Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Niczym Hitler i Stalin znalazł „wroga ludu”...

23-08-2023 21:00 | Autor: Tadeusz Porębski
Przez kilka lat zadawałem sobie pytanie, co jest na rzeczy, że kolejne złodziejskie afery oraz przypadki ewidentnego nepotyzmu w wydaniu ludzi z tzw. Zjednoczonej Prawicy nie robią żadnego wrażenia na elektoracie tego ugrupowania i nie powodują spadku w sondażach. Elektoratem jest m. in. pewien Czytelnik z Ursynowa, nazywany przeze mnie „Inżynierem”, który wielokrotnie kwestionował w listach do redakcji mój obiektywizm w opisywaniu sytuacji politycznej w kraju. Jego zdaniem, jak piszę o PiS, to wyłącznie źle. Wychodzi na to, że ślepy i głuchy albo jestem ja, albo głuchoniemy jest „Inżynier”.

Niedawno przekonałem się, że żadnego z nas nie dotykają tego rodzaju dolegliwości – po prostu inaczej patrzymy na otaczającą nas rzeczywistość. Objawił mi to niejaki Janek, obywatel spod Gniezna. „Ja wcale nie jestem za PiS, ale mam troje wnucząt, rozumiesz… Zresztą, wszyscy w polityce kradną, tyle że tamte kradły i brały wszystko dla siebie, a te też kradną, ale dają nam emerytom i w ogóle dzielą się z ludźmi”.

No tak… Jakież to proste, że ja tej prawdy wcześniej nie pojąłem. Podobnie myśli „Inżynier” i kilka milionów wielbicieli Prezesa. Złodzieje, owszem, ale nasi, kradną, lecz dzielą się z ludem jak kiedyś Robin Hood, czy – nie przymierzając – John Dillinger, bankowy rabuś z lat 30. zastrzelony przez FBI. Co takie myślenie oznacza? M. in. to, że Donald Tusk oraz posłowie opozycji w piętkę gonią, częstując Polaków do znudzenia kolejnymi newsami o patologiach w łonie tzw. Zjednoczonej Prawicy.

Dlaczego gonią w piętkę? Bo na Janku spod Gniezna, „Inżynierze” i około 8 milionach rodaków takie newsy nie robią najmniejszego wrażenia. Natomiast takich wyborców jak ja, o niczym przekonywać nie potrzeba. Jest to więc klasyczne przelewanie z pustego w próżne, czyli polityczna gadka – szmatka, która nie przynosi i nie przyniesie żadnych wymiernych korzyści wyborczych. Myślę sobie, że gdyby Janek spod Gniezna i jemu podobni otrzymali od Tuska publiczne, solenne zapewnienie, że 500(800)+ nie zostanie zniesione dla najbardziej potrzebujących, natomiast zniesiony zostanie np. podatek od najniższych emerytur, co byłoby bardziej opłacalne dla emerytów i rencistów niż „trzynastki” i „czternastki”, ci potrzebujący mogliby zmienić zdanie przy urnie. Wszak Janek „wcale nie jest za PiS, ale ma troje wnucząt”. Wniosek nasuwa się sam – jeśli PO (KO) wygra wybory i znów, podobnie jak kiedyś Unia Wolności i SLD, odwróci się od ludu, to za 4 lata zniknie z powierzchni ziemi. Tak jak zniknęły UW, czyli partia moralnych autorytetów, oraz SLD, zwany kawiorową lewicą. Klucz do wygrywania wyborów parlamentarnych nie mieszka już w wielkich miastach, lecz w Polsce małomiasteczkowej i na wsi. Za rządów PiS spychany przez lata na margines małomiasteczkowy elektorat posmakował szczypty luksusu i już z tego nie zrezygnuje. Jak mocny i stabilny jest to elektorat świadczą kolejne sondaże – afer coraz więcej, a słupki poparcia dla PiS ani drgną. Ugrupowanie polityczne, które pominie ten elektorat przy podziale narodowych dóbr, zapłaci za to utratą władzy.

Przyszła – mam taką nadzieję – władza w państwie powinna kierować się sprawdzoną doktryną Ronalda Reagana, byłego prezydenta USA: „Państwo powinno wspierać tylko dwie grupy społeczne: 10 proc. najbogatszych, bo oni nakręcają gospodarczą koniunkturę, oraz 10 proc. najbiedniejszych nieudaczników, którzy nie dają sobie rady w życiu. Reszta jakoś sobie poradzi”.

Ponoć w polityce najważniejsza jest skuteczność. Nie zgadzam się z tą tezą. Winston Churchill postawił inną tezę: „W polityce ceną wielkości jest odpowiedzialność”. I tu pełna zgoda. Donald Tusk publicznie zapewniał w 2011 r: „Podjąłem decyzję, że chcę być polskim premierem. Do 2015 r., to jest do wyborów parlamentarnych, będę angażował się wyłącznie w sprawy polskie”. Latem 2014 r. zdecydował się jednak przyjąć funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej i opuścił kraj. Czy był to krok politycznie odpowiedzialny? Z jednej strony, Polska dostąpiła nie lada zaszczytu, mając w Brukseli na jednym z najwyższych stanowisk własnego przedstawiciela. Jednak z drugiej strony, lider i premier rządu porzucił swój kraj, własną partię oraz własny elektorat, co pozwoliło Kaczyńskiemu zadać rok później śmiertelny cios osieroconej PO, która nie miała i nadal nie ma drugiego lidera na miarę Tuska. Władzę w kraju przejęli populiści oraz katoliccy ekstremiści, klękający przed kościelnymi hierarchami i radośnie podrygujący na Jasnej Górze.

Dzisiaj Donald Tusk ponownie stał się przywódcą i usiłuje odbić kraj z rąk kato-talibanu, ale idzie to jak po grudzie, bo PiS dzięki uprawianemu rozdawnictwu i opanowaniu publicznych mediów nie traci w sondażach, a bratnia światopoglądowo Konfederacja systematycznie zyskuje.

Kaczyński na każdym kroku wypomina liderowi opozycji „zdradę” oraz rzekomą służalczość wobec Niemców. Często cytuje Romana Dmowskiego, głównego ideologa polskiego nacjonalizmu: ,,Narody niezawisłe i silne są w tym szczęśliwym położeniu, że tam wierna służba krajowi zazwyczaj nie staje przed tym ciężkim dylematem: albo ja, albo ojczyzna. W naszym trudnym, nie dającym się porównać z żadnym innym położeniu, ten dylemat zjawiał się bardzo często. I dlatego tak wielu ludzi politycznie się wykoleiło”.

To bezpośredni przytyk do Tuska, że niby porzucił służbę ojczyźnie na rzecz osobistej kariery. Jest czymś oczywistym, że w ostatnich dwóch dekadach mamy tylko dwóch politycznych liderów – Kaczyńskiego i Tuska. To dzięki ich przywództwu PO i PiS sprawowały rządy w Polsce przez dwie kadencje. Nikomu przedtem taka sztuka się nie udała. Biorąc pod uwagę skuteczność tych dwóch przywódców, jak również miałkość oraz brak charyzmy liderów opozycyjnych kanap politycznych, jesienią władza w państwie przypadnie jednemu z nich. Pytanie tylko – któremu? Jeśli Donald Tusk i jego otoczenie w PO wyciągną trafne wnioski z błędów popełnionych przez 8 lat rządów oraz wyborczej klęski w roku 2011, mają duże szanse odbić Polskę z rąk Kaczyńskiego. Jeśli zaś hasłem przewodnim nadal pozostanie „Odsunąć PiS od władzy” (w domyśle: „i dać ją nam”), a szczegóły programów społecznego oraz gospodarczego będą artykułowane przez liderów jedynie półgębkiem, to kolejne 4 lata w ławach opozycji staną się bardzo realne. A tego struktury partii mogą nie wytrzymać. Zarówno góra, jak i partyjne doły, potrzebują dobrze płatnych posad, aż 12 lat oczekiwania na frukty to zdecydowanie zbyt długi okres czasu.

Dla mnie, jak wyżej, polityka to przede wszystkim odpowiedzialność za państwo i naród, a nie skuteczność w braniu władzy. Nie wolno realizować osobistych ambicji politycznych kosztem wspólnoty, państwa i narodu, a więc wbrew zasadzie odpowiedzialności. Prof. Andrzej Friszke, historyk specjalizujący się w najnowszej historii Polski:

„Poczucie odpowiedzialności dyktuje środki działania, hamuje przed ambicją narzucenia przemocą własnych prawd innym, powstrzymuje przed egoizmem narodowym i partyjnym. Natomiast skuteczność w ekstremalnym wydaniu oznacza akceptację kłamstwa, przemocy, nawet ludobójstwa, skoro doprowadziło do potęgi i pokonania konkurentów, a wyzwolona z zasad empatii i etyki prowadzi do zbrodni i w naturalny sposób jest buntem wobec Boga i wobec Ewangelii. Nawet jeśli wyznawcy skuteczności chcą Boga nieść na sztandarach, co też się zdarzało”. Lapidarnie i genialnie.

Kaczyński ze swoją sadystyczną mimiką, określający politycznego rywala mianem „wroga ludu”, wpisuje się na czarną listę przywódców, którym demokracja przeszkadzała w rządzeniu państwem, dlatego ją unicestwiali. Dla tego rodzaju przywódców nieodzowny jest wróg – jeśli fizycznie go nie ma, należy go znaleźć. Dla Hitlera wrogiem byli Żydzi, którzy rzekomo mieli stanowić śmiertelne zagrożenie dla narodu niemieckiego. Dla Stalina wrogami byli trockiści, szkodnicy oraz ideologiczni odszczepieńcy – każdy obywatel mógł być oskarżony i skazany. Dla Pol Pota, zwanego „Bratem Numer Jeden”, twórcy najskrajniejszej formy totalitaryzmu w całej historii ludzkości, wrogami byli intelektualiści oraz każdy, kto nosił okulary. Istotną cechą ideologii Czerwonych Khmerów był nacjonalizm oraz „zduszanie” miast.

Dla Kaczyńskiego wrogiem nr 1 jest oczywiście Tusk, ale przedtem także postkomuniści, którzy „wkładali kij w szprychy wolnej Polski”, liberałowie, lewacy, miejskie „łże-elity”, środowisko LGBT, „kasta sądownicza” i… kobiety, „które za mocno dają w szyję”. Po ostatnim jego wystąpieniu, w którym nazwał Donalda Tuska „wrogiem ludu”, zacząłem się bać prezesa PiS, choć z natury nie jestem specjalnie strachliwy.

Wróć