Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

O rety, jak wykorzystać budżety?

22-06-2022 21:17 | Autor: Maciej Petruczenko
Dzieje narodów wolnych są jedynym obiektem godnym uwagi historyków; dzieje narodów uciskanych przez tyranów są jedynie zbiorem dowcipów – tak powiedział Nicolas Sébastien Roch Chamfort (1741 – 1794), nieślubny syn wiejskiego księdza, swego czasu student seminarium duchownego w Paryżu, potem guwerner, literat, zwolennik idei Jeana-Jacquesa Rousseau i chyba w nazbyt dużym stopniu stronnik jakobinów. Niemniej, dopełniając celną myśl Chamforta, przypomnę wypowiedź jednego z dobrze znanych nam polityków, który w imieniu swojego ugrupowania ogłosił kilka lat temu z mównicy: „Nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne”.

Komuś może się wydawać, że tę oficjalną wypowiedź traktuję jako dowcip. Otóż nic podobnego. Przyjmuję ją do dzisiaj jak najbardziej serio. Bo też jej autor bynajmniej w publicznych wypowiedziach, a także w realnych posunięciach nie żartuje.

Wedle Chamforta, despotyzm to taki ustrój, w którym wyższy jest upodlony, najniższy zaś poniżony. Chamfort – w swoich rozlicznych przemowach – zdobył się też na takie oto celne spostrzeżenie: „Społeczeństwo ma prawo mówić głupstwa, ministrowie mają prawo je robić”... I znowu zwracam uwagę, że to tylko taka refleksja ogólna sprzed lat i nie adresuję jej do któregokolwiek z ministrów RP, którzy – jak wynika z niektórych serwisów informacyjnych – są po prostu bezbłędni. Zwłaszcza wtedy, gdy wprowadzają New Deal – à la polonais, czyli Polski Ład, na którego reklamę rząd słusznie wydał ciężkie miliony złotych, jakkolwiek sam teraz, ustami premiera Mateusza Morawieckiego, sens tej reformy fiskalnej podważa. Kiedyś mawiało się, że to jest partyjna samokrytyka. I wprost trudno uwierzyć w powrót tego dawno już zapomnianego zjawiska.

Jeżeli zaś ktoś ze sfer rządowych, niezadowolony z mych słów, zagrozi mi procesem sądowym i ewentualnym skazaniem, to przypomnę mu, że – na moje szczęście – gilotyna u nas nie działa, a palenie na stosie już dawno wyszło z mody.

Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zdradził niedawno, że w młodych latach miał opinię mężczyzny, który używa kobiet ile wlezie i przydał sobie może mało romantyczne, ale nadzwyczaj trafne określenie w tej materii. Oficjalne media od razu zagrzmiały zjadliwą krytyką, wypowiadając się zapewne w imieniu kogoś, kto postępuje wprost przeciwnie do Trzaskowskiego. Jurek Owsiak, który zawsze starał się działać dla dobra ludzi, rozstrzygnąłby ewentualny spór w tej kwestii bardzo prostą radą: róbta co chceta! Bo jeden lubi ogórki, a drugi – wójta córki.

Ten może cokolwiek skomplikowany wywód prowadzę jedynie w tym celu, żeby w miarę zrozumiale wyrazić swoje odczucia co do Budżetu Obywatelskiego. Wydaje się, że jest to wynalazek pasujący jak ulał do idei samorządu terytorialnego. Kiedyś rządzący byli zupełnie innego zdania, jeśli chodzi o wtrącanie się obywateli w sferę władzy, stąd niezapomniane powiedzenie: co wolno wojewodzie, to nie tobie – smrodzie. A teraz proszę, kawę na ławę! Pragniesz obywatelu urządzić coś dla swojego i cudzego dobra, to przesyłaj projekt do odpowiedniej instancji. Tym sposobem osoby zwykle całkowicie bezradne mogą być mądrzejsze od radnych. Demokracja bezpośrednia odnajduje jak gdyby swoją nową formę. Oczywiście, nie ma takiej instytucji, która działałaby bezbłędnie, więc już się zdążyliśmy przekonać, że nie wszystkie pomysły zmierzające do wykorzystania pieniędzy z Budżetu Obywatelskiego są strzałem w dziesiątkę.

„Gazeta Wyborcza” informuje, że ci, którzy w 2021 roku protestowali w obronie prześladowanego sędziego Igora Tuleyi, zorganizowawszy blokadę Sądu Najwyższego, dostali „wyroki nakazowe” za niszczenie trawnika poprzez jego długotrwałe deptanie”. I nic tylko przyklasnąć sądowi, który słusznie postąpił z tymi przestępcami tak samo, jak kiedyś w Ameryce postąpiono z gangsterem numer jeden Alem Capone, skazując go nie za kradzieże i morderstwa, tylko za niepłacenie podatków. No bo powiedzmy sobie szczerze: czymże jest gwałt na Konstytucji RP i podważanie niezależności sędziów wobec deptania trawników? To ostatnie jest tak nieekologiczne, że nawet najwyższy wymiar kary wydaje się tu stanowczo zbyt niski.

W tej sytuacji widziałbym poważne zadanie dla twórców Budżetu Obywatelskiego. Wprawdzie jest to posunięcie tylko lokalne, ale nie ma mam najmniejszych wątpliwości, że pomysł sfinansowania samosądów, dokonywanych na takich okrutnikach jak deptacze trawników, spotkałby się ze stuprocentową akceptacją społeczeństwa Warszawy. Mamy już znakomite ogólnopolskie pomysły, takie jak pisanie nazwy własnej POWSTANIE WARSZAWSKIE małymi literami. Bo czyż można je uważać za coś ważniejszego niż „powstanie z miejsc”? Idźmy więc tym tropem i np. w ramach zachęcania młodzieży do wiary w Boga, wprowadźmy w Warszawie obowiązkową naukę religii, nakazanej przez ministra edukacji i nauki, zwanego kiedyś ministrem oświaty, dziś zaś uważanego przez niektórych za ministra zaciemnienia. Jestem również za tym, by realizując wspomniane hasło „róbta co chceta”, poprosić Radę Warszawy o łaskawe pozwolenie: mówta co chceta. Byłoby to przyklepanie zwyczaju, przyjętego już przez wielu uczonych profesorów, a nawet przez premiera Mateusza Morawieckiego i jak najczęstsze stosowanie takich innowacyjnych form gramatycznych jak „półtorej metra” albo „z nas dwojga ja jestem lepszy” – w wypadku, gdy w imieniu dwóch piłkarzy wypowiada się jeden z nich. Zagadnięty przez mnie „w tym temacie” profesor Jerzy Bralczyk oświadczył z rozbrajającą szczerością: jeśli im się wydaje, że takie wypowiedzi brzmią bardziej uczenie, to niech oni tak mówią.

No właśnie. Polska to wciąż wolny kraj. I – jak widać również na szczeblu ogólnopolskim, z budżetem państwa można robić, co się komuś tylko podoba. A miliard złotych na plus, czy miliard na minus – to przecież coś niemające jakiegokolwiek znaczenia. Na koniec jednak powiem całkiem serio. Podoba mi się pomysł, by na Ursynowie jak najczęściej odbywały się występy artystyczne opłacane wyłącznie przez władze, nie przez publiczność. Dlatego już teraz apelowałbym o taki występ potrójnej laureatki Festiwalu Opolskiego, ursynowskiej studentki Karoliny Lizer. Jej piosenka pt. „Czysta woda” to byłby dla mieszkańców dzielnicy czysty zysk.

Wróć