Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wolnoć Tomku w swoim domku?

22-11-2023 20:59 | Autor: Maciej Petruczenko
Na tapetę powrócił mocno już zapomniany agent „Tomek”, czyli Tomasz Kaczmarek, całkiem niedawno wypuszczony z aresztu, ponoć za poręczeniem w wysokości 500 tysięcy złotych. Swego czasu był największym pupilkiem wielkorządców Centralnego Biura Antykorupcyjnego – Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Dziś oskarża ich o wywieranie nań presji, by próbował kompromitować osoby ze sceny politycznej, niemiłe tym, którzy porobili kariery, odbijając się z odskoczni, jaką dawała partia, nosząca dla żartu nazwę Prawo i Sprawiedliwość. Sprawa staje się z jednego względu poważna, a tym względem są deklaracje niektórych polityków będącej teraz na fali Koalicji Obywatelskiej, którzy zapowiadają rozwiązanie CBA.

Trwa publiczny dyskurs, a w nim jedna strona wytyka drugiej zakłamanie, zaś Kaczmarek jawi się nam jako syn marnotrawny, który w końcu zrozumiał, że błądzi i pragnie naprawić wyrządzone zło. Trochę to przypomina sytuację innego beneficjenta rządów PiS – „kryształowego” Mariana Banasia, który był już szefem Służby Celnej, Krajowej Administracji Skarbowej i ministrem finansów, aż wreszcie został prezesem Najwyższej Izby Kontroli. Banasiowi zarzucono oszustwa w zeznaniach podatkowych i powiązania ze światem przestępczym. I pomyśleć tylko, że za komuny poszedł siedzieć (1981-1983) za działalność opozycyjną wobec reżimu PRL – w obrębie „Solidarności” i kilku innych organizacji. Po latach jednak pozwolił sobie złamać kręgosłup moralny i zaczął być ścigany poniekąd przez swoich politycznych współtowarzyszy. Przed odpowiedzialnością karną uratował go immunitet, jaki chroni szefa NIK. Wniosek prokuratora o zdjęcie immunitetu z Banasia nie przyniósł oczekiwanego efektu. Tymczasem sam obwiniony jedzie po sferach rządowych równo z trawą, odsłaniając przed opinią publiczną kolejne afery wokół ludzi „trzymających władzę”. W celu przygwożdżenia Mariana zatrzymano nawet na krótko jego syna Jakuba, jemu również zarzucając malwersacje finansowe. Jakub kandydował – bez powodzenia – w niedawnych wyborach do Sejmu z ramienia Konfederacji. Zarzucił krajowej władzy wykonawczej wypaczające równość szans zaangażowanie w kampanię wyborczą aparatu państwowego i spółek skarnu państwa. Jak widać, wciąż trwają niesnaski w tak kochającej się do niedawna rodzinie z ojcem chrzestnym Jarosławem Kaczyńskim na czele.

A wracając do sylwetki i dokonań byłego agenta Tomka, wypada przypomnieć, że opinii publicznej naraził się tym, że w kilku wypadkach zastosował, bez faktycznego uzasadnienia metodę sprowokowania do przestępstwa, zamiast ścigać kogoś, kto już przestępstwo z własnej inicjatywy popełnił. Najpierw na oczach całej Polski rozegrała się farsa, w której pozujący na bogatego playboya Kaczmarek uwiódł posłankę Platformy Obywatelskiej, skądinąd stateczną żonę i matkę Beatę Sawicką. Sąd Najwyższy uniewinnił Sawicką, orzekając, że as atutowy CBA przekroczył granicę dopuszczalnych uprawnień, testując czyjąś podatność na korupcję w sytuacji, gdy taka osoba sama z siebie korupcji bynajmniej nie planowała.

W gruncie rzeczy agent Tomek wystąpił nie w roli broniącego prawa szeryfa, ale podżegacza. Na dodatek, czego sąd nie uwzględnił, że owa akcja przeciwko Sawickiej, mająca najwyraźniej polityczny podtekst, pociągnęła za sobą bardzo poważne wydatki, a pieniądze czerpane przecież z kieszeni podatnika. Tak samo było, gdy wcześniej CBA pod wodzą Kamińskiego przeprowadziło akcję, mającą na celu przypisanie korupcji i nadużycia stanowiska Andrzejowi Lepperowi, wicepremierowi w pierwszym rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Wtedy koszty były chyba o wiele większe, a na dodatek funkcjonariusze CBA sami dopuścili się przestępstw, polegających na fabrykowaniu fałszywych dokumentów, wprowadzając niedopuszczalny zamęt w porządku prawnym. W następstwie tamtej skandalicznej akcji minister rolnictwa Lepper stracił stanowisko wicepremiera, a jego Samoobrona wypadła z koalicji rządowej. Agenci chcieli udowodnić Lepperowi pomoc w odrolnieniu gruntów, co im się nie udało. Dwu osobom, mającym konkretnie załatwiać owo odrolnianie z powoływaniem się na wpływy z resorcie, którym kierował szef Samoobrony, wręczono – jeśli dobrze pamiętam – łapówkę w wysokości 3 milionów złotych (łapówka kontrolowana). Lepper nie został na przestępstwie korupcji złapany i tak naprawdę cała tamta afera gruntowa skończyła się bez sankcji wobec dwu oskarżonych, choć sąd początkowo wydał wyroki skazujące.

Dopiero później zostali oskarżeni inicjatorzy akcji, Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, których sąd pierwszej instancji postanowił posłać za kraty. Nim jednak – wobec ewidentnych dowodów winy – w sprawie wypowiedziała się druga instancja sądowa, do tej politycznej gry włączył się prezydent RP Andrzej Duda, niespodziewanie uniewinniając obu skazanych i uniemożliwił tym sposobem wydanie wyroku przez sąd drugiej instancji. Tak to wymiar sprawiedliwości został potraktowany jak zabawka, a wytrawni prawnicy złapali się za głowę, oceniając postępek Dudy ratującego „swoich”.

Duda, podobnie jak agent Kaczmarek, powiedzieli sobie: wolnoć Tomku w swoim domku i zrobili, co chcieli, nie bacząc na tok postępowania. W niedawnej dyskusji telewizyjnej dwoje dziennikarzy na portalu „w polityce.pl” podkreśliło, że Kamiński był w tym wypadku niewinny. Jakże jednak mieć go za niewinnego, skoro prezydent Duda potraktował go jako winowajcę, bo inaczej nie skorzystałby przecież z przysługującego mu prawa łaski.

Wróć