Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Pazerność i dwoje jej rodzeństwa

21-08-2024 20:11 | Autor: Tadeusz Porębski
Życie już mnie nie pociąga, widziałem wszystko i przeżyłem wszystko. Nienawidzę obecnej epoki, mam jej dość. Cały czas widzę naprawdę obrzydliwe stworzenia. Wszystko idzie źle, wszystko jest zastąpione, wszyscy śmieją się z drugiego, bez patrzenia na siebie. Nie szanują danego słowa. Pieniądze są wszystkim, co się liczy. Pazerność na każdym kroku. Wiem, że opuszczę ten świat bez smutku. Tak krótko przed swoją śmiercią 18 sierpnia tego roku opisał swój stosunek do dzisiejszej rzeczywistości Alain Delon, jeden z najwybitniejszych aktorów XX wieku. Zadumałem się.

Myślę, że słowa artysty powinny zostać wyryte na jego nagrobku jako epitafium, ponieważ bije z nich mądrość, odwaga i czysta prawda. Mnie też nie podoba się dzisiejszy świat, a przede wszystkim dzisiejsze społeczeństwo – zdeprawowane, pazerne, pozbawione empatii oraz asertywności i po prostu głupiejące, choć żyjemy w czasach szalonego wprost, nienotowanego w historii postępu technologicznego. A może to właśnie postęp technologiczny czyni z nas gorszymi mentalnie, niż byliśmy w niedalekiej przeszłości? Ludzie coraz mniej ze sobą rozmawiają oko w oko, bo – jak celnie ujął to Delon – wszystko jest zastąpione. Na przykład rozmowy zostały zastąpione esemesami. Młodzi siedzą metr od siebie i zamiast gadać ze sobą – esemesują. Jestem z pokolenia wymierającego, ale staram się nadążać za postępem, zrozumieć zachodzące zmiany i godzić się z nimi. Niestety, pewne zjawiska wymykają się poza zasięg mojego intelektu. Widzę, jak świat pędzi w niewłaściwym kierunku i tego pędu nie da się zatrzymać. To mnie martwi.

Z raportu Uniwersytetu ONZ „Interconnected Disaster Risks”, analizującego 10 różnych katastrof z lat 2020 i 2021, wynika, że choć miały one miejsce w różnych lokalizacjach i z pozoru nie mają ze sobą wiele wspólnego, w rzeczywistości są ze sobą ściśle powiązane. Grono wybitnych naukowców, dokonujących analizy, jest zgodne: to ludzka działalność odpowiada za długotrwałe susze, gigantyczne powodzie i nienotowane w przeszłości cyklony. W 100 proc. zgadzam się też z tezą Garretta Hardina, ukutą w jego pracy naukowej „Tragedia wspólnego pastwiska” (The Tragedy of the Commons), że nieskrępowana ludzka natura, dążąca do pomnażania swoich zasobów, doprowadzi świat do katastrofy. Ten wybitny ekolog, doktor mikrobiologii na prestiżowym Uniwersytecie Stanforda, zwolennik eutanazji i prawa do samobójstwa (popełnił samobójstwo w wieku 88 lat wraz ze swoją żoną), argumentował poprzez metaforę tragedii pastwisk, które bydło wyniszcza, nie myśląc, co będzie żarło jutro, że Ziemia jest zagrożona podobnym problemem. Wszędzie tam, gdzie wspólne zasoby są atrakcyjne, ludzie eksploatują je nadmiernie, prowadząc do ich zużycia i wyniszczenia. Nadmierne pomnażanie zasobów, to jedno z największych zagrożeń dla ludzkości. Podłożem tego wyjątkowo szkodliwego zjawiska jest pazerność, którego z kolei podłożem jest deficyt podstawowych wartości. A przecież to wartości obejmujące i normujące wszystkie wymiary życia, pozwoliły trwać ludzkości w jakiej takiej harmonii od setek tysięcy lat. Stanowią one bowiem kryteria w odniesieniu do wszystkich tych sfer, które umożliwiają człowiekowi integralny rozwój oraz realizację jego aspiracji życiowych. Wartości wyznaczają nasze postawy wobec ludzi i rzeczy.

Zdefiniowanie terminu „wartości” nie jest zadaniem łatwym. Najwyższe miejsce w hierarchii zajmują wartości sakralne, czyli wszystko to, co wiąże się z boskością: świętość, opatrzność, zbawienie, wieczne szczęście. Są one ponadczasowe i ponadprzestrzenne. Na niższym szczeblu znajdują się wartości duchowe – prawda, dobro, miłość, mądrość, sprawiedliwość, szlachetność, życzliwość i heroizm. Dalej mamy wartości, zwane biologicznymi, czyli prawo do życia, zdrowie, siły witalne. Najniżej w hierarchii należy postawić wartości hedonistyczne, które w ogóle trudno nazywać wartościami, gdyż kojarzą się one wyłącznie z łatwym i przyjemnym życiem. I tu natrafiamy na problem pokoleniowy, bo w sposób bardzo widoczny zanikają wartości najcenniejsze, jak prawda, sprawiedliwość, życzliwość i heroizm, a lawinowo zwyżkują te najniższe – wygodne życie za każdą cenę. Właśnie w katalogu wartości (?) hedonistycznych zamieszkała pazerność, która z roku na rok rośnie w siłę, ogłupiając i uzależniając od siebie coraz większą część cywilizowanej populacji. Kiedyś przyczyni się do zagłady ludzkości. Akurat w to nie wątpię.

Przejdźmy do kolejnego etapu mojego wywodu. Pazerność ma dwoje rodzeństwa: chciwość i zachłanność. Całą trójkę charakteryzuje cecha wspólna – nigdy nie mają dosyć, są niczym studnia bez dna. Kto ze starszego pokolenia nie zna bajki o złotej rybce, która ma przestrzegać dzieci przed uleganiem swojej zachłanności, a którą dzisiaj zna może tylko co setne polskie dziecko? Rybak łowi złotą rybkę, która w zamian za wolność obiecuje spełnić każde jego życzenie. Rybak pyta więc żonę, co chciałaby od niej dostać. Ta powiada, że chce mieć nowe koryto dla świnek. Dostaje. Wtedy chce nowego domu. Kiedy i to dostaje pragnie mieć pałac. Bajka źle się kończy – z powodu nienasyconej pazerności żona rybaka traci wszystko, co dostała, nawet nowe koryto dla świnek.

Niektórzy twierdzą, że pazerność i chciwość są dobrymi cechami, bo rzekomo dzięki ludzkiej pazerności rozwija się nasza cywilizacja. Ludziom nigdy nie jest dosyć, więc pracują w pocie czoła, by kupować coraz to nowsze rzeczy. Trudno zgodzić się z podobną bzdurą. Pazerność i chciwość mogą być motorem działania oraz osiągania sukcesów, ale to nie dzięki nim nasza cywilizacja osiąga postęp. Świat rozwijał się przede wszystkim dzięki kreatywności, pracowitości, dobrej woli i ciekawości świata. Takie cechy dominowały m. in. w dążeniu do uwolnienia się od cierpień i chorób. Dużo mówi się dzisiaj o fatalnym wychowaniu polskich dzieci, którym rodzice nie wpajają od niemowlęctwa mechanizmów obronnych wobec pazerności, chciwości i zachłanności, czyli wspaniałomyślności, wstrzemięźliwości, wdzięczności i bezinteresowności. Zachowanie dzieci staje się drażliwym problemem społecznym, artykułowanym w mediach społecznościowych. Brakuje reakcji rodziców na rozpasanie dzieciarni w przestrzeni publicznej – autobusie, pociągu, metrze, restauracji, hotelu, samolocie, etc. Wielokrotnie byłem tego świadkiem i naprawdę dostawałem piany na taki widok. Podzieliłem najmłodsze pokolenie na dzieci, dzieci – terroryści i dzieci z piekła rodem. Z terrorystą w porciętach miałem okoliczność przed kilkoma dniami, kiedy wyskoczyłem na krótko do Alicante w Hiszpanii. W drodze powrotnej mniej więcej pięcioletni pawian wył nieprzerwanie szarpiąc się z młodą mamuśką i domagając kolejnych awansów. Ludzie zakrywali uszy, ale mamuśka zdawała się tego nie dostrzegać, tkwiła jakby w błogostanie. Po wylądowaniu nie wytrzymałem i dałem jej bardzo ostro do wiwatu. Co ważne, w jej obronie nie podniósł się nawet jeden głos spośród ponad dwustu pasażerów. To daje dużo do myślenia.

To prawda, że męczy mnie i martwi kierunek, w jakim zmierza świat. To prawda, że irytują mnie rozpuszczone niczym dziadowski bicz bachory, nieszanujące nikogo i niczego w przestrzeni publicznej. To prawda, że dostaję białej gorączki na widok panoszących się „buraków” i wszechobecnego chamstwa, ale myliłby się ten, kto miałby mnie za zrzędzącego i niezadowolonego z życia starucha. Prawda jest taka, że kocham życie, uwielbiam zabawę, kocham dobrych ludzi w każdym wieku, ale tylko dobrych, ponadto uważam się za pożyteczny dla ogółu egzemplarz i choć futerał z czasem poddał się upływowi czasu, to w środku można znaleźć stradivariusa. To chyba właściwe podejście do rzeczywistości dla faceta w moim wieku.

Wróć