Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Nieznośny byt niepoprawnej poprawności

22-02-2023 20:45 | Autor: Tadeusz Porębski
Zupełnie niepostrzeżenie cywilizowany świat opanowała poprawność. Rozróżnia się dwa jej podstawowe rodzaje: językową i polityczną. Językowa to umiejętność polegająca na używaniu każdego elementu języka zgodnie z przyjętymi normami językowymi. Trochę masło maślane, dlatego normy można sobie zmieniać wedle własnego widzimisię. I tak, pani politolog już nie jest formą poprawną – teraz jest ona politolożką. Pani minister to obecnie ministra, pani premier – premierka, a pani burmistrz – burmistrzyni. To są feminatywy, czyli żeńskie nazwy osobowe i żeńskie nazwy wykonawców zawodów. W Polsce nastroje społeczne względem feminatywów są mocno spolaryzowane – jedni zaciekle bronią, inni wyśmiewają, postrzegając je jako śmieszne, infantylne i zideologizowane. Osobiście widzę na tym polu metodologiczny chaos, brak jakichkolwiek norm.Na razie bronią się przed feminatywami stopnie wojskowe, bo do kobiety w stopniu majora nie wypada meldować per „pani majorko”, gdyż kojarzyłoby się to z piękną słoneczną wyspą na Morzu Śródziemnym. Trudno też byłoby wypowiedzieć w wojsku słowa pani generałko lub pani sierżantko. Ale feministki to twarde sztuki, więc pewnie i na tym polu nie odpuszczą.

Dla mnie o wiele bardziej irytująca jest wyniesiona dzisiaj na orbitę okołoziemską poprawność polityczna, czyli „unikanie wypowiedzi lub działań, które mogłyby urazić jakąś mniejszość, np. etniczną, religijną lub seksualną”. Tak więc wypowiedzenie dzisiaj słowa Murzyn to towarzyska dyskwalifikacja. Kilka pokoleń Polaków uczyło się z elementarza wierszyka Juliana Tuwima pt. „Bambo”. Wedle zasad dzisiejszej poprawności, wierszyk jest tak obrazoburczy, że za publiczny odczyt można zostać oskarżonym i trafić do kryminału nawet na 3 lata (art. 257 kk). Jednak zaryzykuję, bo mało kto pamięta treść wierszyka, pisanego przecież przez Tuwima w dobrej wierze: „Murzynek Bambo w Afryce mieszka, czarną ma skórę ten nasz koleżka. Uczy się pilnie przez całe ranki ze swej murzyńskiej pierwszej czytanki. A gdy do domu ze szkoły wraca psoci, figluje – to jego praca. Aż mama krzyczy: „Bambo, łobuzie!”, a Bambo czarną nadyma buzię. Mama powiada: „Napij się mleka”, a on na drzewo mamie ucieka. Mama powiada : „Chodź do kąpieli”, a on się boi, że się wybieli. Lecz mama kocha swojego synka, bo dobry chłopak z tego Murzynka. Szkoda, że Bambo czarny, wesoły nie chodzi razem z nami do szkoły”.

Boże drogi… „na drzewo ucieka… a on się boi, że się wybieli”. Oby tylko jakiś mocno poprawny typek nie oskarżył mnie o „znieważenie grupy ludności”. Na swoje usprawiedliwienie mogę zaznaczyć, że choć wychowałem się m. in. na takiej lekturze obowiązkowej, to jednak nie stałem się rasistą i uważam Ku-Klux-Klan za organizację przestępczą.

Dzisiejsza poprawność zabrania państwu zabijać w imieniu prawa, dlatego taki Anders Breivik, który w 2011 roku na wyspie Utoya zastrzelił z zimną krwią 77 uczestników norweskiej młodzieżówki, siedzi w luksusowej celi, skarży się na zimną kawę i wytacza rządowi proces o to, że nie może dostać najnowszej wersji Play Station. I rząd wypłaca mu 33 tys. koron zadośćuczynienia! Breivik nie chciał przeprosić rodzin swoich ofiar zabitych na wyspie Utoya. Jego zdaniem masakra była konieczna. Tylko 21 lat więzienia w luksusowych warunkach za zamordowanie 77 młodych ludzi, którzy mieli przed sobą całe życie? I to ma być ta poprawność zgodna ze społecznym poczuciem sprawiedliwości? Nie dla mnie. Taka poprawność obowiązuje jedynie w zamożnej i częściowo zdegenerowanej moralnie Europie. W kolebce demokracji, czyli USA, obowiązuje częściowo – w 27 stanach pan Breivik skończyłby na stole w celi śmierci z igłą w żyle, a w pozostałych stanach w jednym z cieszących się ponurą sławą więzień typu Supermax (okno w celi 70 cm na 1 metr, 800 śluz i bramek, betonowe łoże i 23 godziny na dobę w monitorowanej celi). Podobnie byłoby w Japonii, gdzie cywilizacja i poprawność widać jeszcze nie dotarły, bo wykonywana jest tam kara śmierci. Niewiele poprawności mamy w Ameryce Łacińskiej i Południowej, jeszcze mniej w Azji, a w Afryce w ogóle. Polska należy terytorialnie do zamożnej i częściowo zdegenerowanej moralnie Europy, mamy więc u nas bardzo dużo poprawności. Nie wypada nazwać czarnoskórego Murzynem, bo traktowane to jest jak obelga. Nie wypada głośno nazwać Żyda Żydem, bo zaraz zrobią z ciebie antysemitę. Owszem, można bezkarnie dworować sobie z żabojadów, makaroniarzy, pepików czy kacapów, ale nawet niewinne słowo Icek jest u nas traktowane jako niepoprawność.

Po Holokauście Żydzi zrobili z siebie coś w rodzaju gatunku podlegającego specjalnej ochronie, jak – nie przymierzając – okapi, gnu pręgowane, czy lemur pstry. Wybitny projektant mody John Galliano, kawaler Orderu Imperium Brytyjskiego, upił się był pewnego razu w paryskiej knajpie i obraził Żydówkę nazywając ją „brudną żydowską mordą”. Musiał na wiele lat pożegnać się ze światem mody. Ciekawe, czy takie samo odium spadłoby na niego, gdyby użył określenia „brudna polska (niemiecka, ruska, włoska, etc.) mordo”?

Doprowadzana do przesady poprawność pozwala cieszyć się życiem masowemu mordercy Breivikowi, czy u nas niejakiemu Grzegorzowi Szelestowi – typowi kompletnie zdeprawowanemu, bezlitosnemu zabójcy trzech młodych kobiet i strażnika bankowego. W sobotę 3 marca 2001 roku, wraz z dwoma wspólnikami, dostał się on podstępem do filii Kredyt Banku w Warszawie przed jej otwarciem i po kolei likwidował strzałami w tył głowy zjawiające się w pracy kasjerki. Niczym gestapowiec. Mariola Młynarska (29), Agnieszka Radulska (29) i Anna Zembaty (33) błagały go o litość. Szelest z pełnym cynizmem obiecywał, że przeżyją, a w skarbcu kolejno strzelał im w głowy. Nie miał dla nich grama litości. Natomiast państwo polskie wykazało się poprawnością i okazało katowi litość, skazując go na dożywocie z możliwością ubiegania się o warunkowe po odsiedzeniu 40 lat. W dniu ogłoszenia wyroku Szelest miał tylko 24 lata, więc jest spora szansa, że zakosztuje jeszcze świeżego powietrza. I to jest moim zdaniem siarczysty policzek dla społeczeństwa i tak zwanej sprawiedliwości. Mam uwierzyć, że zimnokrwisty zabójca, likwidujący po kolei błagające o litość młode kobiety strzałami w tył głowy, może kiedykolwiek zostać zresocjalizowany? Nigdy w to nie uwierzę i nie dla mnie taka poprawność i taka sprawiedliwość. Jestem zdeklarowanym zwolennikiem wymierzania kary śmierci wyjątkowo brutalnym i zdeprawowanym mordercom. Tak jak praktykuje się to w połowie amerykańskich stanów i w Japonii – krajach przecież cywilizowanych, bogatych i postępowych.

Do czego może prowadzić zbytnio rozdęta poprawność polityczna? Często zaglądam na stronę ogólnopolskiego, niezależnego miesięcznika publicystyczno – informacyjnego „Sprawy Nauki”. To poważne medium o zabarwieniu naukowym traktujące m. in. o organizowaniu i finansowaniu badań oraz związkach nauki z gospodarką i sztuką. Wywód Anny Leszkowskiej jest naprawdę godny głębokiej zadumy: „Na przykładzie fenomenu poprawności politycznej objawia się destrukcyjna i złowroga funkcja ideologii. Na początku broniąca słusznej sprawy, rychło wchodzi w mariaż z kontrolą, narzucając na drodze przymusu mentalnego jeden sposób widzenia i postępowania. Takie ideologizacje – jak uczy doświadczenie historyczne – prowadzą zawsze do katastrof totalitarnych”, pisze autorka. Ja akurat już dawno wyczułem, że tzw. polityczna poprawność narzuca, jak i o czym wolno mi mówić, a o czym nie wolno. Działa na mnie jak czerwona płachta na byka. Jakaś anonimowa grupa wytycza coraz to nowe standardy językowe i nakazuje nam ich przestrzegać. Jestem śmiertelnym wrogiem przymusu, indoktrynacji, ideologizacji i… politycznej poprawności, dlatego ani mi w głowie przestrzeganie nadmiernie wydumanych standardów. Wolność w największym zakresie, ograniczona jedynie przepisami prawa stanowionego, których ram ściśle określonych kodeksami nie wolno człowiekowi przekraczać – to jest mój świat. Dlatego nigdy nie dam zakuć się w kajdany przesadnej poprawności, która zakazuje m. in. używania w publicznej debacie słów Murzyn, Żyd czy Cygan i nie wiedzieć czemu nakazuje zastąpienie ich słowami Afroamerykanin, Izraelita i Rom.

Wróć