Wraz z mężem Janem Krzyżanowskim (niestety, nieżyjącym od roku) spędziła mnóstwo czasu w Hiszpanii i nauczyła się języka hiszpańskiego. Szczególnie zaś zafascynowało ją flamenco, chociaż nigdy nie odważyła się go tańczyć. Za to wykonując piosenki, ta niewysoka, szczuplutka artystka, tańczy z takim temperamentem, jakby miała 18 lat. W klubie Babel – Sława podzieliła się z wysłannikiem „Passy” kilkoma refleksjami:
– Podlasie, a w szczególności mój rodzinny Międzyrzec Podlaski są dla mnie bardzo ważne. Zawsze zachwycała mnie tamtejsza przyroda i charakterystyczny zaśpiew w mowie ludności. Na wsiach, a moja mama pochodziła z Drelowa, panowała gościnność, serdeczność. Dlatego uważam, że wielkie miasta powinny być... na wsi. Mój sentyment do Podlasia jest ciągle w moim sercu. Będąc dzieckiem, stale chodziłam do sąsiadów, z którymi bardzo się lubiliśmy. Podczas okupacji Niemcy ich zastrzelili. A mnie została w sercu zadra. Nie mogę się pozbyć tego wspomnienia. Ja akurat miałam to szczęście, że zaraz po wojnie trafiłam do założonego przez prof. Stanisława Jedlewskiego – Państwowego Zakładu Wychowawczo-Naukowego dla Młodzieży Osieroconej w Krzeszowicach. To była wspaniała placówka. Cudowne dwa lata, atmosfera świetna. Jedlewski stworzył coś na wzór Korczaka, mieliśmy harcerstwo, zajęcia artystyczne. Wspominam to z rozrzewnieniem. Zresztą, wspomnienia dziecka są zawsze dobre, choć ja pamiętam, jak mojego brata wywieziono na Majdanek, a potem na Syberię. Po takiej tragedii człowiek miał inny imperatyw życiowy.
Moje amatorskie śpiewanie od dziecka znalazło w końcu profesjonalne ujście, gdy dostałam nagrodę w konkursie piosenkarskim Polskiego Radia i trafiłam pod skrzydła profesor Wandy Wermińskiej. Piosenka „Pamiętasz była jesień”, którą zaśpiewałam w filmie Wojciecha Hasa „Pożegnania”, zrobiła mu mojemu zdumieniu furorę, no i tak zaczęłam długoletnią karierę artystyczną, koncerty, podróże. Z tamtego pokolenia piosenkarek chyba tylko ja jeszcze występuję, bo nawet Irena Santor zrezygnowała z koncertowania. Choć rok temu musiałam pogodzić się ze śmiercią męża, staram się zachowywać życiowy optymizm i skupiać na rzeczach pozytywnych – powiedziała Przybylska, która podpisywała w klubie Babel napisaną przez prof. Marię Szyszkowską książkę pt. „Opowieść o Sławie”. Ta ceniona filozofka przypomina w książce, że już na wstępie kariery Sławy doceniły ją takie autorytety, jak Władysław Szpilman, Jerzy Waldorff i Aleksander Bardini.
Podzieliła się też uwagą na temat współczesnych aranżacji muzycznych: – Ja akurat uważam, że jeśli chodzi o wielkie dzieła muzyczne dawnych kompozytorów, to nie należy zmieniać ich charakteru. Nie lubię, gdy ktoś gra Chopina w aranżacji jazzowej, bo w tym nie ma chopinowskiej duszy.
Główną atrakcją dla wielbicieli Przybylskiej, zebranych w klubie Babel, było zaprezentowanie jej najnowszej płyty „Tańcząca brzoza”. Poniżej oficjalna rekomendacja tych nagrań.
Przedstawiamy najnowszy album z premierowym utworem „Tańcząca brzoza” nagranym niedawno do słów znanego i lubianego aktora Jacka Bursztynowicza oraz muzyki wybitnego akompaniatora Janusza Tylmana, który towarzyszy artystce już od ponad 30 lat. Janusz Tylman jest również autorem wielu kompozycji muzycznych, które wielokrotnie wykonywała Sława Przybylska. Na albumie dodatkowo znajdzie się również kilka utworów z różnych lat z repertuaru artystki, które wzbogacą swoją różnorodnością nowy album. Najnowsza premierowa piosenka to podsumowanie wielu lat pracy artystki na polskiej scenie muzycznej, jak również nawiązanie do początków kariery muzycznej oraz zamiłowania do piękna natury. W najnowszym utworze przewija się motyw brzozy, drzewa które szczególnie umiłowała artystka. Wydaje się , że tańczy z nią. Piosenka choć zaczyna się nostalgicznie jest bardzo pogodna i optymistyczna ma wszystkie znamiona hitu i może być zapamiętana na długo, gdyż jest bardzo melodyjna i może przypaść słuchaczom do gustu. Album najnowszy nie jest jednak pożegnaniem ze sceną, gdyż artystka będzie nadal koncertować i dawać radość swoim słuchaczom. Na scenie Sława Przybylska to wulkan energii, zaraża optymizmem często wciąga słuchacza w swoją podróż z najpiękniejszymi melodiami, które wylansowała w ciągu całej swojej wieloletniej drogi artystycznej.
Sława Przybylska - Śpiewu uczyła się u prof. Wandy Wermińskiej. W 1958 roku została słuchaczką Studium Estradowego Polskiego Radia, w którym uczyła się sztuki interpretacji piosenki m. in. pod kierunkiem Jerzego Abratowskiego i Aleksandra Bardiniego. W tym samym roku nagrała do filmu "Pożegnania" (reż. Wojciech Jerzy Has) piosenkę "Pamiętasz była jesień", która przyniosła jej ogromny rozgłos, śpiewała "Czerwone maki na Monte Casino" w filmie "Popiół i diament" (reż. Andrzej Wajda). W 1960 roku wystąpiła w filmie "Zezowate szczęście" (reż. Andrzej Munk), wykonując piosenkę "Kriegsgefangenenpost". Któż nie zna takich piosenek jak "Gdzie są chłopcy z tamtych lat", "Pamiętasz, była jesień" czy "Miłość w Portofino".
Janusz Tylman - Jest absolwentem Akademii Muzycznej w Warszawie. W latach 2001–2005 uczestniczył w programie TVP2 Śpiewające fortepiany, gdzie jako pianista zasiadał przy czarnym fortepianie. Od 2007 był trenerem wokalnym w programie telewizji Polsat Jak oni śpiewają. Współpracował ze stowarzyszeniem „Akademia Wilanowska”. Jest autorem piosenek, muzyki do filmów, spektakli teatralnych, programów telewizyjnych i estradowych, a także musicali, wystawianych w polskich teatrach, a także w Stanach Zjednoczonych oraz Szwecji.