Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Ogier Va Bank nokautuje czołowe polskie folbluty w Nagrodzie St. Leger

02-09-2015 21:53 | Autor: Tadeusz Porębski
Zakupiony na Wyspach ogier Va Bank wygrał w ubiegłą niedzielę trzeci wyścigowy klasyk w tym sezonie wpisując się tym samym do elitarnego klubu tzw. koni trójkoronowanych. W nagrodzie St. Leger Va Bank nie dał rywalom żadnych szans.

Aby koń pełnej krwi angielskiej mógł wejść do elitarnego klubu "trójkoronowanych" musi w jednym sezonie wygrać trzy gonitwy klasyczne - Rulera (1600 m), Derby (2400 m) i St. Leger (2800 m), co jest zadaniem niebywale trudnym, choćby ze względu na dużą dystansową rozpiętość tych wyścigów. Kolejną trudnością jest utrzymanie konia najwyższej formie od maja aż do końca sierpnia. Dlatego w powojennej historii polskiego turfu mieliśmy do ubiegłej niedzieli ledwie jedenaście koni "trójkoronowanych". W 1948 r. Potrójną Koronę wywalczył ogier Ruch, później wygrywały ją m.in. ogiery Solali, Czerkies i Krezus oraz fenomenalna Dżamajka, jedyna klacz, której udało się dokonać tej trudnej sztuki. Ostatnim "trójkoronowanym" był w 2011 r. wybitny Intens, który prawie w każdym starcie bił rekordy toru. Potrójnej korony nie zdołały wywalczyć tak znakomite wyścigowce jak np. Pawiment, Czubaryk, Omen, czy Ruten, które potrafiły wygrywać silnie obsadzone gonitwy na Zachodzie.

Wyhodowany w SK Iwno Pawiment wygrał dwie gonitwy klasy Patter Race (dzisiejsze G1) - Grosser Preis von Europa (Kolonia) i Gran Premio del Jockey Club Italiano (Mediolan) gdzie rozbił stawkę wygrywając łatwo aż o 7 długości. Jak dotychczas żaden trenowany w Polsce koń nie zbliżył się do poziomu Pawimenta, jeśli chodzi o prestiż wygranych na Zachodzie wyścigów. Trenowany przez Macieja Janikowskiego Va Bank nie zaznał w karierze goryczy porażki, wygrał lekko wszystko, co było do wygrania i chyba powinien spróbować swoich sił w gonitwach klasy listed na Zachodzie, bo w Polsce  ten wybitnie utalentowany ogier nie ma już z kim się ścigać.

Z ważniejszych wydarzeń minionego mityngu na Służewcu należy odnotować niespodziewany triumf trenowanej przez Michała Romanowskiego klaczki Ihaveadream w Gonitwie Ursynowskiej o Puchar Burmistrza Roberta Kempy, łatwą wygraną arabskiej klaczki Ofirka Fata w nagrodzie Orli, triumf klasowej Kundalini w nagrodzie Krasnego oraz spektakularną wygraną klaczy Tankredi, który pokonała dystans 1200 m w czasie 1`10,3 sek.! Jest to drugi w historii Służewca czas na tym dystansie, tylko o 0,3 sek. gorszy od rekordu toru należącego od 2013 r. do ogiera Snowywhite. Piekielnie szybka Tankredi trenowana jest we Wrocławiu przez Elwirę Porębną i Josefa „Pepo” Sedlačka. Konie trenowane przez tę parę notują coraz więcej sukcesów, także za granicą. W niedzielę 23 sierpnia klacz Meadow Rose wywalczyła w 9-konnej stawce drugie miejsce w wyścigu "Sommerpreis des LRRS" na dystansie 1300 m rozegranym na torze w Lipsku. Czas gonitwy wyborny (1`17,7). Szkoda, że Porębna i Sedlaček to jedni z nielicznych wrocławskich trenerów, którzy potrafią wygrywać nie tylko na prowincjonalnych Partynicach, ale są poważną konkurencją także dla trenerów służewieckich, którzy przybyszom spoza stolicy stawiają poprzeczkę bardzo wysoko.

Natomiast na Służewcu wyrasta nowa trenerska gwiazda specjalizująca się w przygotowywaniu do wyścigów koni arabskich czystej krwi. Podopieczni pani Kamili Urbańczyk robią ostatnio na torze prawdziwą furorę. Ogier Ussam de Carrere zaskoczył w prestiżowej nagrodzie Europy całą Polskę zajmując drugie miejsce i wywołując wstrząs w końskim totalizatorze. 11-letni już wałach Dar Duni gromi teoretycznie lepszych od siebie rywali w świetnych czasach i ma już w tym sezonie na koncie 3 wygrane gonitwy. W świetnym stylu wygrywały także dwa kolejne wałachy - Sangus i Fidelio von Südbaden. Kompletnie nie liczona, bo dotychczas osłaniająca tyły klacz Om Darshaana, po przejściu do stajni pani Urbańczyk zdeklasowała w ubiegłą sobotę rywali w wyścigu na 2200 m. To ostatnie wyścigowe wydarzenie jest ostatecznym potwierdzeniem, że sukcesy podopiecznych Kamili Urbańczyk nie są bynajmniej dziełem przypadku. To efekt rzetelnej roboty treningowej i wyjątkowo skutecznej metody trenowania arabów opracowanej przez tę utalentowaną kobietę pozostającą dotąd w cieniu innych służewieckich trenerów.

Triumf znakomitego Va Banka został nieco przyćmiony przez ciągle pogarszającą się atmosferę wydzielaną na wyścigowe środowisko przez urzędujące kierownictwo Polskiego Klubu Wyścigów Konnych. Powołany mocą sejmowej ustawy i nadzorowany przez ministra rolnictwa PKWK ma m.in. za zadanie ustalanie warunków rozgrywania gonitw oraz czuwanie nad ich przestrzeganiem, działanie na rzecz umacniania i doskonalenia hodowli koni oraz działanie na rzecz rozwoju wyścigów konnych. Prawdopodobnie to ostatnie zadanie zostało sprytnie wykorzystane przez prezeskę PKWK Agnieszkę Marczak, aby uzasadnić dofinansowanie w 25 proc. z klubowej kasy wyjazdu 25 członków Rady PKWK na październikową gonitwę Łuk Triumfalny w Paryżu. Stugębna plotka głosi, że coraz ostrzej krytykowana i zagrożona odwołaniem Marczak miałaby w ten sposób zaskarbić sobie sympatię członków rady i sparaliżować planowane uchwalenie wniosku do ministra o jej odwołanie z pełnionej funkcji. Ile jest w tym prawdy nie wiadomo, faktem jednak jest, że dofinansowanie pobytu w Paryżu dziwnie zbiega się z informacjami o rychłym odwołaniu Marczak.

Jest bardzo prawdopodobne, że członkowie Rady PKWK tracą cierpliwość i wykazują coraz mniejszą pobłażliwość, jak idzie o sposób kierowania przez Marczak polskim jockey clubem. Prezeska, mimo idących już w setki protestów i skarg na urzędnika opracowującego cotygodniowy handicap generalny dla koni ścigających się na polskich torach, nadal toleruje radosną twórczość tego człowieka. Przykłady jego niekompetencji można mnożyć, ale jeden z nich wprost jeży włos na głowie.

Wrocławska klacz Eria miała na progu tegorocznego sezonu ustalony handicap 49 kg, natomiast służewiecki ogier Trawers - 58 kg. Przez cztery miesiące Trawers wygrał 3 gonitwy, w tym jedną płotową, dwukrotnie zajmował drugie miejsca i zgromadził łącznie na swoim koncie prawie 34 tys. zł. Eria w sześciu startach tylko raz stanęła na podium (III miejsce na prowincjonalnym torze w Leipzig w wyścigu najniższej grupy), trzykrotnie była czwarta, raz piąta i raz siódma, a majątek klaczy w bieżącym sezonie, włącznie z wygranymi w Leipzig 600 euro, wynosi dzisiaj około 4 tysięcy polskich zł. Tak więc pozbawiona sukcesów i legitymująca się chudziutkim kontem Eria zasługuje dzisiaj zdaniem pana handikapera aż na 60,5 kg, natomiast triumfator trzech gonitw z prawie 34 tys. zł wygranych nagród tylko na 63 kg, czyli ledwie 2,5 kg więcej. Jest to rażąca dysproporcja dyskwalifikująca tak osobę handikapera, jak i stosowaną przez niego metodykę. Tymczasem pani prezes jest głucha na potęgujące się protesty trenerów oraz właścicieli koni, mimo że uprawiana przez handikapera radosna twórczość może wypaczać wyniki gonitw, a tym samym szkodzić polskim wyścigom konnym.

Jako dziennikarz na bieżąco komentujący w gazecie wyścigowe mityngi mam nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek piętnowania patologii. Ostatnio apelowałem, aby Agnieszka Marczak publicznie odniosła się do ewidentnego falstartu (foto na portalu "zmdom") jaki miał miejsce podczas rozgrywanej we Wrocławiu prestiżowej gonitwy Oaks. Mój apel w poważnej sprawie dotyczącej wyścigów konnych pozostał bez echa. Czas więc na zmianę taktyki. Będę zadawał pani prezes pytania w trybie ustaw prawo prasowe oraz o dostępie do informacji publicznej. Będzie musiała mi odpowiadać na piśmie, ponieważ w innym przypadku złamie ustawowe zapisy i będę zmuszony zgłaszać sprawę do prokuratury oraz wnosić pozwy do WSA. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. W ramce pierwsze z długiego katalogu pytań do PKWK, na które chcę uzyskać odpowiedź. Oczywiście opublikujemy ją na naszych łamach.

Wróć