Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Szczepionka na zdrowy rozum…

10-10-2018 22:42 | Autor: Mirosław Miroński
Jesienne chłody przypomniały mi o potrzebie zatroszczenia się o własne zdrowie. Zwykle dość ciężko przechodzę wszelkie przeziębienia. Między innymi dlatego postanowiłem zaszczepić się przeciwko grypie. Przed każdym sezonem jesienno-zimowym korzystam z możliwości bezpłatnego zaszczepienia się przeciwko tej podstępnej i dającej wiele powikłań chorobie.

Wyraźnie zaznaczam, że to moja decyzja dobrowolna, a nie jakiś przymus administracyjny. Kierowałem się przede wszystkim rozsądkiem oraz bilansem korzyści i strat poniesionych na zdrowiu. Nie zdecydował też o tym fakt, że szczepienie to jest w moim przypadku bezpłatne, choć to niewątpliwy plus. W ramach szeroko zakrojonej akcji szczepienia dla określonych w ustawie grup koszt pokrywa Skarb Państwa. Przeciwnikom tego typu darmowych rozwiązań odpowiadam, że koszty leczenia grypy i jej ewentualnych powikłań w ramach ubezpieczeń zdrowotnych byłyby zapewne wyższe niż koszt szczepienia.

Postanowiłem szczepić się co rok, regularnie. Zresztą, nie ukrywam, było to za radą lekarza. Właściwie za namową wielu osób, które szczepią się od dawna. Kilka dni temu zaszczepiłem się znowu, nie bacząc na pobrzmiewające w mediach dyskusje wokół szczepionek. Przyznaję szczerze, że nie jestem żadnym ekspertem od szczepionek, co w czasach, kiedy coraz więcej ludzi zna się na wszystkim nie jest być może powodem do dumy. Przecież wszyscy, w każdym razie przeważająca większość z nas zna się na sporcie, na medycynie również. Jest jednak znacząca różnica między znajomością tych, czy innych faktów z dziedziny sportu a medycyną i troską o zdrowie. Wiedza o sporcie lub jej brak nie prowadzi do tragedii, jak to może mieć miejsce w przypadku nieznajomości choćby podstawowych zasad dotyczących naszego i nie tylko naszego zdrowia. Gdy w autobusie lub w tramwaju osoba zainfekowana kicha i kaszle na otaczających ją pasażerów, szkodzi im ewidentnie, a jest to częsty obrazek. Z pewnością lepiej dla niej i dla innych byłoby pozostać w domu, zamiast rozsiewać zarazki dokoła. Cóż, kiedy świadomość tego prostego faktu jeszcze nie dla wszystkich jest oczywista. O ile oczywiste jest, że małe dzieci na poziomie żłobka czy przedszkola pozostają w domach, gdy wykazują symptomy choroby, o tyle już w szkołach i miejscach pracy wygląda to zupełnie inaczej. Dlaczego? Dlatego, że rodzice maluchów oraz ich opiekunowie w żłobkach i przedszkolach wymuszają takie zachowanie. W przypadku młodzieży szkolnej i osób dorosłych tzaś o już nie działa. A szkoda, bo konsekwencje tego ponosimy wszyscy.

Wszyscy ponosimy też konsekwencje decyzji podejmowanych pod wpływem rozmaitych pseudoautorytetów dotyczących szczepień przeciwko chorobom mogącym zdziesiątkować naszą populację. Na wstępie użyłem w odniesieniu do tego zagadnienia słowa – dyskusja. Otóż nie ma żadnej dyskusji. Jedni mówią – szczepić się trzeba, inni zaś, że nie. To, czego brakuje, to właśnie dyskusja. Zresztą, nie chodzi o to, żeby dyskutować nad tak oczywistą rzeczą jak powszechne szczepienia. Chodzi o to, że jak dotąd nie pojawiły się w przestrzeni publicznej argumenty podane przez prawdziwe autorytety w tej dziedzinie, lekarzy, epidemiologów, naukowców znających się na zagadnieniach związanych z daną chorobą i jej rozprzestrzenianiem się w danym mieście, kraju, kontynencie. W takiej czy innej populacji.

Nie znam się na szczepionkach i dlatego w przeciwieństwie do domorosłych autorytetów w tej dziedzinie nie zamierzam się wypowiadać. Ale decyzje podejmowane przez jednostki w tym zakresie mają wpływ na innych. Dlatego powinny być regulowane na podstawie konkretnych przesłanek, wynikających z dostępnej wiedzy. Wyobraźmy sobie że na drodze, którą jedziemy, ktoś nagle będzie jechać pod prąd, bo nie zgadza się z zasadami ruchu drogowego. Łatwo sobie wyobrazić konsekwencje takiej decyzji. W przypadku szczepionek konsekwencje mogą być znacznie groźniejsze. Większość z nas została kiedyś zaszczepiona przeciw niezwykle groźnym chorobom i być może dzięki temu udało się ich uniknąć. Pamiętam, że w czasach mojej młodości widok kogoś, kto był ofiarą wirusa polio, nie należał wcale do rzadkości. Byli to chorzy na chorobę Heinego-Medina (od nazwisk dwóch pionierów walki z groźnym wirusem polio). Tę groźną chorobę udało się zatrzymać i wyeliminować w naszym kraju właśnie dzięki szczepionkom. Kto z przeciwników szczepień wyjaśni swojemu, czy innemu dziecku, że zachorowało, bo rodzice byli przeciwni szczepionkom?

Wróć