Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Osiołkowi w żłoby dano...

10-10-2018 22:44 | Autor: Tadeusz Porębski
Im bliżej wyborów samorządowych, tym częściej do mojej głowy zakrada się pytanie, na kogo zagłosować w wyborach na prezydenta Warszawy. A głosować muszę, ponieważ od 1989 r. uważam to za swój obywatelski obowiązek. Nader często wrzucałem do urny pustą kartkę, bo nie znalazłem na listach nikogo, komu z czystym sumieniem mógłbym dać kreskę.

Ale na wybory chodziłem i będę chodził, ponieważ w ten sposób daję sobie dużą dozę satysfakcji z bycia obywatelem świadomym społecznie i politycznie. W mojej ocenie polska scena polityczna to szambo, pełen szczurów tonący okręt. Przed każdymi wyborami polityczne szczury masowo uciekają z tonących okrętów moszcząc sobie gniazda na takim, który płynie pod pełnymi żaglami. Tego rodzaju zachowania stały się, niestety, normą w polskiej polityce.

Ostatnim przykładem jest pani Barbara Nowacka, kobieta, która, owszem, potrafi pięknie przemawiać, ale ogólnie. Niczym z zawodu dyrektor w kultowym filmie Stanisława Barei "Poszukiwany, poszukiwana". Nowacka zaczynała karierę jako zdeklarowana feministka o odchyleniu mocno lewicowym. Latem 2015 r. została współprzewodniczącą Twojego Ruchu, dołączając do Janusza Palikota. Kilka miesięcy później objawiła się jako liderka koalicji wyborczej Zjednoczona Lewica i kandydatka do Sejmu w okręgu warszawskim. W lutym 2016 r. została współzałożycielką lewicującego stowarzyszenia Inicjatywa Polska, by w czerwcu 2017 r. porzucić tonący Twój Ruch. We wrześniu 2018 r. niespodziewanie przystąpiła wraz z Inicjatywą Polską do Koalicji Obywatelskiej, w której dominatorem są liberałowie z PO.

Widać biedula zapomniała, że to właśnie PO pospołu z Nowoczesną odpowiadają za utopienie liberalizującego prawo do aborcji obywatelskiego projektu „Ratujmy kobiety”, którego liderką był nie kto inny jak Nowacka. Ledwie kilka miesięcy po tym haniebnym fakcie amatorka politycznych wędrówek bezwstydnie podłącza się do PO. Nie jestem w stanie pojąć przyczyn pójścia na tak zgniły kompromis. "Partia Razem, SLD i ludzie skupieni wokół Biedronia zakładają, że różnice między elektoratem lewicowym a linią Koalicji Obywatelskiej są na tyle istotne, że nie może być mowy o żadnym efekcie synergii w ewentualnej wielkiej koalicji" – pisze tygodnik "Newsweek". Czuję dzisiaj niesmak, bo w wyborach parlamentarnych w 2015 r. głosowałem na Nowacką. Ale nigdy więcej.

Przed każdymi wyborami niesmak staje się moim nieodłącznym towarzyszem. Pani Hanna Zdanowska, prezydent Łodzi, dopuściła się przestępstwa z kodeksu karnego, została prawomocnie skazana przez sąd i ani myśli, wzorem swoich zachodnich odpowiedników, odejść z polityki. Jej zdaniem, zarzuty były bzdurne, a ona sama czuje się niewinna, dlatego ubiega się o kolejną prezydenturę. Ciekawe, co na to łódzcy wyborcy. Jeśli Zdanowska osiągnie swój cel, będzie to sygnał, że w naszym kraju można mieć w papierach prawomocny wyrok za popełnienie przestępstwa natury kryminalnej, a mimo to wygrywać wybory na prestiżowe stanowiska w samorządzie. Hanna Gronkiewicz-Waltz, warszawska koleżanka partyjna Zdanowskiej, przyznała expressis verbis w jednym z wywiadów, że pod jej nosem w stołecznym ratuszu działała zorganizowana grupa przestępcza grabiąca komunalny majątek w tzw. aferze reprywatyzacyjnej. I co? I nic. Ona też czuje się niewinna i nadal pełni swoją funkcję.

Przykłady Zdanowskiej, Gronkiewicz-Waltz i wielu innych politycznych bankrutów z różnych ugrupowań spowodowały, że przynajmniej od dekady jestem politycznym sierotą, który głosuje wyłącznie na konkretne osoby, nie kierując się przy ich wyborze przynależnością partyjną. Do PiS jest mi tak daleko jak mniej więcej z Ursynowa do mojego ulubionego Ciechocinka. Do PO jeszcze dalej, bo nie mogę darować tej partii tolerowania przez lata reprywatyzacyjnego złodziejstwa, urbanistycznego chaosu w stolicy, hołubienia deweloperów kosztem mieszkańców, jak również buty prominentnych członków warszawskiej jaczejki tej partii. Tymczasem pole wyborczego manewru jest mikroskopijne – Rafał Trzaskowski albo Patryk Jaki. Pozostali kandydaci nie wchodzą w grę, ponieważ: po pierwsze, ich szanse na wygraną są bliskie zeru, po drugie zaś, nawet gdyby wygrali, nie wierzę w ich zdolność do sprawnego zarządzania metropolią bez mocnego zaplecza politycznego. No cóż, osiołkowi w żłoby dano, w jeden owies, w drugi siano.

Tak więc Trzaskowski, Jaki, albo... pusta kartka w urnie. Już tylko kilka dni do wyborów, a ja nadal jestem jak dziecko we mgle. Muszę przyznać, że w tym roku znalazłem się w wyjątkowo mocnych kleszczach. Zacząłem więc podchodzić do rzeczy metodycznie. Stworzyłem w komputerze dwie szale zawieszone na wadze. Na jednej Patryk Jaki, na drugiej Rafał Trzaskowski, obaj ze swoimi plusami i minusami. Co kilka dni coś dopisuję to jednemu, to drugiemu. Z coraz większym zaskoczeniem konstatuję, że wraz z upływem czasu szala przechyla się na korzyść... Patryka Jakiego, co wcale nie oznacza, że polecę kłusa do urny i na niego zagłosuję. Stwierdzam jedynie fakt.

Na korzyść Jakiego przemawia przede wszystkim zdławienie reprywatyzacyjnej ośmiornicy. Mocnym akcentem jest także novum w postaci podpisywania w kolejnych dniach pięciu najważniejszych zobowiązań w przypadku wygrania wyborów prezydenckich w stolicy. To się ludziom podoba, ponieważ podnosi wiarygodność kandydata. Podoba się również teledysk wyborczy, który stworzył wrocławski raper HCR Piotr Szota. Są tam sceny z udziałem Patryka Jakiego. Korzystnym, z punktu widzenia politycznego marketingu, są wędrówki kandydata PiS po warszawskich blokowiskach, które zamieszkuje duża część elektoratu niechętnego PO. Ale, o dziwo, Jaki został entuzjastycznie przyjęty także w Wilanowie, zamieszkałym w dużej części przez tzw. klasę średnią.

Natomiast kampania prowadzona przez Rafała Trzaskowskiego jest w porównaniu z jego kontrkandydatem miałka i ogranicza się wyłącznie do obietnic oraz wyszydzania pomysłów przedstawianych przez kandydata PiS. Sztab Trzaskowskiego najbardziej znęca się nad obietnicą wybudowania 19. dzielnicy Warszawy nazwanej Przyszłość. Skoro mamy w stolicy dzielnicę o niezbyt eleganckiej nazwie Bródno, może być także Przyszłość. Czemu nie? Miałoby to być miejsce innowacyjne, ekologiczne, stworzone w zgodzie z przyrodniczym i kulturowym otoczeniem, gdzie byłyby testowane najnowocześniejsze rozwiązania. Być może, jest to pomysł z tzw. czapy, nie wiem. Ale wreszcie doczekałem się od kandydata na prezydenta stolicy przedstawienia konkretnej wizji, jak idzie o rozwój Warszawy, a nie wyłącznie oklepanych obiecanek – cacanek, od których słuchania puchną uszy.

A w ogóle, najbardziej puchną mi uszy na dźwięk słów "to mrzonka niemożliwa do zrealizowania". W dobie wysyłania ludzi na Księżyc i zakładania funkcjonujących całymi latami w kosmosie stacji orbitalnych wszystko jest możliwe. Potrzeba jedynie pomysłu i woli niezbędnej do osiągnięcia celu. Tak czy owak, zapowiada się, że dopiero 21 października rano zadecyduję czy dać kreskę Trzaskowskiemu, czy też Jakiemu. A może tradycyjnie wrzucę do urny pustą kartę do głosowania. Takie rozwiązanie jest najbardziej prawdopodobne. Bogiem a prawdą, żadnego z wyżej wymienionych nie widzę w prezydenckim gabinecie przy Pl. Bankowym.

Wróć