1
Był sobie raz wśród wielu miast,
Toruń, a w nim jak gdyby nic,
Prywatny sektor, Ojciec dyrektor,
Na oko, zdrów jak rydz.
Rudy, rudy, rudy rydz (yk),
Jedni mówią: święty!
Rudy, rudy, rudy rydz (yk),
Inni, że stuknięty.
Rudy, rudy, rudy rydz (yk),
Geniusz w pewnym sensie,
Chociaż rudy, rudy rydz (yk),
Podpadł już Wałęsie.
On, gdyby chciał, z diabłem by grał.
Widzisz i nie grzmisz, Boże!
Lecz nawet Bóg, do swoich sług
Wtrącać się dziś nie może.
Rudy, rudy, rudy rydz (yk),
Buja w żywe oczy,
Rudy, rudy, rudy rydz (yk),
Nikt mu nie poskoczy.
Rudy, rudy, rudy rydz (yk),
Nie chce słuchać Glempa,
Za to jego słucha widz
I dewotka tępa.
2
Chce cały czas być jedną z gwiazd
I plecie w radiu trzy po trzy,
Lepszy artysta, Redemptorysta,
Do twista niż do mszy.
Rudy, rudy, rudy rydz (yk),
I Radio Maryja.
Rudy, rudy, rudy rydz (yk),
Ciężką forsę zbija.
Rudy, rudy, rudy rydz (yk),
Łeb nie od parady.
Rudy, rudy, rudy rydz (yk),
Drwi z Krajowej Rady.
Jak będę chciał, to będę miał
Władzę i poważanie.
Na nosie gram i dalej TRWAM
I co mi zrobisz, Panie?
Rudy, rudy, rudy rydz (yk)
I grupa psycholi,
Rudy, rudy, rudy rydz (yk),
Kto go... słuchać woli?
Rudy, rudy, rudy rydz (yk),
Jasne to jak słońce,
Że... (nie mówmy lepiej nic)
Grzyby są trujące.
© MKWD (Muzyczny Kabaret Wojtka Dąbrowskiego)