Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Wspomnienie wojny z bolszewikami...

13-08-2024 19:56 | Autor: Maciej Petruczenko
Jak wiemy z historii, jeszcze się Rzeczpospolita Polska nie odrodziła na dobre po 123 latach rozbiorów, a już została zaatakowana przez bolszewickie hordy, bo Leninowi zależało na tym, żeby i na naszych ziemiach ustanowić sowiecką republikę. Wedle najświeższych ustaleń, początek wojny polsko-bolszewickiej należy wiązać z datą 3 stycznia 1919 roku, gdy bolszewicy zaatakowali Wilno, w którym – po rozwiązaniu Samoobrony Wileńskiej – panowało już Wojsko Polskie. Później mieliśmy cały ciąg przełomowych wydarzeń, których kanwą były próby ustanawiania porządku komunistycznego nie tylko na terytoriach wschodniej Europy, lecz również dużo dalej. Polityka Józefa Piłsudskiego, jakże ważnej, żeby nie powiedzieć – najważniejszej dla nas – postaci tamtych czasów polegała między innymi na tym, żeby nie tylko powstrzymać pochód bolszewizmu, lecz również nie pozwolić na triumfy „białej” armii Antona Denikina. Toczone w 1920 roku decydujące starcia z bolszewikami w okolicach Warszawy, najczęściej kojarzone z miejscowością Radzymin i 15 sierpnia, były wprawdzie decydującym momentem wojny ze wschodnim najeźdźcą, ale nawet przepędzenie wojsk Michaiła Tuchaczewskiego, co dobrze rozumiał Piłsudski, nie dawało gwarancji, że komunistyczna zaraza na ziemie polskie nie powróci. Sprawdziło to się we wrześniu 1939 roku i później.

Co do samej postaci twórcy Legionów powstały po latach najróżniejsze opinie, łącznie z tą, że w najważniejszej chwili, gdy decydował się los wojny z bolszewikami, wódz popadł w kryzys psychiczny i tak naprawdę istotne posunięcia wojskowe ze strony polskiej były w największym stopniu dziełem gen. Rozwadowskiego i kilku innych oficerów.

Religijne uniesienie po odparciu najeźdźcy sprawiło, że owa rozstrzygająca batalia zyskała miano „Cudu nad Wisłą”, przypisywanego nie talentom naszych dowódców bynajmniej, jeno samej Matce Boskiej. Wiara w cuda jest zawsze najłatwiejszym wytłumaczeniem pewnych zdarzeń lub zjawisk, ale w tym wypadku nietrudno wskazać racjonalne podstawy polskiego triumfu 1920. Jedną z tych podstaw był chociażby nowoczesny wynalazek w postaci wywiadu radiowego, w czym zasłużył się naczelnik Biura Szyfrów, podpułkownik Jan Kowalewski, odczytujący bez kłopotu rozkazy zawarte w depeszach wroga. Jako były oficer armii carskiej znał doskonale strukturę wojsk rosyjskich i tym łatwiej rozszyfrowywał kolejne depesze. Co ciekawe zaś, w tej robocie pomagali mu znakomici polscy matematycy: Wacław Sierpiński, Stanisław Leśniewski i Stefan Mazurkiewicz. Dzięki skutecznemu radiowywiadowi, prowadzonemu bodaj z warszawskiej Cytadeli, Pisudski mógł doskonale orientować się co do ruchów najeźdźcy. Był więc to wstęp do tego, czego dokonali później Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski, rozpracowując kody wykorzystywanej przez Niemcy hitlerowskie maszyny szyfrującej Enigma i przekazując w końcu pałeczkę w tej sztafecie kryptologów – Brytyjczykom.

Zatem nasze wojskowe sukcesy znajdowały racjonalne uzasadnienie. Tym bardziej, że podczas wojny polsko-bolszewickiej Piłsudski uczynił szefem wywiadu Ignacego Matuszewskiego, który był człowiekiem wszechstronnie wykształconym, na dodatek zaś – biegle władającym kilkoma językami obcymi. Jeszcze wtedy Ignacy nie mógł wiedzieć, że w nowej Polsce zostanie ministrem skarbu, a także dyplomatą, pełniącym ważną misję w Rzymie. I że jako działacz sportowy znajdzie się też w szeregach Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, mając piękną i sławną żonę w osobie Haliny Konopackiej, która w roku 1928 zdobyła w Amsterdamie pierwszy złoty medal olimpijski dla Polski, ustanawiając jednocześnie rekord świata w rzucie dyskiem. Na jej cześć zresztą po raz pierwszy zagrano za granicą Mazurka Dąbrowskiego, uznanego wtedy za nasz nowy hymn narodowy. Konopacka, będąca, tak samo jak Ignacy, wielka patriotką, pomogła mu we wrześniu 1939 wywieźć z Polski 75 ton złota Banku Polskiego i nawet sama prowadziła jeden z miejskich autobusów, wiozących ten bezcenny ładunek pod bombami niemieckimi, by poprzez Rumunię dostarczyć go na Bliski Wschód i dalej do Francji, gdzie już czekał nań ówczesny premier naszego rządu na wychodźstwie Władysław Sikorski.

Matuszewski, który – jak wielu innych oficerów-Polaków – przeszedł z armii carskiej do naszych sił zbrojnych, zasłużył się ojczyźnie jak mało kto. I w pełni podzielał obawy Piłsudskiego co do komunistycznego niebezpieczeństwa. Tak jak w 1920 nie ufał bolszewikom, z którymi musiał jednak negocjować pokój ryski, tak później nie wierzył również Stalinowi i będąc już wraz z Haliną na przymusowej emigracji w Nowym Jorku robił, co mógł, by przeciwstawić się flirtowaniu z sowieckim dyktatorem.

O postawie i dokonaniach Matuszewskiego pisze między innymi nasza sąsiadka z Ursynowa Agnieszka Metelska w znakomitej książce pt. „ZŁOTA. Legenda Haliny Konopackiej”. Obszerne fragmenty tej książki poświęcone są osobie małżonka mistrzyni olimpijskiej. Autorka tej pozycji przypomina między innymi, że w domu rodzinnym Ignacego stałymi gośćmi byli znakomici pisarze Bolesław Prus i Stefan Żeromski. Słynny poeta Kazimierz Wierzyński tak charakteryzował bohatera ekspedycji z polskim złotem” „Żołnierz, polityk, dziennikarz, dyplomata, poeta, wielbiciel sportu”. Gdy Matuszewski kierował wywiadem w trakcie wojny z bolszewikami, Wierzyński był oficerem prasowym przy polskim dowództwie. Nic dziwnego, że przyjaźń przetrwała aż do czasów emigracji, gdy Matuszewscy i Wierzyńscy zamieszkali w Nowym Jorku. A mało kto pamięta, że na tych samych igrzyskach, na których triumfowała Halina, Kazimierz również zdobył złoty medal olimpijski, wygrywając konkurs na wiersze o tematyce sportowej. „Laur olimpijski” został wprawdzie przedstawiony jury w języku niemieckim, ale w polskiej wersji nikt by tej świetnej poezji nie zrozumiał...

Wróć