Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Warszawo, ty moja Warszawo....

23-11-2022 20:47 | Autor: Maciej Petruczenko
Doskonale wiem, oglądając właściwe programy telewizyjne oraz czytając „Nasz Dziennik” i „Gazetę Polską”, że zbliżający się nieuchronnie szczyt kryzysu energetycznego i piramidy podatkowej – to tylko czczy wymysł złych ludzi, przeciwstawiających się wprowadzanej w Polsce coraz szerzej, niewątpliwie dobrej zmianie. Źli ludzie robią, co mogą, żeby błogosławieństwo dobrej zmiany obrócić wniwecz i zatruć je diabelskim nasieniem, którego z organizmów obywateli RP może nie wyplenić nawet najbardziej wyedukowany egzorcysta.

Martwiąc się tym, obwoziłem w ostatnich tygodniach po Warszawie gości zagranicznych, łaknących powiewu nowoczesności i gospodarczej prosperity, z której Polska zaczęła właśnie słynąć na całym świecie. I jakież było moje oburzenie, gdy goście ci, zwłaszcza przybysze z Francji i Australii, zobaczyli coś, co można nazwać li tylko sprytnym kamuflażem dobrobytu, będącym dziełem – wiadomych, reakcyjnych sił, usiłujących podważyć to, czego udało się dokonać poprzez genialny Plan Siedmioletni, którego zbawcze efekty społeczeństwo polskie odczuwa dzisiaj na każdym kroku. Zwłaszcza na koniec każdego miesiąca, gdy przychodzi z ogromną radością stwierdzić, iż rachunki za prąd i gaz wcale nie są tak wysokie, jak można się było spodziewać, lecz tylko pięć do dziesięciu razy wyższe.

W tej sytuacji mogę tylko docenić, z jak wielką maestrią wraże siły, usiłujące omamić naród polski, potrafiły ukryć przed cudzoziemcami to, co powinno być przedmiotem naszej niewątpliwej dumy. W tym wypadku chodzi mi jedynie o punkty gastronomiczne i handlowe prywatnej inicjatywy, której rząd dał wszak szerokie pole do popisu. Nietrudno mi się domyślić, że trzymający podstępnie Warszawę w szachu stołeczny herszt przeciwników reform, hamulcowy dobrej zmiany Rafał Trzaskowski kazał te punkty – jeden po drugim – pozamykać, żeby stworzyć fałszywe wrażenie, iż zawiadującym nimi drobnym przedsiębiorcom nie starcza kasy na opłacenie podatków i rachunków ze energię. A to przecież ewidentna bzdura, skoro rząd nie szczędzi środków na różnego rodzaju tarcze ochronne, niesłusznie nazywane przez opozycję rozwiązywaniem problemów, które sam stworzył.

Z niemałym zdziwieniem zauważyłem, iż moja ulubiona kawiarnia na Dworcu Centralnym została zamknięta. Co gorsza zaś, zamknięto też, zwłaszcza w dworcowych podziemiach, wiele innych punktów handlu i gastronomii. Gdy zaprosiłem moich gości do restauracji Legii przy Łazienkowskiej, by zasmakowali nie tylko piłkarskiego kunsztu na warszawskim Camp Nou, okazało się, że zamknięte i tak samo trzeba było pocałować klamkę w dwóch restauracjach, działających zwykle przy kortach klubowych. Łażąc po mieście w poszukiwaniu jakiegoś przyzwoitego miejsca do wypicia kawy i odbycia rozmowy, trafiliśmy wreszcie do lokalu w lobby zabytkowego hotelu Polonia. Odetchnąłem tam z wielką ulgą, przypominając sobie, że hotel ten był w Warszawie ostatnią oazą cywilizacji, gdy 17 stycznia 1945 roku skończyła się okupacja niemiecka. Wkrótce potem, zanim miasto zostało odbudowane z gruzów, właśnie w Polonii lokowano przedstawicieli dyplomatycznych innych państw. Czyżby miał nastąpić powrót do powojennego niedostatku? – pomyślałem. Na szczęście wiem, że wszystko to jedynie kamuflaż i na pewno nie ma to nic wspólnego z tym, co widziałem 30 lat temu w Detroit, gdzie po upadku przemysłu samochodowego w centrum miasta straszył widok okien pozabijanych deskami.

Jako warszawiak od dziesiątków lat nawykły do mieszkania w spokojnych miejscach otoczonych zielenią i w samym mieście, i w okolicach, cenię też sobie prowadzoną przez rząd, niezwykle umiejętną gospodarkę leśną. I przecież widzę gołym okiem, że na przykład Park Krajobrazowy, jakim są Lasy Chojnowskie z uroczym Zalesiem Górnym, tylko zyskuje na systematycznej wycince drzew. Dzięki temu nie muszę już brodzić po gęstwinie, żeby zobaczyć sarnę, jelenia, dzika lub łosia, bo zwierzęta te same wchodzą mi w drogę, mając coraz mniej miejsce do ukrycia i żerowania. Nie ulega wątpliwości, że bardzo z tego się cieszą. A jeszcze bardziej pasuje im przeprowadzanie szerokich dróg asfaltowych przez sam środek chojnowskiej kniei. Spotkanie z samochodem jest wszak dla łosia taką samą frajdą, jak i dla prowadzącego auto kierowcy. Zwłaszcza wtedy, gdy łoś wpadnie do kabiny, rozbijając 1000-kilogramowym cielskiem przednią szybę.

Pilnując wprowadzania dobrej zmiany, rząd również – jak najsłuszniej – zawłaszcza tereny miejskie w Warszawie, jak choćby plac Józefa Piłsudskiego. Pomnik Marszałka – nawiasem mówiąc – stoi tam gdzieś z boku. Bo godne to i sprawiedliwe, że bardziej centralne miejsce zajął piękny postument o wiele większego zbawcy ojczyzny. A już taki ciura jak Ignacy Paderewski niech się zadowala pomnikiem w ustroniach Parku Ujazdowskiego.

Dobra zmiana wyrównuje rachunki krzywd, pogłębia demokratyzację kraju, prowadząc jednocześnie do gospodarczego rozkwitu. Dlatego dziwię się wielu młodym ludziom, którzy – nie wiedzieć czemu – czmychają z Polski, gdzie pieprz rośnie. Może nie potrzebują udowodnienia, że czarne jest czarne, a białe jest białe?

Wróć