Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Staruchu, miej się na baczności!

29-03-2023 20:27 | Autor: Tadeusz Porębski
Dzisiejsze czasy to prawdziwe eldorado dla wydrwigroszów i oszustów, czasy ocierającej się o patologię pazerności, która, niestety, jest legalna. Próbują orżnąć nas praktycznie wszędzie. Niedawno padłem na kilkaset złotych za ubezpieczenie…, którego nie było. Ubezpieczyciel powołał się na rzekomo niewypowiedzianą przeze mnie umowę OC na samochód, która przedłużyła się automatycznie na kolejne 12 miesięcy. Nie potrafiłem znaleźć kwitu i udowodnić, że żądanie jest dęte. Sąd i nakaz zapłaty prawie tysiąca zł na rzecz ubezpieczyciela. Dopiero wtedy doszło do mnie, że mój własny rząd wprowadził w życie przepis, który dobrze robi ubezpieczycielom (w większości zagranicznym) zamiast mnie – obywatelowi RP.

Przepis ten to art. 28 ust. 1 ustawy o ubezpieczeniach obowiązkowych z maja 2003 r. (rząd SLD-PSL), który powiada, że jeśli posiadacz danego pojazdu mechanicznego najpóźniej na jeden dzień przed zakończeniem umowy ubezpieczenia OC zawartej na 12 miesięcy nie złoży do towarzystwa ubezpieczeniowego wypowiedzenia, umowa ta zostaje automatycznie przedłużona na okres kolejnego roku. Daje on ubezpieczycielom zielone światło umożliwiające żerowanie na zaganianych, zapominalskich i rzadko czytających zawierane umowy Polakach. Mechanizm ten dotyczy także umów zawieranych z operatorami sieci komórkowych. Art. 28 ust. 1 powinien zostać niezwłocznie zniesiony, ponieważ zbyt często powoduje ludzką krzywdę.

W prawie cywilnym, aby doszło do zawarcia jakiejkolwiek umowy, potrzebna jest zgodna wola obu stron. W przypadku umowy ubezpieczenia OC oraz właścicieli telefonów komórkowych rząd SLD i PSL wprowadził fikcję prawną, według której zgodna wola stron została zastąpiona tzw. klauzulą prolongacyjną, czyli automatycznym zawarciem kolejnej umowy ubezpieczenia. Cel wprowadzenia klauzul prolongacyjnych do umów ubezpieczeń obowiązkowych na kilometr pachnie obłudą: rzekomo mają one zwiększyć prawdopodobieństwo nieprzerwanego trwania ochrony ubezpieczeniowej i zapewnić ochronę posiadaczom pojazdów mechanicznych, którzy nie kontrolują terminów zakończenia trwania ochrony ubezpieczeniowej. He, he, he… Akurat. Zupełnie odwrócono role: to ubezpieczyciel – skoro chce zatrzymać klienta i zarabiać na nim – powinien zawczasu informować go o zbliżającym się końcu umowy oferując zniżki, rabaty oraz promocje. To wyłącznie ja powinienem decydować, czy nadal chcę być z danym ubezpieczycielem, czy też nie. Firmy ubezpieczeniowe stosują podstępną taktykę: po 2-3 latach nagle przysyłają żądanie kilkusetzłotowej opłaty za ubezpieczenie, które de facto nie działało. I biada ci, kierowco, jeśli nie znajdziesz potwierdzenia, że wypowiedziałeś umowę w terminie. Ofiarami bezwzględnych wydrwigroszów najczęściej padają seniorzy, osoby w wieku podeszłym, dotknięte schorzeniami.

Ostatnio miałem do czynienia z wieloma historyjkami dotyczącymi warszawskiego Zarządu Dróg Miejskich, którego podstawowym zadaniem ma być utrzymanie infrastruktury drogowej, czyli modernizowanie, przebudowywanie i naprawianie stołecznych ulic. Obecne kierownictwo ZDM składa się z ludzi młodych i gniewnych posiadających własne wizje, niestety często sprzeczne z interesem mieszkańców. To pod ich rządami Warszawa stała się światową stolicą żeliwnych słupków. „Warszawa jest miastem, gdzie w przeliczeniu na jednego mieszkańca jest najwięcej na świecie żeliwnych słupków na chodnikach” – informuje Gazeta Wyborcza. „Są one ustawiane w tak dziwnych miejscach i w takich zagęszczeniach, że już nawet Mrożek z Bareją łapią się za głowy”. Z rozmów i opowieści wynika, że utrzymywanie infrastruktury drogowej wcale nie jest już „podstawowym zadaniem statutowym” ZDM. Wydaje się, że obecnie podstawowym zadaniem tego zakładu budżetowego miasta – poza masowym stawianiem wyżej wymienionych słupków – jest sztukowanie kulejącego miejskiego budżetu, poprzez łupienie coraz wyższymi opłatami kierowców w Strefie Płatnego Parkowania Niestrzeżonego. Łupienie ma mieć znacznie większy wymiar – analizowano ostatnio przedłużenie płatnego parkowania także na soboty i niedziele. Z analizy ZDM wynika, że weekendowe opłaty powinny zostać wprowadzone w obszarze ulic Słomińskiego, Wisłostrada, Książęca, Ludna, Al. Ujazdowskie, pl. Na Rozdrożu, Trasa Łazienkowska, al. Niepodległości, Al. Jerozolimskie do pl. Starynkiewicza, Żelazna, Prosta, Towarowa, al. Solidarności do pl. Bankowego i Andersa. Na razie to tylko projekt, ale stare polskie przysłowie powiada, że co się odwlecze to nie uciecze.

ZDM wykonuje swoje zadanie z wyjątkową bezwzględnością. Z jednej strony jest to godne uznania, ponieważ w 1989 r. zakończył się okres komunistycznej „darmochy” i miasto nie może już być instytucją dobroczynną. Problem w tym, że urzędnicy nie mają żadnej litości także dla niepełnosprawnych seniorów, na których władze Warszawy rzekomo chuchają i dmuchają. Jak w rzeczywistości wygląda to chuchanie i dmuchanie można łacno przekonać się odwiedzając wyposażony w szereg barier architektonicznych(!) budynek przy ul. Andersa 5, gdzie mieści się Miejski Zespół Orzekania o Niepełnosprawności. W deszczu, śniegu, słocie lub upalnym słońcu kolejka starszych, często okulawionych ludzi cierpliwie czeka pod gołym niebem aż ochroniarz wpuści ich do wnętrza, by mogli stanąć przed obliczem urzędniczki i złożyć stosowny wniosek do lekarza orzecznika. Takie traktowanie niepełnosprawnych przynosi hańbę naszemu miastu. Żaden z miejskich radnych nie podniósł tego wstydliwego tematu podczas sesji Rady Warszawy.

Wracając do traktowania staruchów przez ZDM. Przykład nr 1. Senior po 70. posiada orzeczenie o niepełnosprawności, tzw. niebieską kartę parkingową i dodatkowo Kartę N+ uprawniającą do bezpłatnego parkowania w SPPN. Wymienia jednak auto na inne i zapomina, by udać się do ZDM i przerejestrować swoją Kartę N+. To w tym wieku norma – staruchy często zapominają nawet o wykupieniu leków ratujących im życie, a mają pamiętać o przerejestrowaniu jakiejś karty? Dostaje dwa mandaty na łącznie 600 zł. Ewidentnie jego wina, ale niezamierzona, poparta ważnymi argumentami. Znaczy, zachodzi tzw. okoliczność łagodząca, dająca możliwość anulowania kary, bądź jej złagodzenia. Okoliczności łagodzące stosuje się często w sądach. Ale nie w stołecznym ZDM. Staruch dzwoni tam i usiłuje tłumaczyć się, pyta o możliwość złożenia reklamacji, biadoli, że ma groszową emeryturę i katalog chorób, ale urzędniczka z Wydziału Parkowania jest twarda jak żelazo: „Musi pan zapłacić, Karta N+ to przywilej, z którego trzeba umieć korzystać”. Paniusia kończy procedurę odwoławczą zanim się ona zaczęła. Trochę mną tąpnęło. Jaki znów przywilej? Przywileje to akty łaskawości nadawane przez monarchę określonej grupie społecznej, natomiast niepełnosprawni nabyli swoje PRAWA dzięki zapisom Konwencji ONZ o Prawach Osób Niepełnosprawnych z 2006 r. Poszczególne rządy oraz samorządy po prostu realizują postanowienia konwencji (na różny sposób) i nie może być mowy o żadnej łasce ze strony władzy. Na przykład w Belgii, Finlandii, Niemczech, na Malcie i w Paryżu osoby niepełnosprawne mogą parkować za darmo w strefach z parkomatami (bez żadnych dodatkowych Kart N+).

Wszystko wskazuje na to, że ZDM stał się zbrojnym w mandaty ramieniem władz Warszawy, którego zadaniem jest efektywne ściąganie opłat za parkowanie (co w założeniu jest słuszne), bez względu na okoliczności (co jest założeniem chybionym i krzywdzącym wielu ludzi). Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że reklamacje składane w Wydziale Parkowania ZDM w ogóle nie są czytane. Przykład nr 2. Kierowca ląduje w szpitalu i zostawia swój samochód na płatnym parkingu. Po opuszczeniu szpitalnych murów znajduje za wycieraczkami kilka mandatów. Nic dziwnego. Składa reklamację dołączając zaświadczenie ze szpitala. Reklamacja zostaje… odrzucona. Dopiero po kilku miesiącach Komisja Odwoławcza przy prezydencie Warszawy łaskawie anuluje nałożone mandaty. Żenada. Tak więc strzeż się, warszawski kierowco – staruchu, bo nawet najdrobniejszą twoją przewinę niechybnie dosięgnie karząca ręka urzędnika ZDM.

Wróć