Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Tylko talibów nam brakowało...

11-01-2023 20:17 | Autor: Maciej Petruczenko
Choć większość swoich spraw organizacyjnych staram się załatwiać na Ursynowie i Mokotowie – i tak w skali każdego tygodnia miotam się z jednego krańca Warszawy na drugi. Stołeczna obwodnica jest więc mi zbawieniem, pozwalającym dotrzeć z miejsca na miejsce w błyskawicznym tempie. Od momentu, gdy w 1956 roku – wobec braku dostatecznych środków transportu publicznego w obrębie zatłoczonej stolicy i okolic – nauczyłem się ryzykownej jazdy na „cycku” tramwaju i na progu otwartych drzwi pociągu elektrycznego, nie znoszę tłumu. I na szczęście zazwyczaj udaje mi się go unikać, a już moda na pracę zawodową online stała się wodą na mój młyn i bardzo sobie tę modę cenię.

Niemniej,wciąż razi mnie zatłoczenie w wielu punktach stolicy, wynikające przede wszystkim z tego, że jego władze dopuszczają do skupienia w niewielkim miejscu masy ludzi, a na dodatek miejsce to jest źle skomunikowane z większością dzielnic. O ile dobrze pamiętam, w latach 90-tych wyrzucono do kosza opracowane wcześniej plany zagospodarowania przestrzennego, których w efekcie do dzisiaj brakuje w wielu zakątkach Warszawy, co pozwala na swobodne, żeby nie powiedzieć – bezkarne, hasanie deweloperów.

W bliskim sąsiedztwie nieszczęsnego skupiska biurowego na Służewcu, zwanego Mordorem, znajduje się ulica Kłobucka, zaliczana do dzielnicy Ursynów. Jeszcze do niedawna diabeł tam mówił ludziom dobranoc, a niezbyt prestiżową wizytówką tej ulicy był przez czas długi areszt śledczy. Wszystko zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy stanęły tam nowoczesne apartamentowce. Podobnie jak w wielu innych punktach miasta, szybko okazało się jednak, że – tak jak to było w wypadku Miasteczka Wilanów – mieszkańcom dokuczają podstawowe problemy, od braku miejsc parkingowych poczynając (te podziemne nie są dostatecznym rozwiązaniem). Wpadam na Kłobucką bardzo często i dziwię się, że dopuszczono tam do takiego stłoczenia budynków i uliczek. Zanim na Kłobuckiej pojawiły się najróżniejsze kłopoty, na które słusznie zwraca uwagę ursynowski radny Paweł Lenarczyk, powinni byli pójść po rozum do głowy radni Warszawy i urzędnicy stołecznego ratusza. Bo cóż mieszkańcom z tego, że miejscowy plan zagospodarowania zostanie uchwalony dopiero za kilka lat?

W moim przekonaniu na przykład, rzeczą absolutnie niedopuszczalną w Warszawie jest taki sposób wynajmowania powierzchni biurowych (Służewiec!!!), że za podziemne miejsca parkingowe trzeba osobno płacić. Efekt jest taki, iż wielkie parkingi pod biurowcami zieją pustką, bo stawiają tam auta tylko niepłacący z własnej kieszeni prezesi i dyrektorzy firm, będących najemcami, a większości pracowników na opłacanie owych miejsc nie stać. Zauważyłem nawet, że dostrzegł ten paradoks jakiś spryciarz, który jako pośrednik zaczął proponować owym pracownikom wynajem stanowisk podziemnych po dużo niższej cenie niż oficjalna. Ale i tak niewiele to zmienia i – jak w wielu innych zakątkach Warszawy – przyjezdnym trudno jest nie tylko zaparkować, lecz nawet stanąć na chwilę. Taki sam problem występuje w nowych osiedlach na Kłobuckiej. I podobnie jak w Mordorze – ratusz, zamiast przepraszać obecnych użytkowników za swoje zaniedbania, nasyła straż miejską, polującą na tych, którzy staną w niedozwolonym miejscu. Pozwala się tylko stawać pojazdom dostawczym, które – nawiasem mówiąc – blokują wtedy cały przejazd w jednym kierunku. Takie są skutki upychania masy ludzkiej w maksymalnej objętości. Tylko że ktoś na takie rozwiązanie pozwolił. Tymczasem, wynajem biurowców z osobnym płaceniem za parking powinien być moim zdaniem niedopuszczalny. Bo wprawdzie ma z tego korzyść właściciel, ale szkoda społeczna jest niepowetowana.

Martwiąc się problemami Kłobuckiej, wszelako – o wiele bardziej przejmuję się tym, co – nie tylko warszawiakom, ale całemu społeczeństwu polskiemu szykuje Nowogrodzka, a dokładnie ludzie knujący w budynku, w którym nie tak dawno miała siedzibę moja redakcja-matka, czyli Przegląd Sportowy. Coraz więcej osób, niebezpodstawnie zauważa, iż pod tym adresem zmawiają się przeciwko polskiej demokracji rodzimi fanatycy. Coś, co się nam w głowie nie mieściło, gdyśmy z daleka śledzili poczynania ajatollahów w Iranie, krok po kroku znajduje miejsce na terenie obecnej Rzeczypospolitej.

Pod koniec 1979 roku przebywałem akurat w Stanach Zjednoczonych i z tamtego punktu widzenia odbierałem dalszy ciąg rewolucji islamskiej w Iranie, której przywódcą był ajatollah Ruhallah Chomeini. Aż do 1989 roku pozostawał on dyktatorem tamtejszego Ciemnogrodu. Wcześniej zdołał doprowadzić do obalenia liberalnego z jednej strony, ale krwawego z drugiej dyktatora – szaha Mohammada Rezy Pahlawiego, który zdołał się uratować przed linczem, uciekłszy z kraju do Ameryki pilotowanym przez siebie odrzutowcem. Po kilku dziesiątkach lat społeczeństwo Iranu właśnie próbuje przeciwstawić się skutkom, jakie przyniosła rewolucja islamska, tak samo dokuczliwa w skutkach, jak rządy talibów w Afganistanie, spychających kobiety do roli podrzędnej.

Nie bez przyczyny zauważa się dzisiaj, iż również w Polsce usiłują przejmować władzę osobnicy podobni do ajatollahów i talibów, powołujący się, jak na ironię – na katolicki wzór moralności. Ich cechą charakterystyczną jest nieustanne przeciwstawianie się prawdzie. Skrajnym przykładem tego rodzaju postawy stał się ostatnio wywindowany na stanowisko przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Maciej Świrski, wnuk biskupa Ignacego Świrskiego. Ten zacny obywatel postanowił otóż wykorzystać swoje uprawnienia na pozycji szefa KRRiT , iżby ukarać stację telewizyjną TVN za pokazanie wstrząsającego reportażu w cyklu Czarno na Białym – Siła Kłamstwa, za który jego autor Piotr Świerczek został uhonorowany nagrodą Grand Press. Znakomicie udokumentowany reportaż ukazuje, jak prawdę o katastrofie rządowego Tupolewa 154M pod Smoleńskiem w 2010 roku, usiłował ukryć poprzez nieprzypadkowe przemilczenia samozwańczy ekspert Antoni Macierewicz . No i okazuje się, że ob. Świrski może jednoosobowo ukarać TVN grzywną w wysokości niemal miliona złotych za wyemitowanie sensacyjnego reportażu. W obronie Świerczka i TVN stanęły wszystkie uczciwe siły polskich mediów. No cóż, moim zdaniem, Świrski mógłby równie dobrze spróbować nałożyć karę na zwycięzcę Konkursu Chopinowskiego 2005 Rafała Blechacza – zarzucając mu, że w czasie koncertowania fałszował...

A tak w ogóle, to obecna władza państwowa dopuszcza się takiego przeinaczania moralnych zasad, jakie pozwalam sobie ukazać na ilustrującym felieton rysunku. Trudno byłoby mi prościej to wytłumaczyć...

Wróć