Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

W Szwecji konie się ścigają przy pustych trybunach

01-04-2020 21:37 | Autor: Tadeusz Porębski i Zbigniew Kuczyński
W dobie pandemii śpi także światowy sport, co dla milionów kibiców jest prawdziwą udręką. Są jednak wyjątki. W Szwecji jedyną funkcjonującą dyscypliną sportu w czasie pandemii koronawirusa są wyścigi kłusaków, które przynoszą organizatorowi krociowe zyski.

Szwedzi są rozkochani w kłusakach, zawody odbywają się tam aż na 33 torach. Monopol na koński totalizator ma ATG (Aktiebolaget Trav och Galopp), spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, która w 90 proc. należy do branżowego związku zawodowego Svensk Travsport (ST). Członkowie zarządu ATG są w połowie mianowani przez państwo. Konie ścigają się od Boden na dalekiej północy do Malmö na południu. Ich znaczna część jest finansowana z różnych gier organizowanych przez ATG. Pierwszy tor wyścigów konnych w Szwecji został otwarty w 1907 r. w Jägersro. Jak się okazuje, pandemia koronawirusa to dla ATG prawdziwa manna z nieba, bowiem spragniona wyścigów konnych Europa rzuciła się do obstawiania gonitw w Szwecji, co przynosi organizatorowi gigantyczne zyski z masowych zakładów z zagranicy.

W Szwecji odbywa się rocznie prawie tysiąc imprez wyścigowych z udziałem około 20 tysięcy koni ścigających się w prawie 9 tys. gonitw. Obroty ATG w ostatnich latach oscylowały w granicach miliarda euro rocznie. Jednak w marcu, kiedy wstrzymano wyścigi w Europie i Szwecja stała się jedynym krajem na kontynencie, w którym mityngi wyścigowe odbywają się normalnie, obroty potroiły się. Gonitwy rozgrywane są oczywiście przy pustych trybunach, lecz miliony graczy śledzi je w telewizji, bądź w Internecie i obstawia online. W miniony piątek rząd Szwecji zaostrzył restrykcje i zmniejszył od 1 kwietnia liczbę osób na imprezach z 500 do 50.

Branżowy związek Svensk Travsport sprytnie ominął urzędowe rygory. W wydanym oświadczeniu zakomunikował , że nie wstrzyma wyścigów, ponieważ od 12 marca zmieniono kwalifikację prawną torów wyścigowych z obiektów sportowych na... zakłady pracy. Uzasadnienie jest bajecznie proste: "Na obiektach wyścigowych nie ma publiczności, ale trenerzy, obsługa stajni, lekarze weterynarii oraz jeźdźcy pracują normalnie, ponieważ wymaga tego dobro zwierząt. Dodać należy kilkoro sędziów obserwujących zawody w osobnych pomieszczeniach. Nie widzimy więc żadnych przesłanek, by odstąpić od organizowania gonitw przy pustych trybunach”. Władze zaakceptowały decyzję ST i z dnia na dzień nastąpił taki przypływ graczy z zagranicy, że programy telewizyjne oraz internetowe z ocenami szans koni i typami musiały wprowadzić edycje po francusku i włosku. Dodatkową zachętą jest fakt, że wygrane w szwedzkich wyścigach kłusaków nie podlegają szwedzkiemu podatkowi.

Według danych ATG, w poniedziałek 22 marca wartość zakładów wyniosła 2,5 miliona euro, co jest wzrostem aż o 400 procent w stosunku do zakładów w dzień powszedni przed epidemią. Gracze z Francji, gdzie zamknięto tory przed tygodniem, tylko w ubiegłym tygodniu pozostawili w Szwecji trzy miliony koron. W marcu zagraniczni gracze obstawili szwedzkie gonitwy już za 20 milionów euro i zdaniem ekspertów trend ten utrzyma się jeszcze przez kilka miesięcy. Tylko Norwegowie obstawiają rocznie w Szwecji zakłady za sto milionów euro. Camilla Garman rzeczniczka Norsk Rikstoto, norweskiego organizatora wyścigów kłusaków, ocenia, że kwota ta może ulec potrojeniu. Patrik Brissman, rzecznik prasowy ATG, ujawnił dziennikarzowi gazety "Aftonbladet", że spółka od dawna nie notowała takiej hossy.

Czy na Służewcu możliwe jest rozgrywanie gonitw bez udziału publiczności? To pytanie do wytrawnych prawników. Czy Służewiec, podobnie jak szwedzkie obiekty wyścigowe, można uznać za zakład pracy? I na to pytanie mogą odpowiedzieć jedynie znawcy prawa. Ale jedno jest pewne: gdyby udało się uruchomić sezon wyścigowy 2020 z pustymi trybunami i bez udziału właścicieli koni, którzy mogliby śledzić swoich podopiecznych w Internecie, byłaby to wyjątkowa okazja do wypromowania tej, niestety, dołującej dyscypliny sportu. Taka okazja może nie powtórzyć się przez kilkadziesiąt następnych lat.

Internowany we własnych domach naród jest już bowiem mocno zmęczony ciągłymi informacjami o wirusie oraz jego zwalczaniu i niczym kania dżdżu pragnie jakiejkolwiek rozrywki. Kawiarnie, restauracje, kluby, puby zamknięte, więc transmisje wyścigowe oraz możliwość obstawiania gonitw przez Internet byłyby w czasach marazmu i nudy prawdziwym zrządzeniem opatrzności dla społeczeństwa, wzmocniłyby słabnącą z dnia na dzień psychikę ludzi, którzy mogliby wreszcie uruchomić swoje emocje. O tym, że na grze skorzystałby także skarb państwa nie wspomnę. Internet daje bowiem szanse na postawienie przysłowiowej złotówki każdemu z kilkudziesięciu milionów pełnoletnich obywateli, nawet tym z najdalszych krańców kraju. A gdyby można było włączyć do gry online równie znudzonych jak my sąsiadów – Czechów, Słowaków, Litwinów, Rosjan i Ukraińców – pule w poszczególnych gonitwach można by liczyć w milionach.

Czy powyższe jest wyłącznie tak zwanym koncertem życzeń w dziennikarskim wydaniu? Czy rozgrywanie gonitw w obecności kilku do kilkunastu osób, które i tak codziennie stykają się ze sobą podczas stajennego obrządku i próbnych galopów byłoby dopuszczalne jako zgodne z prawem? Sędziowie, podobnie jak w Szwecji, mogliby obserwować gonitwy z osobnych pomieszczeń, których na szczęście na Służewcu nie brakuje. Jest takie powiedzenie, że wszystko można, o ile bardzo się chce. Czy dzisiejsza, wyjątkowa sytuacja zaprzecza temu powiedzeniu? Może na powyższe pytania zechcieliby merytorycznie odnieść się prezes Polskiego Klubu Wyścigów Tomasz Chalimoniuk i dyrektor toru Służewiec Dominik Nowacki? Kwestia możliwości bądź niemożliwości urządzenia wyścigów na Służewcu z udziałem zaledwie kilkunastu osób obsługi i bez udziału publiczności oraz właścicieli koni z pewnością nurtuje większość wyścigowego środowiska.

Wróć