Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Piąty października – feralna data

30-09-2015 20:46 | Autor: Dr hab. Lech Królikowski
Prawie każdy Polak potrafi odpowiedzieć na pytanie: kiedy i gdzie rozpoczęło się Powstanie Listopadowe. Natomiast znacznie mniej osób wie, gdzie i kiedy się ono zakończyło. Z jednej strony Szkoła Podchorążych Piechoty w warszawskich Łazienkach i legenda „Nocy Listopadowej” pod Arsenałem na Długiej. A z drugiej?

O świcie 6 września 1831 r. kolumny rosyjskiej piechoty ruszyły na Warszawę. Szturm poprzedzony został niezwykle skuteczną dywersją propagandową feldmarszałka Iwana Paskiewicza (1782-1856). Jego wysłannik gen. Dannenberg spotkał się 4 września z gen. Ignacym Prądzyńskim (działającym w imieniu naczelnego wodza i prezesa rządu Jana Krukowieckiego) w karczmie „Pociecha” na Rakowcu. Prądzyński (1792-1850) w „Pamiętniku historyczno-wojskowym o wojnie 1831 r.” napisał, iż  warunkiem głównym postawionym przez Paskiewicza był powrót Królestwa Polskiego pod berło Romanowów i niedomaganie się (przez Polaków) przyłączenie do Królestwa tzw. guberni zachodnich (tj. ziem dawnej Rzeczypospolitej położonych na wschód od Bugu). W zamian Polacy mogli się spodziewać szczególnie korzystnych warunków, w tym nawet przyłączenia Białostocczyzny. Kierownictwo polskich władz cywilnych i wojskowych, które w większości uważało wojnę za definitywnie przegraną – propozycję Paskiewicza uznało za podsuniętą przez Opatrzność.

Paskiewicz wiedział doskonale, iż jego armia znajduje się w niezwykle trudnej sytuacji; np. zapasy żywności szacowano na zaledwie 5 dni, a posiłki dla armii walczącej w Polsce car mógł przysłać nie wcześniej niż na wiosnę następnego roku. Na dodatek w armii szerzyła się epidemia cholery.

Dla Paskiewicza celem nadrzędnym było zajęcie Warszawy. Wszelkie obietnice traktował jedynie jako narzędzie wiodące do celu. Fakty świadczą, iż raczej nie wierzył w zdobycie miasta siłą, gdyby obrońcy wykazali zdecydowaną wolę walki. Aby uniknąć kompromitacji, tuż przed szturmem ogłosił, iż jest chory. Polacy dali się nabrać na piękne słowa i deklarowany honor rosyjskiego oficera (nie pierwszy i nie ostatni raz), traktując rosyjskie warunki jako wiążące obydwie strony, a jednocześnie jako szybkie i stosunkowo korzystne zakończenie wojny.

Rząd narodowy w obecności przedstawicieli Sejmu i Senatu oraz zastępcy naczelnego wodza obradował nad rosyjskimi warunkami rankiem 5 sierpnia 1831 r. Większość zebranych jednak je odrzuciła, albowiem „Polacy podnieśli oręż za niepodległość w dawnych granicach między Polską a Rosją”. Tym niemniej furtka wskazana przez Paskiewicza była kuszącym rozwiązaniem.

Początek rosyjskiego szturmu trafił na okres dziwnej apatii polskich dowódców, którzy uczynili niewiele, aby ratować reduty na Woli, które były atakowane w pierwszej kolejności. Z perspektywy lat wydaje się trafne spostrzeżenie, iż apatia dowódców udzieliła się także żołnierzom, którzy wyraźnie nie mieli serca do walki. Część żołnierzy np. 8 i 14 pułków piechoty uciekła ze swoich stanowisk. Honor obrońców uratował m. in. gen. Józef Sowiński, walcząc do końca w obronie reduty nr 56. Po zaledwie pięciu godzinach walk  Rosjanie przełamali główną polską linię obrony.

Gen. Jan Krukowiecki (1772-1850) po upadku Woli całkowicie stracił wiarę w możliwość obrony stolicy. Już najbliższej nocy, tj. z 6 na 7 września 1831 r. wysłał Prądzyńskiego na negocjacje do Paskiewicza. Następnego dnia (7 września 1831 r.) o godz. 9 rano spotkał się osobiście z Paskiewiczem. W wyniku negocjacji  kolejny rosyjski szturm wstrzymano do godz. 13, a warunkiem wstępnym do dalszych negocjacji miało być uznanie Mikołaja I za króla Polski i natychmiastowe poddanie Warszawy. Nad warunkami Paskiewicza natychmiast podjęły obrady połączone izby, ale nie wypracowały jednoznacznego stanowiska. Dalsze negocjacje trwały nawet po wznowieniu działań wojennych po południu 7 września 1831 r. Rosjanie przygotowali projekt umowy zawierającej 10 punktów. Po jej podpisaniu przez Krukowieckiego działania militarne miały zostać przerwane. Krukowiecki chciał jednak mieć pisemne upoważnienie od parlamentu, który zrobił wszystko, aby nie podjąć jednoznacznej decyzji. W dokumencie Sejmu napisano: „Prezes Rządu Narodowego, stosownie do uchwał poprzednich i w związku z uchwałą wspomnianą, ma prawo wejść w układy dążące do zakończenia walki”. Jednocześnie izba podjęła uchwałę o nieograniczonym zawieszeniu sesji.

Wśród rosyjskich warunków było wydanie Warszawy, mostu na Wiśle i Pragi, która w tym czasie była silnie ufortyfikowanym punktem oporu. Wojsko Polskie miało wycofać się ze stolicy do Modlina. A więc nie była to bezwarunkowa kapitulacja, ale poddanie stolicy z prawem wycofania wojsk własnych i ich wyposażenia.

Krukowiecki warunków tych nie podpisał. Upierał się przede wszystkim przy prawie zniszczenia mostu przez Wisłę, co miało gwarantować Wojsku Polskiemu swobodę działań na prawym brzegu. Krukowiecki był w trudnej sytuacji, albowiem rząd go opuścił, sejm poszedł do domu, a bogaci mieszczanie z prezesem Rady Municypalnej Ludwikiem Osińskim nalegali na zaprzestanie walk i oszczędzenie Warszawy.

W czasie, gdy polska odpowiedź dotarła do Paskiewicza – w krwawych walkach Rosjanie zdobyli drugą linię polskiej obrony. Od tej chwili warunki dyktowali Rosjanie. Gdy wieści o układach dotarły do sejmu – a było tam jeszcze kilku posłów i jeden senator – doszło do zanegowania lojalności i patriotyzmu Krukowieckiego. Około godz. 21.45 Jan Krukowiecki przestał pełnić funkcję prezesa rządu i faktycznego naczelnego wodza. Na prezesa mianowano Bonawenturę Niemojewskiego, a na naczelnego wodza – gen. Kazimierza Małachowskiego (1765-1845).

Rozpętało się istne piekło. Rosjanie znakomicie wygrywali zaistniałą sytuację i znacznie zaostrzyli warunki w porównaniu w tymi, które wynegocjował Krukowiecki.

Małachowski podpisał „list bez godności” skierowany do Paskiewicza, godząc się w nim na wszystkie warunki, łącznie z oddaniem mostu przez Wisłę, pod którym założone już były ładunki wybuchowe.

Wojsko Polskie ewakuowało się 8 września przez Jabłonnę do Modlina, dokąd także na barkach spławiono część zapasów armii i jej wyposażenia. Gwoli ścisłości należy dodać, że do Modlina  ewakuowała się część armii, albowiem w stolicy – licząc na łaskę Moskali – pozostało ok. 4 tys. żołnierzy i podoficerów oraz 1054 oficerów, w tym generałowie: Bontemps, Chrzanowski, Turno i Krukowiecki, którego niebawem Rosjanie zesłali do Jarosławia, a następnie do Wołogdy.

W Modlinie Małachowski złożył dymisję, a 10 września na jego miejsce wybrano gen. Macieja Rybińskiego. W tym czasie rozrzucone po kraju korpusy i dywizje polskie liczyły (łącznie) nieco ponad 70 tys. „bagnetów i szabel” wobec 50 tys. Rosjan mocno utrudzonych działaniami wojennymi.

Ostatnie posiedzenie Sejmu miało miejsce w Płocku 23 września, podczas którego próbowano powołać nowe władze cywilne i wojskowe.

26 września 1831 r. prezes rządu Bonawentura Niemojewski z marszałkiem Sejmu Władysławem Ostrowskim przekroczyli granicę pruską, co oznaczało kres istnienia polskich władz  cywilnych i wojskowych, a tym samym państwa polskiego.

W tym czasie Paskiewicz odrzucił wszelkie wcześniejsze ustalenia i zażądał od Wojska Polskiego zdania się na łaskę zwycięzców. Armia polska była wówczas pod Włocławkiem, gdzie szykowano się do przekroczenia Wisły i marszu na południe. Tam dotarła do naczelnego wodza informacja o klęsce sił polskich w Krakowskiem. W tej sytuacji  most pod  Włocławkiem został zniszczony, a wojsko wycofało się w stronę Brodnicy.

5 października 1831 r. granicę pruską pod Brodnicą przekroczyła polska armia licząca 20 119 ludzi i dysponująca 95 armatami.

Jeden z oficerów tak opisał swoje spostrzeżenia: „Serce się krajało, kiedy przyszło nam przekroczyć granicę pruską. Choć, prawdę powiedziawszy, już od tygodnia każdy po cichu przeczuwał, że do tego dojść musi. Rozprzęgło się wszystko i toczyło siłą bezwładu ku takiemu właśnie zakończeniu. Opuszczeniu Ojczyzny. Bez ostatecznego boju, bez rozprawy generalnej, ba – prawie bez wystrzału… (…) O świcie piątego października przybył niemiecki jenerał Schmidt, wraz z kilkoma oficerami, żeby nas wprowadzić na pruskie terytorium. Niebawem ruszyliśmy. Na czele jechał jenerał Rybiński ze sztabem – wszyscy spowici w długie płaszcze, niby upiory. Następnie pułk szaserów gwardii, dalej cała kawaleria, potem artyleria, a na końcu piechota… (…) kiedy pułki stanęły w ordynku, rozpoczęło się składanie broni w porządku i wielkiej ciszy …”.

Przekroczenie granicy pruskiej pod Brodnicą, a konkretnie we wsi Gorczenica leżącej przy obecnej szosie Rypin – Brodnica – przez 20-tysięczną polską armię i część polskich władz cywilnych, należy traktować jako formalny kres Powstania Listopadowego. Na wieść o tym, 9 października 1831 r. poddał się Modlin. Zaczęła się „era paskiewiczowska” charakteryzująca się wzmożonym uciskiem narodowościowym religijnym i ekonomicznym mieszkańców Królestwa Polskiego, przemianowanego niebawem na Przywiślański Kraj.

W 108 lat później, 5 października 1939 r. pod Kockiem rozegrał się ostatni akt dramatu II RP. Tego dnia, z powodu niewystarczającej ilości amunicji, lekarstw i żywności, gen Franciszek Kleeberg (1888-1941) postanowił poddać Niemcom ostatnią zorganizowaną jednostkę Wojska Polskiego.

W czasie, gdy pod Kockiem dobiegało końca rozbrajanie Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie”, w Warszawie, a konkretnie w Alejach Ujazdowskich, Adolf Hitler odbierał defiladę oddziałów niemieckich 8. Armii gen. Blaskowitza.

Data „5 października” ma  więc w dziejach Narodu Polskiego ostatnich dwustu lat złowrogą konotację. Okazuje się, że data ta może być tragiczna nie tylko w wymiarze narodu i państwa, ale także w wymiarze bardzo ludzkim, indywidualnym. Tego dnia przed laty zmarł mój kolega i przyjaciel Jurek Machaj – radny Ursynowa i jeden ze współzałożycieli tygodnika „Pasmo”. Natomiast sześć lat temu, 5 października, odszedł mój ukochany syn Karol.

Wróć