Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Pétanque – gra w bule dla milionów

06-09-2023 21:00 | Autor: Zbigniew Adamczyk
W Polsce ta gra, choć bardzo prosta i przydatna w celach towarzyskich, jest stosunkowo mało znana. Może najchętniej angażują się w nią dyplomaci, bo daje okazję do rozmów na luzie, co może być przydatne w polityce. Z wielkim ukontentowaniem dowiedziałem się więc, że namiętnym „bularzem” jest między innymi redaktor naczelny „Passy”. Tym chętniej sporządziłem więc moją korespondencję.

Sławna pisarka francuska Françoise Sagan (prawdziwe nazwisko to – Quoirez) tak wspominała swoje doświadczenia z petanque:

„Jedynym moim wytłumaczeniem, słabej kobiety, jest to, że urodziłam się w Cajarc, w departamencie Lot, 80 km od Brive, 50 km od Tuluzy, 50 km od Cahors. Krótko: urodzić się w regionie dobrego wina, rugby oraz petanque i nie kochać tych trzech rzeczy naraz byłoby hańbą. Pamiętam moje dzieciństwo. Dziadek, wujkowie, bracia, wszyscy mężczyźni z mojej rodziny, poza ojcem, który automobilizm uważał za jedyny prawdziwy sport, w niedzielne popołudnie wybierali się do położonego tuż obok parku na tradycyjną partię pétanque.

Kiedy wydoroślałam, zjawiłam się w Londynie. Był rok 1961. Reprezentacja Francji w rugby zremisowała z Anglikami i to na ich terenie, co nam dawało zwycięstwo w Pucharze Pięciu Narodów! Noc skończyłam w jakimś pubie, gdzie byłam noszona na potężnych ramionach chłopców z drużyny. Nie dotykając podłogi, tańczyłam tango w ramionach Jacquesa Bouqueta, kanoniera, który pomiatał mną jak miotłą… Później wzięliśmy kąpiel w jednej z londyńskich fontann. Zaczęło świtać, kiedy dobrnęliśmy do Speakers’Corner, publicznego forum Hyde Park w dzielnicy Westminster. Moje orędzie dotyczyło wyższości gry w pétanque nad cricketem. Po tym wyczynie wyrzucono mnie z Londyńskiego Klubu Elegantek. Pétanque został we mnie do dziś. Jak tylko uda mi się znaleźć czas, pędzę do mojego parku, biorę kule i gram sama ze sobą, by przypomnieć sobie raz jeszcze swe dzieciństwo” – pisała Sagan.

Na swoje 18. urodziny zadebiutowała powieścią „Witaj smutku”. Stała się ikoną literatury francuskiej, symbolem wyzwolenia kobiet, jak Brigitte Bardot w filmie „Bóg stworzył kobietę”. Wszyscy kochaliśmy się w niej, jak w świętych obrazkach, wycinając po kryjomu jej fotki z „Przekroju”. Moja poczciwa mama uważała te dwie kobiety za szczyt rozwiązłości i obłożyła je domową cenzurą…

Z czym się nam kojarzy nasza odwieczna siostrzyca – Francja?

Z winem Bordeaux, bagietką, serami, Bastylią, Platinim, burdelem (pardon), placem Pigalle (najlepsze kasztany…), Polami Elizejskimi, kogutem galijskim, Marianną, Chanelem, Pasteurem, szampanem, Wersalem, Luwrem, Napoleonem, Trzema Muszkieterami (jeden za wszystkich, wszyscy za jednego), Piaf, Lazurowym Wybrzeżem, Marią Skłodowską-Curie, łydkami żaby, Fernandelem, świętem Walentyčnek (mamy swoją noc Kupały i Sobótkę), Louisem de Funes, hrabią Monte Christo, Verdun, Talleyrandem, a na koniec, obowiązkowo – z Marsylianką, którą potrafimy zanucić.

Symbole, o jakich przez lata marzyliśmy. Paryż, bukiniści nad Sekwaną. Zrobić zdjęcie na tle wieży Eiffla. Rzucić clochardowi ostatnie sous tego wieczora i usłyszeć: merci, masz piękne słowiańskie oczy. A w walizce przemycona winylowa płytka z piosenką Serge'a Gainsbourga i Jane Birkin „Je t’aime, moi non plus”. Dziś, gdy się ma paszport w kieszeni, glob się nam skurczył. Chcąc dogonić stracony czas, odwracamy klepsydrę z piaskiem. W pościgu połykamy wszystko co nowe. Idę o zakład, że nawet w najbogatszym francuskim menu Polak nie wymieni „spécialité de la maison” - la pétanque.

Tymczasem la petanque jest grą łatwą i przyjemną. Nie wymaga specyficznej techniki. Można grać w pojedynkę albo w większej liczbie osób. Wybieramy płaski teren. Wokół stóp zataczamy krąg średnicy 50 cm. Następnie wyrzucamy przed siebie świnkę, małą drewnianą kulkę, wielkości piłeczki pingpongowej. Nie bliżej niż 6 m, nie dalej niż 10.

Jak wszyscy sportowcy, wyznający ideę barona Pierre de Coubertin’a: nie zwycięstwo, lecz udział – proponujemy partię rywalowi, z którym jesteśmy pewni zwycięstwa. Rzucamy na przemian trzy stalowe kule (bule) tak, aby zatrzymały się jak najbliżej świnki. Każda najbliższa kula daje jeden punkt. Kule przeciwnika można wybijać. Gramy do trzynastu punktów. Zwycięzca partii ma pierwszeństwo gry i wybór kierunku wyrzuconej świnki.

W przypadku, gdy różnice między kulami i świnką są niewidoczne gołym okiem, kiedy poziom adrenaliny i ton konwersacji się podnosi (coś Pan ślepy, moja kula jest bliższa!), rozjemcą staje się zwykła krawiecka miarka. Attention! W chwili, gdy kula wypadnie wam przypadkowo z rąk, przypomnijcie sobie prawo Newtona i zastanówcie, czy macie pełne ubezpieczenie. Spadające żelastwo o wadze 760 gramów może pozbawić was, na przykład, palucha lewej nogi…

Najlepsi buliści i snobi posiadają kule z wygrawerowanym nazwiskiem, albo z wzorkami. Firma Dior wypuściła limitowaną serię kul ze złota. Ja, skromny żurnalista z Polski, używam zwykłych, stalowych kul, zakupionych w supermarkecie.

W 1907 roku niejaki Jules Hugues, mieszkaniec La Ciotat, niewielkiego portowego miasteczka na obrzeżach Marsylii, rzucił po raz pierwszy kulami armatnimi do świnki, dając w ten sposób narodziny tej grze. Informuje o tym dokładnie, pokryta patyną pamiątkowa tablica na placu w La Ciotat. Nazwa gry, pétanque, w luźnym tłumaczeniu: stopy złączone razem.

Jest to sport uprawiany dziś przez przez ponad 30 milionów ludzi na wszystkich kontynentach. Na Igrzyskach Olimpijskich 2012 w Londynie był dyscypliną pokazową. Ekipy 60 federacji narodowych jadą co roku na mistrzostwa świata, a na początku lipca – na Mundial Marseilles. Podczas ostatniego aż 14 tysięcy entuzjastów pétanque wyznaczyło sobie rendez-vous, były w tym towarzystwie także dwie ekipy z Polski. Jak w każdej dyscyplinie, są drwale i pianiści. Prawdziwą gwiazdą jest Francuz Philippe Quitas. Przystojny niczym Adonis, dwunastokrotny mistrz świata, pięciokrotny triumfator Mundialu. Mówią o nim, że ma sokole oko i to czucie w rękach, jakie powinien posiadać każdy porządny iluzjonista. Wybija kule z zamkniętymi oczami. W gestach i zachowaniu przypomina amanta filmowego. Może teatralnym ruchem zrzucić z siebie płaszcz, nie troszcząc się, że upadnie na ziemię. Za maestro bowiem kroczy wciąż tłum wielbicielek.

Pétanque to koncentracja, kondycja fizyczna (bywają partie 4-godzinne!), zmysł taktyczny (wybijać, czy plasować), respekt dla przeciwnika (katedralna cisza przed rzutem). Świetnie dają sobie radę inwalidzi na wózkach. Polscy emeryci karmią gołębie i grają w szachy, francuscy camerades przychodzą do parku z walizeczką kul…

W pétanque grywa chętnie były prezydent Francji – Francois Holland, grywają senatorowie, deputowani, piłkarze profesjonalni, filmowe gwiazdy, artyści. To sport najczęściej eksploatowany w historii filmu francuskiego. Bracia August i Luis Lumiere w 1895 roku nakręcili 47-sekundowy filmik sportowy pt: „Gra w boule”. Na planie poganiali aktorów: „Pośpieszcie się, bo mamy rolkę filmu tylko na jedną minutę!”

Grali Bourvil z Fernandelem w nieśmiertelnym klasyku „La Couisin au Beurre” czy w „Marius et Janette” pokazanym podczas festiwalu w Cannes w 1997 roku. W filmie „Fanny” Marcela Pagnola piękna Fanny zastanawia się podczas gry: wybijać czy plasować…(tirér ou placér). Być albo nie być, jak w Hamlecie. Zaintrygowani przechodnie zatrzymują się jeden po drugim. Każdy z nich ma naturalnie odmienne zdanie. Tłum w Vieux Port w Marsylii staje się coraz liczniejszy, utrudniając ruch uliczny. Stają tramwaje i auta. Zdezorientowani i zrozpaczeni policjanci gwiżdżą na cztery strony świata. Wreszcie zrezygnowani sami przyłączają się do gapiów. Tłum dzieli się na na dwa obozy. Pierwsi krzyczą: tirér! Drudzy: placér!

Pétanque należy do dyscyplin umieszczonych w programie szkolnym. W college'u inicjacja odbywa się w formie zabawy kolorowymi plastikowymi kulami, ze względu na bezpieczeństwo. W liceum aż do matury jest to dyscyplina fakultatywna. Na szczęście gra ta nie została jak dotąd zarażona dopingiem. Nagrody są symboliczne, w naturze. Gęś, butelka dobrego wina…

O popularności pétanque nad Sekwaną świadczą liczby. Francuska Federacja Pétanque jest piątą pod względem zarejestrowanych dusz, ponad 350 tysięcy osób, zaraz po piłce nożnej, tenisie, judo oraz koszykówce.

Polacy, odwiedzając Francję, zapewne nieraz byli świadkami, jak w parkach, alejkach, na plażach, ulicach czy na specjalnych bulodromach dochodzi do przyjacielskich spotkań, okraszonych południowym dialektem, tzw. czaczem, Jest to śpiewny język, podparty gestykulacją, śmiechem i dowcipem. Grze towarzyszy 40-procentowy napój o wdzięcznej nazwie pastis na bazie anyżu (dozwolony od lat osiemnastu). Przyznam, że nie cierpię tego zapachu. Przypomina mi zakodowaną w pamięci atmosferę aptek z lat dziecinnych, w mojej ukochanej Częstochowie. Francuzi, którzy uważają się za pępek świata, są przekonani, że gra w petanque jest zajęciem „noble”, nobilitującym. Mężczyzna, który nie posiada tuzina kul, starannie zapakowanych w walizeczce, jest traktowany jak ktoś, kto wykręcił się od służby wojskowej (mam świadomość, że lekko przesadzam). Faktem jest, że nikt o zdrowych zmysłach, jadąc na wakacje, nie zapomni wrzucić do bagażnika swego auta walizeczki z kulami. Gdyby tego nie zrobił, stałby się ofiarą prześmiewców na polu campingowym. Teściową można przecież zapomnieć zabrać z domu. Kul do pétanque – nigdy!

Kiedy zdarzy się, że nieszczęśnik przegra partię do zera (0:13), musi pocałować najbliższą pannę, przepraszam w…pupę. Tradycja ta wywodzi się z czasów jeszcze przed I wojną światową, z pewnego alpejskiego miasteczka. Legenda mówi, że Fanny, z zawodu kelnerka, znana była z dobrego serca i ochoty do pieszczot. Każdego, który przegrał do zera, pocieszała namiętnym pocałunkiem. Do dnia, w którym mer miasteczka, chciwiec i szelma, wyszedł z założenia, że jak wszyscy, to wszyscy. Sprawy potoczyły się w zawrotnym tempie. Fanny, widząc zbliżającego się, na wpół ślepego mera, wchodzi na krzesło i obraca się tyłem. Bohaterskim gestem podnosi suknię, spuszcza koronkowe majteczki. Mer nie odróżniając pośladków od policzka, zbliża się i robi cmok. Aż echo rozeszło się po okolicznych szczytach górskich. Postępek Fanny wymaga naturalnie pryncypialnego potępienia. Salwa śmiechu towarzyszyła tak spostponowanemu merowi, który zaszył się potem gdzieś w górach i odtąd nie kandydował więcej na fotel w ratuszu.

Jest upalny, bezwietrzny wieczór. Cykady koncertują a capella. Właśnie rozgrywam partię pétanque z moją żoną, Joelle. Po każdej przegranej z sąsiadem wybieram zawsze ją… Picasso twierdził, że gra w pétanque daje mu beztroską chłopięcość. Mnie zwyczajną radość.

Ostatnio w okolicy, gdzie mieszkam, kupił rezydencję gwiazdor kina amerykańskiego Brad Pitt i od razu zaprosił sąsiadów na turniej pétanque. Zwycięzca turnieju otrzyma skrzynkę dobrego wina z jego winnicy – Marc Perrin Rosé, idealnego na letnie wieczory. Kilometr dalej nabył też rezydencję inny sławny aktor George Clooney i pewnie razem z Pittem będą grywać w pétanque.

Wróć