Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

To idzie gra o Polskę...

16-08-2023 19:55 | Autor: Maciej Petruczenko
W walce o mandaty poselskie i senatorskie zaczęła się pokerowa rozgrywka, w której bluff – czyli udawanie, że się ma mocniejsze karty od przeciwnika – jest chwytem normalnym i zrozumiałym. Do tego pokera włączył się między innymi rzecznik partii Prawo i Sprawiedliwość Rafał Bochenek, który akurat bynajmniej nie ściemniał, tylko zagrał, jak to się mówi, w otwarte karty, przedstawiając partyjną akcję zniesławiania szefa konkurencyjnej Platformy Obywatelskiej. Już wcześniej Bochenek i spółka z obywatelską troską „otwierali oczy” współziomkom, określając Donalda Tuska mianem „ryżego” sługusa Niemiec, który w ogóle nie dba o interesy Polski. Teraz na billboardach umieszczono swoiste tagi: „zepsuł wszystko”, „uciekł”, „zrobi to znowu”, „nie zasługuje na kolejną szansę”.

„To jest billboard, który prezentuje kwintesencję tego, czym jest Donald Tusk i jak zachowywał się wtedy, kiedy był premierem, kiedy porzucił Polskę dla intratnej funkcji szefa Rady Europejskiej w Brukseli” – doniósł na „Ryżego” niedorzecznik PiS. Dlaczego niedorzecznik? Ano dlatego, że przypominając o przejściu Tuska ze stanowiska premiera rządu RP na eksponowaną placówkę brukselską, nie dopowiada jednocześnie, że spośród członków PiS nie jakiś pojedynczy osobnik bynajmniej, ale cała grupa wiernych patriotów „uciekła” do stolicy Belgii i jakoś nikt nie wysyłał za nimi listów gończych ani – na wzór rzewnej pieśni góralskiej – nie zaśpiewał: „Dla chleba, panie, dla chleba ojczyznę porzucić nam trzeba”. A przecież do Brukseli „uciekli” i była premierka Beata Szydło, i była kierowniczka Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Beata Kempa, i Zdzisław Krasnodębski, i Patryk Jaki, i Ryszard Czarnecki, i Joachim Brudziński...Wszyscy oni grzeją ławy unijne, pobierając za to sowite wynagrodzenie i jakoś im się nie chce wracać do kraju, co w wypadku Czarneckiego miałoby zapewne formę wielogodzinnej jazdy kabrioletem, bo mu się ta forma delegacyjnie najkorzystniej rozlicza. W sumie złożyło się na PiS-owskie wychodźstwo bodaj 27 sztuk najdorodniejszej trzody, wyhodowanej przez arcypasterza Jarosława Kaczyńskiego.

Jak zatem nazwać każdą sztukę z osobna? Uciekinierem (uciekinierką), wychodźcą lub uchodźcą, a może zdrajcą narodu polskiego, opuszczonego przez tych ludzi, których należałoby nazwać wobec tego – tak jak oni nazywają Tuska – „uosobieniem zła”.

Sojusznikom tego ostatniego Jarosław K. postawił poważne zarzuty: „Proponują nam nienawiść, negatywne uczucia, wojnę, można powiedzieć wojnę domową, niszczenie katolików - a Polska jest w większości katolicka - opiłowywanie, proponują język polityki, który jest językiem z jakiejś jamy bandyckiej, a nie normalnym kulturalnym językiem, którym powinniśmy się posługiwać. Donald Tusk – prawdziwy wróg naszego narodu. Trzeba to jasno w końcu powiedzieć. Ten człowiek nie może rządzić Polską. Ten człowiek powinien w końcu pójść do swoich Niemiec i niech tam szkodzi, a nie tu. Tusk może pójść również na Białoruś. Tam też by się przydał, ale on woli Niemcy. On woli Niemcy na pewno” – zdemaskował swego największego rywala Jarosław Kaczyński.

Guru z Nowogrodzkiej zarzucił też konkurencji politycznej, że to ona nasprowadzała zwały szkodzących środowisku naturalnemu śmieci. Ostrzegł też rodaków, że jeśli Tusk doczeka kolejnych wyborów, to przedstawi się już jako kobieta... Jedzie więc po dawnym bohaterze walki solidarnościowej równo z trawą, sam takim bohaterem raczej nie będąc. Tak to się komuś optyka radykalnie zmienia, gdy przychodzi szarpać się o głosy wyborców, żeby potem odgrywać trybuna osłaniającego umiłowany lud własną piersią.

Tusk – chcąc przebić populistyczne atuty Kaczyńskiego – ogłosił między innymi projekt „babciowego”, czyli wsparcia młodych Polaków w zupełnie nowej formie finansowej. Jarosław Mądry przeszedł już jednak na całkiem nowe podwórko – manipulacji wyborczych. Do samego aktu elekcji chce dodać bowiem referendum, choć gubi się w dobieraniu jego poszczególnych punktów. Punkt pierwszy ponoć brzmi: „Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym, prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad strategicznymi sektorami gospodarki? W poprzedniej wersji pytanie było prostsze: „Czy popierasz wyprzedaż państwowych przedsiębiorstw”?

Widać jednak mędrcy formułujący owe pytania doszli do wniosku, że opozycja za łatwo ośmiesza tę wersję indagacji obywateli, bo przecież obecna władza opyliła podmiotom zagranicznym majątek byłej spółki Lotos, a nabywcami zostały Saudi Aramco i węgierski MOL. Tymczasem Kaczyńskiemu chodzi o zarzucenie Platformie i jej sojusznikom „wyprzedaży majątku narodowego”. Jak na ironię, taki zarzut wraca do samego zarzucającego jak bumerang.

Społeczeństwo, wysłuchujące wzajemnych oskarżeń, jakie pod swoim adresem wysuwają politycy różnych stronnictw, nie jest już w stanie się połapać, które oskarżenia są słuszne, a które nie. Jednym z nich jest przypinanie łatki „prorosyjskości”, co nasiliło się zwłaszcza zaraz po ogłoszeniu, że w alians z Koalicją Obywatelską wchodzi Agrounia. Jeśli się nawet zagra na fortepianie utwory Czajkowskiego albo zatańczy w rytm walca Szostakowicza, może to być uznane za ukłon w stronę Kremla.

Innym wzajemnym zarzutem jest pomawianie konkurencji, że sfałszuje wybory. Prawdę mówiąc, podejrzenie takie może być uzasadnione w stosunku do PiS-u i jego pomagierów, bo obecna władza trzyma wszystkie agendy państwa w ręku, a jeśli chodzi o regulaminy – ustala sobie w drodze aktów wyższego i niższego rzędu co tylko chce. I ustaliła chociażby, że za granicą komisje muszą policzyć głosy wyborów i referendum w ciągu 24 godzin. Z góry można przewidywać, że nie wszędzie zdążą to zrobić, co wypaczy wyniki głosowania. Ale tym władza się nie martwi, przypuszczając, że głosujący za granicą raczej jej nie poprą, widząc, jaka jest antyeuropejska.

Co ciekawe, w kwestii pilnowania prawidłowości wyborów odezwał się w niedawnym wywiadzie dla tygodnika „Sieci” sam pan prezydent Andrzej Duda. I już zapowiedź tego wywiadu na okładce tygodnika zdradza stronniczość głowy państwa: „Musimy pilnować wyborów, szczególnie przed opozycją”. Rozumiem zatem, że Duda nie pilnuje interesu społeczeństwa, tylko partii, która go wywindowała do pozycji numer jeden w państwie. Zastanawiać wszakże może zwrot „szczególnie przed opozycją”. Czyżby prezydent podejrzewał, że strona rządowa też może coś skręcić?

Wróć