Nie wchodząc w dalsze dywagacje, na ile te opinie były uzasadnione, odnotowuję jednakowoż fakt, że coś jest pomiędzy krakusami i warszawiakami i przy całej sympatii dla jednych i drugich przypomina to najoględniej mówiąc rywalizację. Może to jakieś zadawnione waśnie, doświadczenia historyczne, a może jeszcze coś innego. Na pewno, istnieją różnice językowe. Chyba każdy z nas miał okazję zetknąć się z nimi. No, choćby banalne wyjście na dwór dla warszawiaka, dla krakowianina będzie wyjściem na pole. Popularny kafel służący do budowy pieca dla krakowianina jest kafelką. Jeszcze lepiej znany jest inny przykład. Otóż pociąg do „Czebini” (Trzebini) odchodzi z peronu „czeciego”, a nie z trzeciego, jak powiedzieliby warszawiacy i większość osób posługujących się poprawną polszczyzną. Takich przykładów można znaleźć więcej, jednak różnice językowe na pewno nie są podstawą do poważniejszych sporów. I chyba takich sporów nie ma. W każdym razie, nie są one na tyle istotne, aby prowadziło to do konfliktów pomiędzy tymi dwoma ośrodkami kulturowymi oraz społecznymi, jakimi są aglomeracja warszawska i krakowska. Co to nie!
Zresztą, myślę, że jedni i drudzy lubią się na swój sposób. Co najwyżej, chcą podkreślić prymat jednych nad drugimi. Trudno krakowianom pogodzić się z utratą roli miasta stołecznego. W końcu, przez wieki była ich udziałem. Warszawiacy są postrzegani przez nich, a także przez mieszkańców wielu innych regionów Polski jako nieco zarozumiali. Być może dlatego, że są ze stolicy. Drobne różnice językowe, czy też charakterystyczne regionalizmy można krakowianom wybaczyć. Podkreślają ich odrębność kulturową i wprowadzają pewną dozę specyficznego dla Krakowa kolorytu.
Mimo wszystko, gdybym miał wybierać między jednym miastem a drugim, wybrałbym Warszawę. Jest to moje miasto i jestem z nim silnie związany. Trudno mi wyobrazić sobie życie gdziekolwiek indziej. Nie bardzo lubię wyjeżdżać z Warszawy, a jeśli już, to jeszcze bardziej lubię do niej wracać. Uwielbiam też Kraków, zwłaszcza rejon starego miasta, ulicę Starowiślną ze znajdującymi się tam kamieniczkami, cukiernią, w której można kupić tradycyjne makaroniki, amoniaczki i oczywiście prawdziwy, niepowtarzalny nugat cieszący od lat podniebienia łasuchów. To rodzaj ciasta z dwoma wafelkami, pomiędzy którymi znajduje się słodka masa bakaliowa. Dawniej był to przysmak lwowiaków, następnie zawędrował do Krakowa (skąd rozchodzi się na cały świat). Ciastka są przepyszne i znakomicie pasują do gorzkiej kawy.
W Krakowie lubię bulwar nad Wisłą, stary Kazimierz ze wspaniałą architekturą sakralną, lubię przysiąść u Noworola, czyli w Kawiarni Noworolski mieszczącej się na parterze Sukiennic, (od strony kościoła Mariackiego).
Na przełomie XIX i XX wieku powstało w Krakowie wiele kawiarń. Ich sława rozeszła się na cały kraj. Niektóre z nich stały się miejscem spotkań artystów. Oddziaływały one silnie na polską kulturę. Były swoistym forum do wymiany poglądów, wizji artystycznych, miejscem sporów i dyskusji. Taką rolę pełniła m. in. słynna kawiarnia Paon (Pod Pawiem) prowadzona przez Ferdynanda Turlińskiego. Spotykali się w niej artyści związani z Młodą Polską. Powstało w niej wiele rysunków, portretów przedstawicieli ówczesnej bohemy. Jej bywalcami byli tacy znani twórcy jak: Stanisław Wyspiański, Włodzimierz Tetmajer, Stanisław Przybyszewski, Jacek Malczewski, Jan Stanisławski i inni. Na jednej ze ścian kawiarni zawieszono specjalne płótno, aby każdy mógł na nim coś namalować albo napisać zależnie od potrzeb. Takie wielkie osobowości artystyczne, jak wymienieni twórcy, oddziaływali na całą Polskę. Trudno sobie wyobrazić kulturę polską bez ich udziału i wkładu. Z pewnością sprzyjał im krakowski genius loci, roztaczający nad nimi swoją opiekę.
Różnice kulturowe nie są złe. Przeciwnie, stanowią wartość samą w sobie. Warto zatem, mieszkając w Warszawie, spojrzeć na siebie z perspektywy innych mieszkańców Polski.