Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

W stolicy gorąco…

31-07-2019 21:28 | Autor: Mirosław Miroński
Lato w pełni, jednak zamiast typowych tematów wakacyjnych w mediach dominują trzy, a mianowicie: przetasowania przedwyborcze w szeregach opozycji, wybór nowego premiera Wielkiej Brytanii - Borisa Johnsona, wizyta w Polsce Ursuli von der Leyen - nowej szefowej Komisji Europejskiej.

To ostatnie wydarzenie niezwykle mnie irytuje i bynajmniej nie chodzi o samą panią Ursulę Gertrudę von der Leyen, ale o to, w jaki sposób większość naszych dziennikarzy wymawia jej nazwisko - akcentując [won] zamiast [fon]. Warto niedouczonym przypomnieć, „v” w języku niemieckim wymawiamy jak „f”. Dlatego, piszemy Volkswagen, a wymawiamy [folkswagen], co znaczy - samochód dla ludu. Lud bowiem, to po niemiecku Volk. Podobnie, Ulrich von Jungingen wymawiamy Ulrich [fon] Jungingen, a nie [won]. Nie przypuszczam, żeby podczas sławetnej bitwy pod Grunwaldem, wygranej przez sprzymierzone z koroną wojska, ktokolwiek w bitewnym ferworze tak zwracał się do wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego. Trzeba go było najpierw pokonać, dopiero potem won… Były to bowiem czasy, w których rycerskość nie była tylko pustosłowiem. „Won” w naszym języku oznacza ni mniej ni więcej tylko „wynoś się”. Wracając do wizyty szefowej UE, mówienie do którejkolwiek z pań - „won” – brzmi co najmniej niestosownie, niezależnie, czy jest najważniejszym politykiem w Unii Europejskiej, czy też nie. W języku niemieckim „von” znaczy „z”. Tak więc „von przy nazwisku wskazuje skąd wywodzi się osoba czy też ród.

Warto zajrzeć do książek, zanim wystąpi się w radiu, albo telewizji, zwłaszcza publicznej, od której powinniśmy wymagać trochę więcej. Uczmy się języków obcych, bo to przekłada się również na jakość naszego języka! Dodam jeszcze, że konsekwentnie - Leyen nie wymawiamy [lejen], tylko [lajen], bo w języku niemieckim połączenie samogłosek „ei” oraz „ey” wymawiamy właśnie jako [aj].

To tyle na ten temat. Może, w miarę upływu kadencji nowej przewodniczącej UE nasi dziennikarze zdążą się douczyć w tej kwestii i nie będą kaleczyć języka polskiego ani niemieckiego. Wszystkim wyjdzie to na zdrowie, a na pewno telewidzom i słuchaczom radia.

Zostawmy na razie kwestię nieuctwa, bo w stolicy wiele się dzieje i to wcale nie za sprawą wysokich temperatur, ale kalendarza, który przypomina, że mija właśnie 75 lat od wybuchu Powstania Warszawskiego. Powstanie Warszawskie w przeszłości było częstokroć wykorzystywane do walki politycznej. Dziś zdaje się nie wywoływać już takich emocji. Zdecydowana większość społeczeństwa, zamiast roztrząsać, czy było ono celowe i na ile jego późniejsze jego skutki wpłynęły na życie współczesnych Polaków, woli po prostu celebrować pamięć o jego bohaterach.

Dla uczczenia tego wiekopomnego wydarzenia w stolicy odbywają się liczne, związane z tym imprezy: koncerty, wystawy, spotkania, pokazy grup rekonstrukcyjnych, spektakle teatralne, biegi sportowe etc. Wystarczy przyjrzeć się statystykom, które bezspornie pokazują, że w tej kwestii dawne spory i dyskusje zastąpiła chęć oddawania hołdu tym, którzy stanęli w obronie wartości przeciw dwóm totalitaryzmem. Wprawdzie oni sami zapłacili za ten opór najwyższą z możliwych cenę, ale ich postawa budzi najwyższy szacunek współczesnych Polaków. To z nich czerpią wzory do naśladowania. Mimo że dążący do zagłady stolicy barbarzyńcy zrównali z ziemią budynki i całą infrastrukturę, wymordowali znaczną część mieszkańców oraz poddawali ich represjom, nie zdołali zabić ich ducha. Dzięki temu Warszawa mogła odrodzić się po latach jak Feniks z popiołów.

Powstanie Warszawskie to nie tylko historia. Jego etos oddziałuje wciąż na teraźniejszość. Stanowi inspirację dla współczesnych twórców. Wiele dzisiejszych dzieł odnosi się do postaw ludzi żyjących w stolicy, którzy stanęli przed najcięższą próbą 75 lat temu. Z etosu PW czerpią muzycy, kompozytorzy, plastycy, reżyserzy filmowi i teatralni, czego dobrym przykładem jest spektakl „Król Lear” Williama Szekspira w reż. Agnieszki Korytkowskiej wystawiany w Muzeum Powstania Warszawskiego.

Historia oraz kultura zdominowały bieżące wydarzenia, spychając na dalszy plan pozostałe. Nawet wyjątkowo niski stan Wisły nie jest w stanie przebić się w równym stopniu przebić do świadomości warszawiaków, którzy chyba zdążyli się już przyzwyczaić do anomalii pogodowych. Nawet rekordowe temperatury nie są dziś takim zaskoczeniem jak kiedyś. Starajmy się w miarę możliwości przeczekać upały w chłodnych miejscach. Mogą to być również sale koncertowe, kinowe, teatralne etc. W stolicy nie brakuje na szczęście takich miejsc, które mieszkańcy stolicy mają na wyciągnięcie ręki. Ale o tym już w następnym numerze…

Wróć