Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Polityka zaostrza obyczaje

28-05-2024 21:36 | Autor: Maciej Petruczenko
Wcale nie tak dawno uwielbiany przez publiczność pieśniarz Warszawy Andrzej Rosiewicz, mój serdeczny przyjaciel zresztą, pozwolił sobie na ryzykowne stwierdzenie polityczne: „Wystarczą cztery ziobra i Polska będzie dobra”. Domyślam się, że Andrzej dziś jednak zmienił zdanie. A ja w podobnym guście refleksję sformułowałbym tak: „Wystarczy tryb bez Ziobry, by wyrok wydać dobry” – zdając sobie sprawę, z wielkiej przesady w mojej, na pewno jeszcze przedwczesnej ocenie. A jeśli już powrócić do nader ryzykownej, acz żartobliwej tezy Andrzeja, to może się dziś wydawać, że nie doliczył się on wszystkich ziober, które zaważyły akurat nie tyle na poprawie, ile na zepsuciu Polski – przede wszystkim w obszarze wymiaru sprawiedliwości. Polityczny awanturnik Zbigniew Ziobro – po zdradzeniu swego pryncypała Jarosława Kaczyńskiego, szefującego partii „Prawo i Sprawiedliwość” – założył ugrupowanko „Solidarna Polska”, zmieniając z czasem jego nazwę na „Suwerenną Polskę”. Ziobro powrócił jednak w pewnym momencie do współpracy z Kaczyńskim niczym syn marnotrawny, a jego grupa stała się dla tzw. Zjednoczonej Prawicy sejmowym języczkiem u wagi. Z jednej strony – ostatnią deską ratunku, z drugiej zaś – kulą u nogi.

Ewidentne przekręty ziobrystów media opisywały na bieżąco. Ale cóż z tego, skoro pan Z.Z. sprawował jednocześnie funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. W tej sytuacji prokuratorzy niższej rangi nie śmieli ani jemu, ani jego kumplom zrobić krzywdy. Dopiero teraz społeczeństwo może się dowiedzieć, na co ten kombinator i jego podkomendni pozwalali sobie, mając w rękach olbrzymią władzę. Dla jej utrzymania z całym bezwstydem wydawali publiczne pieniądze, przeznaczone na pomoc ludziom pokrzywdzonym przez los i przestępców. Sam Ziobro nie krępował się w posunięciach, mających zaspokoić akurat jego prywatne życzenia i dlatego m. in. rozpętał nagonkę na lekarza, który jego zdaniem doprowadził mu ojca do śmierci. Pod okiem Ziobry trwała też nagonka na uczciwych sędziów z udziałem sędziego, który potem okazał się szpiegiem.

Dziś możemy się dużo więcej dowiedzieć o przekrętach ziobrystów, słuchając nagrań zrobionych dyskretnie przez Tomasza Mraza, byłego dyrektora Departamentu Funduszu Sprawiedliwości w resorcie kierowanym przez „pana Zbyszka”. Gdy parę lat temu ujawniono nagrania z restauracji „Sowa i przyjaciele” oraz „Amber Room” i „Osteria”, mające kompromitować głównie ludzi z Platformy Obywatelskiej, okazało się, że kompromitujące mogło być przede wszystkim słownictwo używane przez niektórych oraz nazbyt bliskie konszachty przedstawicieli rządu z luminarzami prywatnego biznesu. Wszystko to jednak, łącznie z opublikowaniem treści nagrań przez tygodnik „Wprost”, było drobiazgiem w porównaniu z ewidentnymi przestępstwami, których dopuściła się rządząca Polską do niedawna ekipa Kaczyńskiego z udziałem ekipy Ziobry.

Obaj idą teraz w zaparte, nie poczuwając się do jakiejkolwiek winy, tak samo jak były szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego, a potem minister spraw wewnętrznych i administracji, koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński oraz Antoni Macierewicz, który z wielką ochotą wydał 33 miliony złotych na pseudobadania przyczyn katastrofy rządowego tupolewa pod Smoleńskiem, przy okazji niszcząc drugą, świeżo zmodernizowaną wersję tej maszyny. O pyzatym chłopcu, którego zatrudniał na różnych eksponowanych stanowiskach, przede wszystkim w Ministerstwie Obrony Narodowej – nie chcę nawet szerzej się rozpisywać, chociaż chłopiec został z czasem aresztowany. Pyzatemu musieli na oczach telewidowni salutować generałowie, co było jawnym szyderstwem z Wojska Polskiego.

Na wszystkich wspomnianych gagatków są kwity, wykazujące pond wszelką wątpliwość, że szastali groszem publicznym bez umiaru, a często też bez sensu, kierując się w wielu wypadkach jedynie politycznym celem. Kaczyński i Kamiński, a ostatnio również były wójt Pcimia Daniel Obajtek, awansowany przez PiS na stanowisko prezesa zarządu w koncernie naftowym Orlen – popisują się publicznie lekceważeniem oficjalnych organów państwowych, wciąż czując się bezkarnymi sobiepanami. Obajtek oświadczył w mediach społecznościowych, że nie stawi się przed obliczem kierowanej przez Michała Szczerbę sejmowej komisji, mającej wyjaśnić nadużycia wizowe, bo nie chce „być małpą w cyrku Szczerby”. Zachowanie to koresponduje z równie lekceważącym gestem, wykonanym wcześniej w Sejmie przez Kamińskiego, który bez najmniejszej żenady – całej Polsce „pokazał wała”.

Nie dziwię się zatem, że wielu obserwatorów sceny politycznej zaczyna tracić cierpliwość, widząc, że władza, która nastała u nas po PiS-ie, jakoś nie może sobie dać rady z funkcjonariuszami kaczystowskiego reżimu. A broni ich za wszelką cenę Andrzej Duda, wywindowany przez Jarosława Przemądrzałego na stanowisko prezydenta Rzeczypospolitej. Obecni dysponenci władzy w Polsce zdawali sobie sprawę, że ze względu na procedury prawne pełne rozliczenie kaczystów będzie zadaniem żmudnym i długotrwałym. Z mojego punktu widzenia, a mam akurat wykształcenie prawnicze, do tego rozliczenia potrzebny byłby – co doradzają niektórzy – tryb „norymberski”. Kaczyści pozwolili sobie na łamanie kręgosłupa prawnego państwa w takiej skali, że, przynajmniej w pewnym stopniu, wypadałoby potraktować ich – toutes proportions gardées – tak, jak potraktowano luminarzy hitlerowskich w Norymberdze. Wtedy bowiem sądzono tych niemieckich katów również za nieujętą wcześniej w kodeksach zbrodnię ludobójstwa. W odróżnieniu od nich kaczyści splamili się „prawobójstwem”, które zaczęli realizować na pełny gwizdek bodaj od grudnia 2016 roku, gdy z premedytacją przenieśli obrady Sejmu do małej Sali Kolumnowej, nie dopuszczając tam (fizycznie!) wielu posłów opozycji. Wtedy też marszałek Marek Kuchciński wyłączył mikrofon Michałowi Szczerbie już w połowie pierwszego zdania, które ów poseł (dziś przewodniczący wspomnianej wcześniej komisji) wygłosił, by poprzeć dofinansowanie znakomitej orkiestry Sinfonia Varsovia. Szczerba zdążył tylko powiedzieć, że muzyka łagodzi obyczaje. Jak widać jednak, polityków z partii Prawo i Sprawiedliwość muzyka raczej rozsierdza.

Wróć