Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Niespodzianka z Włocławka

07-02-2018 20:30 | Autor: Wojciech Dąbrowski
Miło stwierdzić, że ciekawe produkcje artystyczne powstają nie tylko w stolicy i renomowanych ośrodkach kultury (Kraków, Wrocław, Trójmiasto), ale praktycznie wszędzie, o ile chcą współpracować ze sobą utalentowani twórcy i artyści.

Taką niebanalną propozycją zaskoczył w ostatnią niedzielę (3 lutego) w Teatrze Za Dalekim w Domu Sztuki nieznany dotąd ursynowskiej publiczności Teatr Impresaryjny im. Włodzimierza Gniazdowskiego z Włocławka, prezentując spektakl muzyczny Szesnaście róż. Właściwie był to recital Katarzyny Anzorge, aktorki znanej z seriali telewizyjnych (Ojciec Mateusz, Egzamin z życia), zwyczajna – wydawałoby się na pierwszy rzut oka – składanka kilkunastu piosenek. A jednak… pomimo dość karkołomnego zestawu utworów z tekstami Agnieszki Osieckiej (Okularnicy, Wariatka tańczy), Mariana Hemara (Filozofia małżeńska), Magdy Czapińskiej (W moim magicznym domu), Jonasza Kofty i Jeremiego Przybory (Walczyk przy ognisku z Kabaretu Starszych Panów) udało się je zgrabnie powiązać w spójną całość, tworząc widowisko ciekawe i urozmaicone, o zmiennym nastroju, raz zabawne, raz wzruszające, z zaskakującym finałem włącznie.

Pomysł scenarzysty i reżysera (dyrektor teatru Jan Polak) okazał się trafny. Rocznica ślubu – jak czytamy w programie – stała się pretekstem do odkrycia kilku małżeńskich tajemnic, co w efekcie stworzyło wielobarwny, zabawny, serdeczny i ironiczny obraz związku małżeńskiego, I to się udało! Wartki monolog, zwroty akcji, kilka bardzo zabawnych i pomysłowych skojarzeń, interakcja z widownią, to niewątpliwe zalety słowa wiążącego, choć autor nie ustrzegł się nieco słabszych fragmentów, kilku mielizn i banałów.

Atutem spektaklu było opracowanie muzyczne i aranżacje (Piotr Matuszkiewicz), oszczędne, nastrojowe i urozmaicone, ale jak się ma takie nazwisko, nie może być inaczej. Wokalistka dobrze radziła sobie z ambitnym i trudnym repertuarem. Nadała wybranym piosenkom nową interpretację, nie naśladując pierwowzorów. Szczególnie wyróżniłbym w jej wykonaniu Wariatkę (muzyka: Seweryna Krajewskiego do słów Agnieszki Osieckiej) z repertuaru Maryli Rodowicz i Katarzyny Groniec oraz Brzydkich (muzyka: Krzysztof Ścierański, słowa: Jan Wołek) z repertuaru Grażyny Łobaszewskiej. Piosenkę Hanny Banaszak (W moim magicznym domu, muzyka Janusza Strobla) musiała na życzenie publiczności bisować. Czegoś zabrakło mi w Okularnikch, ale pewnie dlatego, że wciąż mam w uszach pierwsze wykonanie w STS-ie Kazimiery Utraty, a potem nagranie w latach 90. Kory Jackowskiej.

Widownia wypełniona była po brzegi, sam burmistrz zaszczycił spektakl swoją obecnością, ale skoro Urząd Dzielnicy imprezę sfinansował, to burmistrz wie, co dobre.

Najmniej podobała mi się scenografia (Dorota Glówczyńska i Dariusz Piotrowski). Rozumiem, że teatr objazdowy musi mieć dekoracje oszczędne, łatwe do rozstawienia i przewożenia, ale rodzaj piwnicznego regału przypominającego składaną torbę podróżną raził moje poczucie estetyki. Zgadzam się, że dekoracje powinny być proste i symboliczne, ale przy bardzo dobrej muzyce i poetyckich tekstach wolałbym coś bardziej eleganckiego i wyrafinowanego. Podobne zastrzeżenia budziła we mnie kreacja bohaterki wieczoru (kostium zaprojektowany przez Leokadię Anzorge), ale panie wychodzące po spektaklu przekonywały mnie gorąco, że się mylę i same chętnie włożyłyby taką sukienkę. Cóż, najwyraźniej nie znam się na kobiecej modzie.

Wróć