Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Pszczoła o pomoc woła

13-08-2019 20:31 | Autor: dr Stanisław Abramczyk
Całkiem niedawno, bo 8 sierpnia, mieliśmy Wielki Dzień Pszczół. Rola tych owadów w przyrodzie, zwłaszcza w życiu i rozwoju roślin, a w konsekwencji w gospodarce żywnościowej, lecznictwie, kosmetyce – jest nie do zastąpienia. Zapylają one, jak i inne owady, kwiatostany roślin jadalnych i ozdobnych, wytwarzają wiele innych niezbędnych w gospodarce produktów. A jednocześnie ich obecność i zdrowie stanowią czuły wskaźnik kondycji środowiska naturalnego. Niestety, w ostatnie dziesięciolecia – co znajduje wyraz także w mediach – obserwuje się coraz większy spadek zdrowotności i populacji tych niezwykle popularnych owadów. Pisano o tym w AURZE (11/2008, 5/2013).

Sprzyjające pszczelarstwu warunki zapewniają tereny najmniej narażone na zanieczyszczenia i zatrucie środowiska naturalnego. W Polsce należą do nich m. in. Sądecczyzna i Mazury Garbate, zwłaszcza w okolicach Gołdapi. Miód Mazur Garbatych powstaje z nektaru roślin kwitnących na przełomie maja i czerwca, wśród których dominują rzadko spotykane zioła, zapewniające mu niepowtarzalny kolor, smak i aromat. Ma on także wybitne walory lecznicze (usuwa ból gardła, wzmacnia organizm w czasie przeziębienia, a dzięki znacznej zawartości minerałów wywiera korzystny wpływ na pamięć, łagodzi stres, równoważy ciśnienie). Te walory oraz starania pszczelarzy i czynników oficjalnych sprawiły, że miód z Mazur Garbatych został wpisany na listę produktów tradycyjnych i zastrzeżony certyfikatem Unii Europejskiej, jako produkt dziedzictwa kulturalnego Warmii, Mazur i Podlasia. Ale i ten cenny specyfik może zniknąć, jeśli warunki rozwoju pszczelarstwa będą się pogarszały w dotychczasowym tempie.

Zachorowalność i zagłada pszczół oraz innych owadów roślinopylnych, dostrzegalne coraz bardziej na wszystkich kontynentach, budzą więc niepokój nie tylko właścicieli pasiek i wszystkich korzystających z pracy pszczół, ale i pracowników nauki, polityków rozumiejących i doceniających problemy współczesności i przyszłości. Pojawiają się więc, w związku z tym, pomysły i przedsięwzięcia zaradcze.

W niektórych regionach Chin, tam gdzie pszczół już nie ma (zwłaszcza w słynącym z produkcji gruszek powiecie Hayan w Syczuanie), gdy grusze pokrywają się kwiatami, sadownicy zapylają je sami. Czynią to przy użyciu pędzli z kurzych piór, osadzonych na bambusowych kijach. Tym sposobem wprowadzają do żeńskich kwiatów wysuszony pyłek pozyskany uprzednio z kwiatów męskich. Muszą wspinać się na wysokość 3-4 metrów po drabinach lub bezpośrednio po gałęziach grusz. Ale – zdaniem ekspertów – takie rozwiązanie nie jest możliwe na dłuższą metę.

Zapylanie takim sposobem w skali światowej oznaczałoby bowiem niebywały wzrost cen żywności. A także – co trzeba zaznaczyć – metoda syczuańska nie stwarza warunków dla introdukcji i rozwoju owadów zapylających oraz produkcji wielorako niezbędnego miodu i innych produktów pszczelich. Za nieskuteczny, a raczej za swoiście hobbystyczny sposób należałoby uznać – wymyślone w Szwecji i znajdujące pewien oddźwięk w Warszawie – stawianie uli na dachach budynków wielkomiejskich. Zdaniem szefa Polskiego Związku Pszczelarskiego Tadeusza Sabata, pszczoły w mieście są potrzebne, gdyż zapylają krzewy i kwiaty, ale miejsce dla nich mogłoby znaleźć się w miejskich parkach i ogródkach działkowych. Pojawiły się także propozycje lokowania "hoteli" dla pszczół samotnic, a jedna z takich hotelowych konstrukcji, przypominająca ul, została zainstalowana na Polu Mokotowskim w Warszawie w akcji Greenpeace "Adoptuj pszczołę" (zob. AURA nr 5/2014).

Rząd francuski – co wyraża realniejszą troskę o pszczoły – zakazał w 2012 r. stosowania pestycydów z zawartością chemicznego składnika imidaklopridu, przyczyniającego się do zagłady owadów. Pojawiła się – także pochodząca z Francji – pasza dla pszczół o nazwie apifortuna.

A Komisja Europejska przystąpiła w 2012 r. do finansowania badań nad zanikaniem rojów pszczelich. Opublikowano również raport Greenpeace pt. "Spadek populacji pszczół - przegląd czynnników zagrażających owadom zapylającym i rolnictwu w Europie". Dokument ten, oparty na badaniach naukowych, stwierdza, że wśród znanych już uprzednio chorób, pasożytów, zmian klimatycznych, uprzemysłowienia rolnictwa – życiu i kondycji pszczół zagrażają coraz bardziej zwłaszcza pestycydy z grupy neonikotynoidów. Dotyczy to przede wszystkim 7 pestycydów o największej toksyczności. W związku z tym w promocji zrównoważonego rolnictwa zainaugurowano europejską kampanię mającą na celu eliminację tych pestycydów z użycia. Greenpeace zwrócił się do polityków o wprowadzenie zakazu stosowania neonikotynoidów i innych pestycydów szkodliwych dla owadów zapylających oraz o przekazanie przez Komisję Europejską na te potrzeby części funduszy wspierających rolnictwo konwencjonalne.

Istotne dla ochrony i rozwoju pszczelarswta mogą okazać się ostatnie osiągnięcia nauki polskiej (które wymagają jeszcze sprawdzeń praktycznych). Z badań Instytutu Chemii Przemysłowej im. Ignacego Mościckiego w Warszawie wynika, że pestycydy syntetyczne, stosowane w ochronie roślin, mogą być zastąpione nietoksycznym sokiem z kapusty. "W każdej kapuście znajdują się substancje aktywne, zwane glukozynolami. Kiedy roślina zostaje nadgryziona przez roślinożercę albo z gleby docierają do niej zanieczyszczenia chemiczne, wtedy glukozynolany rozkładają się na dwie substancje o właściwościach grzybobójczych, bakteriobójczych./ Ich skuteczność jest porównywalna ze skutecznością syntetycznych pestycydów" - stwierdza dr inż. Irena Grzywa-Nikisińska z Instytutu Chemii Przemysłowej. A z kilograma kapusty - według dr Grzywa-Nikisińskiej - można wycisnąć 800 ml soku. Taki sok może zastąpić pestycydy syntetyczne stosowane do ochrony roślin. Rozpoczęto również - jest to aktualnie przedsięwzięcie prywatne - hodowlę trzmieli do zapylania roślin w uprawach szklarniowych.

Omówione tu częściowo przedsięwzięcia i wyniki badań mogą urealnić program rozwoju pszczelarstwa opracowany w Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Według jego autorów z drem Lesławem Piecuchem na czele, w latach 2014 - 2018 w Polsce mogłoby powstać 3,2 tys. nowych pasiek wyposażonych w jednolite ule, średnio po 200 w poszczególnych regionach. Wydajność jednego ula oszacowano na 110 kg miodu i 70 kg ziołomiodu w perspektywie 5 - 7 lat. Łącznie dałoby to 7,5 tys. ton miodu rocznie, czyli 50% obecnej produkcji krajowej. Pasieki wytwarzałyby także inne produkty, tj. mleczko pszczele, wosk, kit pszczeli (propolis), jad pszczeli, pyłek kwiatowy, pierzgę, stosowane w przemyśle farmaceutycznym, kosmetycznym, chemicznym. Założeniem autorów jest ujednolicenie organizacji i funkcjonowania pasiek oraz uzyskiwanie maksymalnej ilości produktów. Koszt założenia pasieki z 60 ulami - według tego projektu - wyniesie 88 tys. zł. Dochód roczny z takiego gospodarstwa oszacowano na niemal 100 tys. złotych, a koszt jego działalności na 32 tys. zł. Dochód miesięczny wyniósłby więc około 5 tys. zł.

Projekt przewiduje szkolenie młodych kandydatów na pszczelarzy (obecnie tylko 15% pszczelarzy ma poniżej 35 lat). Zakłada się, że mogliby oni liczyć na dotacje z funduszy rządowych i unijnych, przeznaczonych m. in. na zwalczanie bezrobocia na terenach wiejskich. Wyspecjalizowana firma pod roboczą nazwą Pracownia Pszczelarska miałaby w myśl tego programu zająć się dostawą pożywienia w okresie dożywiania pszczół, syropów do produkcji ziołomiodów, odbiorem miodu i innych produktów z pasiek. Za prace naukowo-badawcze i wdrożenia nowych technologii byłaby odpowiedzialna instytucja Ogólnopolski Klaster Miodowy.

Propozycje Uniwerstyteu Ekonomicznego w Krakowie znalazły oddźwięk w środowisku pszczelarskim. Daje temu wyraz wypowiedź prezesa Związku Pszczelarzy Zawodowych i właściciela gospodarstwa pasiecznego "Sądecki Bartnik", Janusza Kasztelewicza: "Projekt wybiega wiele lat do przodu, wymaga dyskusji i dopracowania szczegółów, ale mamy sporą lukę do odrobienia. W Polsce od kilku lat wzrasta spożycie miodu, a krajowa produkcja za tym nie nadąża. Importujemy około 5 tys. ton miodu rocznie, a niedobór rodzin pszczelich szacowany jest na około 1 mln.(obecnie jest ich ok. 1,3 mln).

Prócz - wyrażonej w krakowskim projekcie - troski o jakość nowych młodych pszczelarzy, wielce pożądane, jak się wydaje, byłoby dotarcie z fachowym instruktażem do pszczelarzy działających już w kraju. Skuteczne dla uefektywnienia ich troski o pasieki mogłoby okazać się opracowanie przez Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie instrukcji obejmującej m. in. zalecenia w sprawie optymalizacji lokalizacji pasiek oraz stosowania pożądanych środków i sposobów ochrony pszczół. Taka instrukcja mogłaby dotrzeć do nich za pośrednictwem samorządów terytorialnych oraz agend modernizacji i restrukturyzacji rolnictwa.

Miejmy więc nadzieję, że zreferowane tu pomysły, wyniki badań naukowych i przedsięwzięcia przyczynią się do przezwyciężenia zagrożeń dla życia i rozwoju rojów pszczelich i innych owadów zapylających, a pasiecznictwo znajdzie poczesne miejsce w planach i wdrożeniach właściwych trendom rozwoju zrównoważonego.

Wypada także – zdania te kieruję zwłaszcza do kierownictwa organizacji pszczelarskich – przypomnieć potrzebę trwałego upamiętnienia wybitnego wkładu do polskiego i światowego pasiecznictwa "pszczelego misjonarza", ks. dra Henryka Antoniego Ostacha (1924-2011). Wciąż aktualne są bowiem w tym względzie:

- nazwanie jego imieniem Polskiego Związku Pszczelarskiego, jak również któregoś z powstałych na bazie produktów pszczelich wyrobów spożywczych lub specyfików apiterapii (mógłby to być "eliksir księdza Ostacha"),

- utworzenie kliniki apiterapii jego imienia,

- zmiana nazwy miejscowości jego wieloletniej działalności duszpasterskiej, pszczelarskiej i społecznej Kamianna na - Kamianna Ostachowa (por. AURA 4/2013).

Wróć