Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Pożary naszej cywilizacji

17-04-2019 21:24 | Autor: Maciej Petruczenko
Notre Dame – to nie tylko Nasza Pani w dosłownym tego słowa rozumieniu. I nie chodzi tylko o kult Najświętszej Marii Panny. Bo paryska Notre-Dame jako najsławniejsza na świecie gotycka katedra jest jednym z symboli kultury chrześcijańskiej w jej łacińskim obrządku i kultury człowieka w ogóle. Stąd pożar tej zabytkowej budowli stał się – bez najmniejszej przesady – zmartwieniem nie tylko paryżan, ale ludzkości in gremio. A o takie zmartwienie w czasach natychmiastowego przekazu internetowego i telewizyjnego nietrudno.

O nieszczęściu zbudowanej w latach 1163 - 1365 świątyni dowiedział się w okamgnieniu cały świat i bodaj więcej pieniędzy na remont tego zabytku oferuje się za granicą niż we Francji czy też w bezpośrednio zainteresowanym tą operacją państwie Watykan.

Choć straty w następstwie pożaru są niemałe, zdarzenie to ma nieoczekiwanie swój pozytywny wydźwięk. W jakimś sensie zjednoczyło bowiem – przynajmniej na moment – cywilizowane narody, niezależnie od preferowanego wyznania. No i z jednej strony zmusiło do mimowolnej refleksji: jakimż jesteśmy wszyscy marnym pyłkiem wobec historii, która może nas zmieść momentalnie z powierzchni Ziemi; z drugiej zaś – przypomniało o potrzebie szanowania tradycji. Zwłaszcza tych, które mają tysiące lat.

Różne trafiają się kataklizmy, niektóre wszelako ludzie fundują sobie sami. Taki kataklizm zafundowały światu, w tym Polsce – Niemcy hitlerowskie i dymiący Zamek Królewski w Warszawie był we wrześniu 1939 swoistym symbolem naszej wojennej tragedii, pogłębionej późniejszym spaleniem niemal do szczętu całego miasta, którego los można porównywać ze strasznym losem uderzonej pierwszą bombą atomową Hiroszimy. Warszawa 1939-1945 była jednakże skrajnym przykładem zniszczeń wynikających nie tyle z samych działań wojennych, ile ze zwykłego barbarzyństwa naszych skądinąd pobratymców w wierze, dumnie noszących na pasach napis: „Gott mit uns”. Zadawane wówczas przez warszawiaków pytanie, czy Bóg rzeczywiście stoi po stronie niemieckich zbrodniarzy, pozostało do dzisiaj bez odpowiedzi. Niemniej, mieliśmy do czynienia z bodaj najbardziej rażącym naruszeniem kultury judeochrześcijańskiej, a już to, co robili Niemcy w obozach zagłady, trudno nazwać nawet zezwierzęceniem, bo zwierzęta kierują się po prostu instynktem samozachowawczym, a nie potrzebą okrucieństwa w stosunku do innych.

Taką potrzebę mieli akurat terroryści islamscy, którzy we wrześniu 2001 roku zamienili się w kamikadze, burząc porwanymi przez siebie samolotami wieże World Trade Center w Nowym Jorku i zamieniając je w budzący grozę grobowiec tysięcy ludzi, w tym Norberta Szurkowskiego, syna naszego dawnego mistrza kolarstwa. A efekt grozy pogłębiała wtedy prowadzona na żywo transmisja telewizyjna, jakkolwiek jej odbiór był na pierwszy rzut oka niejednoznaczny. Wiele osób patrzących na ekrany tv sądziło bowiem w pierwszym momencie, że nadawany jest kolejny film katastroficzny typu „płonący wieżowiec”.

Z pożaru katedry Notre-Dame również szła bezpośrednia transmisja. Przy okazji fachowi komentatorzy wyjaśniali, na czym polega fenomen tej budowli, stanowiącej dumę sztuki architektonicznej i inżynieryjnej średniowiecza. Uratowanie w ostatniej chwili ze zgliszcz korony cierniowej Jezusa Chrystusa wielu skłonnych do mistycyzmu jego wyznawców uznało za równoznaczne z ocaleniem chrześcijaństwa, cierpiącego ostatnio nie tylko z powodu postępującej laicyzacji społeczeństw, lecz również w związku z ujawnianiem kolejnych grzechów Kościoła, a zwłaszcza jego prominentnych hierarchów, uważających, że są poddani wyłącznie prawom boskim, a nie kodeksowi karnemu. Zapewne słusznie pod adresem tak właśnie czujących się ambasadorów Boga bodaj Julian Tuwim skierował pytanie: a gdzie macie listy uwierzytelniające?

Całą nędzę niejednokrotnie podszytego fałszem charakteru ludzkiego zobrazował w trakcie niszczącej pałace i kościoły Rewolucji Francuskiej biskup, który w celu uratowania życia, zrzucił mitrę i zakrzyknął: ja też jestem rewolucjonistą! Co mu niewiele pomogło, bo i tak został zgilotynowany. Rewolucjoniści zamordowali blisko 3000 księży, z których wielu papież Jan Paweł II po latach beatyfikował. Zbiegiem okoliczności, przekształcona już w Świątynię Rozumu archikatedra Notre-Dame, ucierpiała wówczas w minimalnym stopniu. Zapewne mniejszym niż teraz na skutek pożaru.

No cóż, psychologia tłumu ma to do siebie, że łatwo rodzi zbiorowy fanatyzm, prowadząc do często bezmyślnych aktów okrucieństwa i bezsensownej dewastacji. Z punktu widzenia cywilizacji człowieka nie powinno być konfliktów i wojen wyznaniowych, burzenia świątyń, posągów, a tym bardziej postponowania, a zwłaszcza mordowania zwolenników jakiejś religii. Niestety, nawet w dzisiejszej dobie tych konfliktów nie udaje się powstrzymywać. Może przypadkowy pożar katedry Notre-Dame będzie choć po trosze nauczką? Spróbujmy w to uwierzyć, w przededniu Świąt Wielkanocnych, pamiętając, że tak po prawdzie, również w najbliższej okolicy znajdziemy obiekty sakralne z dramatyczną historią na miarę Notre-Dame.

Żeby niedaleko szukać, wystarczy zapoznać się z dziejami najstarszej warszawskiej parafii – świętej Katarzyny, założonej w roku 1238 dzięki funduszom księcia Konrada Mazowieckiego, a finansowanej następnie przez ród Służewskich. Kościół parafialny, najpierw drewniany, potem murowany – ulegał a to kolejnym rujnacjom, a to przebudowom i dziś największą wartość zabytkową ma pochodzący z 1650 roku budynek plebanii, w którym miałem niedawno okazję biesiadowania z najbardziej cenionym przeze mnie duszpasterzem, kardynałem Kazimierzem Nyczem. Niechże więc święta Katarzyna będzie naszą lokalną Notre-Dame, chronioną od ognia i wojny. Czego życzę także Czytelnikom „Passy”. Nie tylko na Wielkanoc.

Wróć