Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Orzeł Biały i czasy chwały

07-11-2018 21:15 | Autor: Maciej Petruczenko
Właśnie nam się zamyka stulecie od czasu odzyskania przez Polskę niepodległości. Wprost idealna to okazja do podsumowania samodzielnych osiągnięć państwa polskiego w ogóle, a jego obywateli w szczególności.

Czyśmy potrafili dać sobie radę bez kierowniczej roli Rosjan, Austriaków, Niemców, również w pruskim wydaniu? Czy już możemy z ręką na sercu powiedzieć, że nasi sąsiedzi z zachodu nie mają prawa opatrywać zwrotu „polnische Wirtschaft” (polska gospodarka) ironicznym cudzysłowem, a na naszej wsi nie używa się powiedzenia, że „jest niemal tak dobrze jak za cara”?

Na pewno warto dziś wysłuchać opinii świadka epoki, rówieśnika Niepodległej, naszego sąsiada z Wyczółek – stuletniego Kazimierza Laskowskiego (rozmowa z nim na str. 6), który przypomina, że to nie szlachecka Rzeczpospolita bynajmniej, tylko car wyzwolił jego prapradziadka z pańszczyzny i uwłaszczył na kilkudziesięciu morgach. My zaś możemy sobie ironizować po latach, iż II Rzeczpospolita w gruncie rzeczy gówno dała chłopom – bo tak naprawdę wielkim plusem było jedynie to, że za sprawą premiera Sławoja Felicjana Składkowskiego polska wieś wyposażyła się w drewniane szalety („sławojki”) i skończyło się wreszcie załatwianie potrzeb fizjologicznych „za stodołą”. Trochę to można porównać z nieco podobną, aczkolwiek przeprowadzoną na innym polu akcją za komuny – „Tysiąc szkół na tysiąclecie państwa polskiego”. Złośliwi mogą oczywiście zauważyć w tym kontekście, że II RP była w gruncie rzeczy do d....py, podczas gdy PRL niosła narodowi kaganek oświaty. No bo każdy patrzy ze swojego punktu widzenia.

Druga Rzeczpospolita powstała na zrębie organizacyjnym pozostawionym przez zaborców i musiała na przykład korzystać z kadry oficerskiej wyszkolonej jeszcze przez cara, której przedstawiciel, kapitan żeglugi na Morzu Czarnym Otto Gordziałkowski uratował nawet jego dzieci w pierwszej fazie Rewolucji Październikowej, by potem przywieźć statkiem cały szwadron kawalerii do Gdyni, a w 1928 wystartować na Igrzyskach Olimpijskich w Amsterdamie jako reprezentant Polski w wioślarstwie. Dzisiejsza RP usiłuje natomiast sztucznie walczyć z dawno już obaloną komuną. Spostponowała otóż ostatnio obniżeniem emerytury wyrosłego jeszcze w czasach PRL asa wywiadu Gromosława Czempińskiego, który w 1990 w Iraku kierował słynną operacją Samum, ratując agentów USA, za co Amerykanie umorzyli ponoć Polsce połowę zagranicznego zadłużenia (16 mld dolarów). Równie dobrze obecni władcy mogliby spostponować legendarnego Agenta nr 1 z czasów drugiej wojny światowej, działającego w Grecji współpracownika wywiadu polskiego i brytyjskiego Jerzego Iwanowa-Szajnowicza – tylko za to, że był synem carskiego pułkownika. A przecież facet wysadził w powietrze cały pakiet niemieckich statków nawodnych i podwodnych, siedzibę NSDAP w Atenach, a na dodatek doprowadził do zniszczenia aż 400 hitlerowskich samolotów...

Oczywiście, po wielu latach można też zarzucić niejakiemu Józefowi Piłsudskiemu, że za młodych lat był socjalistą i terrorystą, napadającym na pociągi i że w maju 1926 obalił legalną władzę w Polsce, dokonując krwawego zamachu stanu (kilkaset śmiertelnych ofiar). Można się również czepiać Władysława Andersa, kolejnego oficera jeszcze z carskiego naboru – że się ostro przeciwstawiał w 1944 rozpoczęciu Powstania Warszawskiego, które – jak słusznie przewidywał – zostało przegrane, podczas gdy on, kilka miesięcy wcześniej, wygrał bitwę o Monte Cassino.

Posadziwszy tyłek wygodnie w fotelu, łatwo bowiem dokonywać historycznych osądów, skoro dzisiejsze grzebanie w archiwach nie niesie nawet najmniejszego ryzyka. I kto chce, niech ocenia na przykład świetnego pisarza, autora esejów historycznych („Polska Piastów”, „Polska Jagiellonów”....) Pawła Jasienicę (właściwie Leona Lecha Beynara), zastanawiając się, czy działający w oddziale słynnego „Łupaszki” Beynar uczestniczył po części w zbrodniczych dokonaniach, czy wyłącznie w walce o wolną Polskę?

Jedni będą wspominać funkcjonującą w zabytkowej willi (wg projektu Marconiego) przy Puławskiej restaurację Baszta jako legendarny lokal, w którym gościł pierwszy człowiek na Księżycu Neil Armstrong, inni zaczną natomiast narzekać, że było to ulubione miejsce spotkań peerelowskich esbeków. Jednym wciąż może się podobać polski Art Buchwald, obecny mieszkaniec Konstancina Jerzy Urban – jako bohater Października 1956, publikujący odważne teksty w „Po prostu”, innych zaś zbrzydzi sam dźwięk nazwiska „rzecznika stanu wojennego”, wydającego dzisiaj tygodnik „Nie”, ostrzegający już w nadtytule, że „czasopismo zawiera wulgarne słowa oraz nieprzyzwoite, a nawet antyrządowe i przeciwkościelne treści”.

Niezależnie jednak od perspektywy, z jakiej spoglądamy na minione sto lat i na to, że w tym okresie doczekaliśmy się papieża Polaka, pod jednym względem wszyscy rodacy zechcą na pewno się zgodzić: przepędzenie czarnych orłów przez Orła Białego wzbudziło wielką radość w 1918, a i teraz wprawia nas w podobną euforię. Tyle że trochę zapominamy już, iż II Rzeczpospolita była jeszcze państwem wielonarodowym, w którym mieliśmy przede wszystkim bardzo duży procent ludności żydowskiej i ukraińskiej. Ta pierwsza domagała się w chwili odzyskania niepodległego bytu przez Polskę – o wiele większej autonomii niż dostała, ta druga zaś – już na wstępie walczyła z Polakami o Lwów i inne miasta, co do dziś budzi konflikty między obu narodami.

Konfliktów na tle politycznym nam zresztą wciąż nie brakuje. Stąd bezładne miotanie się władz państwa w obliczu zaplanowanego przez narodowców w stolicy Marszu Niepodległości, na który najpierw prezydent RP wszystkich zaprosił, zaznaczając zaraz potem, że sam jednak w nim nie weźmie udziału, by wreszcie cztery dni przed 11 listopada ogłosić, iż – wobec zablokowania tego pierwszego przez rządzącą Warszawą Hannę Gronkiewicz-Waltz – zorganizuje wraz z premierem zupełnie inny marsz. Cóż pozostaje w tej sytuacji powiedzieć? Chyba tylko – idźcie z Bogiem.

Wróć