba prowadzić rozmowy z lewicą i próbować doprowadzić z nią do porozumienia. Poza tym w naszym programie dla mieszkańców Warszawy, zwłaszcza seniorów, akcentujemy tak dla nich ważną jakość życia, to są praktyczne problemy, warszawiacy stykają się z nimi na co dzień. Mój program powinien przekonać tych, którzy nie wiedzą do końca na kogo głosować.

Start w wyborach samorządowych z ramienia SLD zapowiedziała Monika Jaruzelska. Biorąc pod uwagę moc jej nazwiska, trzeba się liczyć z tym, że odbierze ona wiele głosów i Platformie Obywatelskiej, i Nowoczesnej, bo cieszy się zaufaniem ludzi lewicy, jak również wyborców centrowych. Co pan myśli o tej kandydaturze?

Wiem, że Monika Jaruzelska zamierza startować do Rady Miasta, a ja akurat życzyłbym sobie – jak wspomniałem – porozumienia z lewicą. Czytałem książki Pani Moniki i uważam, że to bardzo interesująca osoba, abstrahując oczywiście od samego nazwiska, które z mojego punktu widzenia nie powinno być kwestią determinującą skłonność do poparcia tej kandydatury, bo w końcu głosuje się na określoną osobę, a nie na jej nazwisko.

Warszawa się starzeje, ponad 400 tysięcy mieszkańców jest już w wieku poprodukcyjnym . Tymczasem w skali całego miasta mamy zaledwie 81 łóżek geriatrycznych, co nam daje miejsce w ogonie Europy. Czy miałby pan w tej sprawie jakiś program poprawienia sytuacji?

Znam wyniki tych badań, dlatego my już ogłosiliśmy bardzo rozległy program pomocy dla seniorów, zaraz po programie dotyczącym obrony praw kobiet. Warto jednak pamiętać, że seniorzy nie są grupą jednorodną. Niektórzy wykazują dużą aktywność i oczekują oferty kulturalnej i sportowej, dalszego inwestowania w uniwersytety trzeciego wieku; inni jednak potrzebują po prostu wszechstronnego wsparcia i miejsca w 12 szpitalach miejskich, potrzebują środków leczniczych i opieki na co dzień. Jest ośrodek na Białołęce, którego wyremontowana część ma standard europejski, są jego filie, ale takich ośrodków potrzeba nam dużo więcej. Dlatego będziemy je budować. Opracowaliśmy także pilotażowy projekt pomocy sąsiedzkiej dla osób starszych. Występujemy z programem darmowych taksówek dla seniorów i sieci „złotych rączek”, czyli osób, które bez kosztów dokonają prostych napraw. Wcześniej wspomniałem o programie budowy wind w miejscach, gdzie to jest możliwe.

Czy budżetu Warszawy nie dałoby się wzmocnić dodatkowymi PIT-ami osób spoza miasta?

Dążymy do tego, między innymi poprzez udogodnienia komunikacyjne, ułatwianie parkowania. Bo, rzecz prosta, warto zachęcać do płacenia podatków właśnie w Warszawie. Do tego potrzebny jest cały system zachęt.

Choć Warszawa bardzo się rozwinęła, a nawet zmieniła nie do poznania w ostatnich latach, wciąż nie ma Centrum Kongresowego i nie ma wielkiej hali sportowo-widowiskowej. Inne miasta stolicę pod tym względem prześcignęły, a niewiele tu zmienia Stadion Narodowy, który zbudowano jako specjalistyczny obiekt piłkarski, na którym w skali roku odbywają się raptem dwa-trzy mecze i spółka zarządzająca obiektem próbuje sztucznie zapełnić tę arenę imprezami, dla których nie warto było wydawać ponad 2 miliardów złotych na budowę nadwiślańskiego giganta. Co pan na to?

Ja akurat uważam, że Stadion Narodowy to dobra inwestycja. Oczywiście, można było się zastanowić, czy nie udałoby się przystosować tego obiektu również do innych funkcji. Ale i tak odbywa się tam mnóstwo ciekawych imprez sportowych i niesportowych, jak choćby targi książki, więc Narodowy spełnia swą ważną rolę. Niemniej, Warszawie potrzebna jest duża hala sportowo-widowiskowa i to źle, że takiej hali wciąż nie ma. Najlepszym dla niej miejscem wydaje się właśnie rejon Stadionu Narodowego. Ten teren skarb państwa powinien udostępnić miastu w celu zrealizowania takiej inwestycji. W moim programie znajdzie się budowa hali w tym miejscu. Ale Warszawie potrzebny jest też reprezentacyjny stadion lekkoatletyczny. Miejmy nadzieję, że sprawy Skry wreszcie potoczą się w dobrą stronę. Nasza sytuacja na Ursynowie jest o tyle lepsza, że od 10 lat mamy Arenę Ursynów, ale i tak potrzebny jest większy obiekt.

W okresie transformacji ustrojowej powstało w Warszawie wiele obiektów dla sportu masowego, sport wyczynowy natomiast leży po większej części martwym bykiem, a honor Warszawy ratują tylko piłkarze Legii, siatkarze ONICO i jedyna gwiazda lekkoatletyki – Anita Włodarczyk. Kiedyś Warszawa była największym zagłębiem sportowym w Polsce, teraz zeszła na pozycje ubogiego krewnego. Czy panu to nie przeszkadza?

Przeszkadza i dlatego trzeba się zaangażować w takie inwestycje jak Skra lub zadaszenie toru lodowego na Stegnach. Potrzebne są jednak również mniejsze obiekty sportowe, żeby młodzież miała gdzie rozwijać swoje talenty. Pod tym względem zresztą bardzo dużo się dzieje w ostatnim czasie. Pani wiceprezydent Renata Kaznowska zaangażowała się między innymi w akcję stypendiów sportowych dla młodzieży i w próbę zrewitalizowania czy wsparcia klubów warszawskich, takich jak choćby Polonia i Hutnik.

Czy każe pan zburzyć Pałac Kultury i Nauki jako relikt sowieckiego zdominowania Polski?

Oczywiście, że nie. Pałac służy warszawiakom w bardzo różny sposób. Są tam teatry, kina, basen, uczelnie. Sam wykładam w mieszczącym się w PKiN Collegium Civitas. Wszyscy jesteśmy świadomi historii Pałacu, ale ten budynek już wrósł w miasto i jego zniszczenie byłoby wielkim błędem. Kosztowałoby miliardy i zablokowałoby centrum miasta na długi czas. Równie dobrze, ze względów politycznych, można byłoby zażądać zniszczenia warszawskiej sieci wodociągowo-kanalizacyjnej, zainstalowanej jeszcze w XIX wieku przez mianowanego przez cara na stanowisko prezydenta Warszawy Sokratesa Starynkiewicza.

Wywodzi się pan ze szlacheckiego rodu. Przodkowie służyli Rzeczypospolitej, lecz także Napoleonowi i carowi, brali udział w Powstaniu Listopadowym i Powstaniu Styczniowym. Pana ojciec Andrzej Trzaskowski był zaliczany do „niewinnych czarodziejów” grających jazz, muzykę z trudem tolerowaną przez władze PRL. Pan jest światowcem, poliglotą, dzieckiem epoki cyfrowej i liberałem, popierającym między innymi Czarny Protest kobiet przeciwko zaostrzaniu ustawy antyaborcyjnej. Całkiem niedawno pozytywną recenzję wystawiło panu amerykańskie medium „Politico”. Czy to dobra legitymacja w obliczu wyborów na prezydenta Warszawy?

Wydaje mi się, że warszawiacy szukają kogoś, kto będzie po prostu pracować na ich rzecz, poprawiać jakość życia w mieście. Ale chcą też miasta, które będzie otwarte, tolerancyjne, europejskie – zwłaszcza na tle tego, co się obecnie dzieje w Polsce. Myślę, że jako ktoś, kto na sprawach europejskich zjadł zęby, zwłaszcza jeśli chodzi o pozyskiwanie funduszy unijnych, mogę budzić zaufanie. Tym bardziej, że jestem także w stanie pozyskiwać nowych inwestorów, czy działać na rzecz ściągania do miasta większej liczby turystów. Chyba mogę Warszawie się przydać.

Jakie hobby ma kandydat na prezydenta stolicy?

Powiem krótko: książki, muzyka, narty – oczywiście zjazdowe, chociaż zdarza mi się również pojawiać w Lesie Kabackim na biegówkach.

Na koniec niedyskretne pytanie: czy zagląda pan czasem do filii Kolegium Europejskiego w Natolinie, gdzie pan ukończył może najważniejsze studia dla międzynarodowej kariery?

Do Kolegium mam raptem 10 minut rowerem i chętnie zaglądam do tego natolińskiego zakątka z jego fenomenalnym parkiem, bo jest tam znakomita biblioteka europejska. Przyznam się jednak, że ostatnio bywam w Kolegium coraz rzadziej.

Wróć