Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Rowerem rusza i... hulaj dusza!

22-06-2022 21:00 | Autor: Mirosław Miroński
Poprzedni felieton poświęciłem tematyce rowerowej. Jest to temat rzeka, dlatego zamierzam do niego co jakiś czas wracać.

Rowery, hulajnogi i wszystko, co z nimi związane, to dziedzina, która szybko się rozwija. Te i inne tego rodzaju pojazdy zyskują na popularności. Nie nadąża za tym infrastruktura, nie nadążają też przepisy regulujące niektóre dotąd nie dla wszystkich oczywiste kwestie. Dla większości z nas jest oczywiste, że aby poruszać się po drogach publicznych samochodem czy motocyklem lub pojazdem szynowym niezbędne są uprawnienia, czyli prawo jazdy odpowiedniej kategorii i inne dokumenty. Jest ono potwierdzeniem wiedzy potrzebnej użytkownikowi drogi zarówno z zakresu przepisów o ruchu drogowym, jak też z techniki jazdy. Wiedzę taką można zdobyć na odpowiednich kursach. Ci, którzy niedawno ubiegali się o prawo jazdy, wiedzą, że jego otrzymanie wcale nie jest proste, a egzamin weryfikujący znajomość zagadnień nie jest łatwo zdać. Niektórzy podchodzą do niego wielokrotnie. O ile istnieje powszechna zgoda co do tego, żeby kryteria egzaminacyjne były dość ostre, o tyle wymagania dla rowerzystów są niewielkie, żeby nie powiedzieć żadne. Nie mówię oczywiście o teorii, ale o tym, jak jest w praktyce. A ta pokazuje, że jeździć po drogach publicznych rowerem lub innym pojazdem z tej kategorii może niemal każdy. I to niezależnie od tego, czy ma odpowiednią wiedzę, czy też nie. Nie musi wcześniej przechodzić szkolenia z zakresu prawa drogowego, nie musi zdawać kosztownych egzaminów. Wystarczy, żeby jako tako umiał utrzymać równowagę na rowerze, hulajnodze, deskorolce lub innych podobnych urządzeń.

Nie wygląda to wcale dobrze z punktu widzenia innych użytkowników dróg np.: kierowców i pieszych. Sam jestem rowerzystą, dlatego rozumiem chęć, a nawet zapał amatorów wspomnianych pojazdów do poruszania się po drogach publicznych. Mam też prawo jazdy, a to oznacza, że wiem, co nieco o bezpieczeństwie na drodze, a takiej wiedzy nie widzę niestety u wielu rowerzystów. Niektóre ich zachowania na drodze w oczywisty sposób tego dowodzą. Ba! Budzą grozę.

Często brakuje wyobraźni, a trasy, gdzie pędzą rowerzyści i hulajnogi, to wcale nie takie bezpieczne miejsce. Po za tym, nie wszędzie są drogi dla rowerów. Trzeba więc jeździć po jezdni, po chodniku, przekraczać skrzyżowania etc. W podobnych miejscach rowerzyści stykają się z innymi użytkownikami. Niedawno, gdy podążałem wzdłuż ul. Przyczółkowej, kilkuletnie dziecko wyjechało mi pod koła. To trasa przeznaczona dla rowerzystów jak i dla pieszych. Maluch na rowerku, ledwie łapiący równowagę, postanowił nagle przejechać z jednej strony drogi wprost pod koła nadjeżdżających z przeciwka. Patrzył na własne nogi, zupełnie nie widział dokąd jedzie ani co jest przed nim. Zdążyłem zahamować, zasłaniając sobą maluszka przed jadącymi. Dwóch rowerzystów za mną, jadąc w pełnym pędzie, straciło równowagę i przeleciało koło mnie i dziecka. Próbując wyhamować, stracili równowagę, zderzyli się ze sobą i obydwaj runęli na asfalt. Byli w miarę młodzi, więc skończyło się na otarciach siniakach i uszkodzonym sprzęcie. Mogło być znacznie gorzej. Choć była to niebezpieczna kraksa, mama lub też opiekunka malca nawet nie zauważyła całego zdarzenia. Szła sobie spokojnie kilkadziesiąt metrów przed dzieckiem. Trudno mieć pretensję do malucha, że nie zna przepisów drogowych. Zapewne przed zdarzeniem jak i po nim nikt z dorosłych nie poinformował go, że nie wolno mu poruszać się po drodze dla rowerów, w dodatku bez opieki i pod prąd. No, cóż… Taką wiedzę powinni najpierw przyswoić sobie opiekunowie, w tym przypadku osoba, która powinna była się nim zajmować.

Odrębną, choć równie groźną dla współuczestników dróg rowerowych kategorię stanowią cwaniacy, którym bardzo się śpieszy. W każdym razie znacznie bardziej, niż tym, którzy ustawiają się w kolejności na skrzyżowaniu i czekają na zmianę światła. Owi cwaniacy-kaskaderzy najpierw próbują wepchnąć się przed wszystkich, zajeżdżając im drogę, a jeśli im się nie uda, stają obok, poza wyznaczoną trasą, na trawniku, na poboczu i stamtąd wjeżdżają przed kolejkę albo na przeciwległy pas. Po zmianie światła na zielone starają się znaleźć na czele grupy ruszających rowerzystów i jadą na czoło, na nadjeżdżających z przeciwka. Cwaniacy niewiele zyskują, jeśli chodzi o czas, a w zamieszaniu jakie powodują często dochodzi do zderzeń, stłuczek, niszczenia sprzętów, a czasem do naprawdę groźnych sytuacji. Inni jeżdżą w kółko, czekając na światłach. To kategoria cwaniaków-sportowców. Cała przestrzeń przed skrzyżowaniem należy do nich. Nie chce im się wypiąć nogi z pedałów. Niedawno wpadłem na takiego. Zajechał mi drogę gdy dojeżdżałem do skrzyżowania. Jak widać nawet tak prozaiczna kwestia, jak wypinanie pedałów, na drodze może mieć znaczenie.

Chociaż jadąc rowerem, nie rozwijamy kosmicznych prędkości, nierzadko dochodzi do licznych urazów, złamań, wstrząśnień mózgu etc. Dochodzi też, niestety, do wypadków śmiertelnych z udziałem jadących na rowerach i hulajnogach. Stosujmy się do przepisów i zachowujmy zdrowy rozsądek. To pozwoli uniknąć wielu zagrożeń zarówno nam, jak i pozostałym użytkownikom dróg.

Wróć